Strona naszego Pisma
  str.

odczucia
poprzednia strona spis treści następna strona

"Dzieci stare" Hieronima Biedronkiewicza

O podświadomości, nadświadomości i świadomości mówi sztuka "Dzieci stare" Hieronima Biedronkiewicza. Jako traktująca o tak ważkich atrakcjach, w których lubował się niejaki Freud, a jednocześnie wpisująca się w grafomańskie według niektórych kanon dzieł brutalistycznych, jest jedną z wielu tysięcy dramatów napisanych w tym roku. Akcja dzieje się w czasach dla niepoznaki tylko napoleońskich. Stoi trzech psychoterapeutów i gada, a wnet przyjeżdża autobus i jeden z lekarzy, wsiada do niego, macha przez szybę i odjeżdża. W siną dal - a jakżeby iaczej!
Polityka, mimo iż bardzo ważna, ma swoje granice - zdaje się mówić w każdym momencie autor, wkładając w usta bohaterór słowa o całkiem niedorzecznych sprawach, takich jak klubbing, popkultura, jednostka ludzka, przesłanka, zdrowy związek ludzi, czy Kraków. Po tym, jak jeden z psychoterapetów zbiegł ze sceny, rozpoczynają się straszne rzeczy na oczach widzów. Bohaterowie są kulturalni, ubierają garnitury i jedzą używając sztućców.
Publiczność jest zdruzgotana. Tak wielkiego szoku nie wywołali w niej nawet "Oczyszczeni" Sary Kane, którzy przy tym dziele są zaledwie nieudolną grafomanią chorej psychicznie dziewczynki. Na scenie odbywa się prawdziwe poniżenie widza, kiedy o spojrzeniu na cywilizację oraz poezję Herberta wygłasza referat sam reżyser wcielający się w postać Mędrca symbolizującego wiedzę, doświadczenie, ciekawość świata i pokorę wobec niego.
Potem odbywa się wykład z fizyki, chemii i innych nauk przyrodniczych. Jednak napięcie rośnie i sięga zenitu, gdy wbrew nadziei zdruzgotanego widza mowa jest o moralności.
Przedstawienie od razu zostało ogłoszone skandalem nie tylko obyczajowym. Krytycy spierają się, a jeden z nich krzyczy nawet, jako że nie może dojść do siebie po szoku, którego doznał: "w imię czego tak pastwi się autor nad nami!"

prof. Ziemowit Ukleja



poprzednia strona spis treści następna strona