Strona naszego Pisma
  str.

opowiadania
poprzednia strona spis treści następna strona

Carpe Diem

- Wiesz, to bardzo miłe z twojej strony - Barbara zwróciła się do swojego towarzysza - ale ja zapłacę za siebie. Naprawdę, nie trzeba.
- Nie żartuj - odparł lekceważąco Mikołaj, podając kelnerowi uprzednio wydobytą z przepastnego portfela kartę.
Inny kelner zabrał dwa duże półmiski i talerzyki na ości oraz dwie szklanki, w których w niedalekiej przeszłości najzwyczajniej w świecie, kostki lodu zażywały kąpieli w schłodzonej Mirindzie ( bo Fanty nie mieli). Rozmowa, delikatnie mówiąc, nie kleiła się, choć Barbara dokładała wszelkich starań, by nie zasnąć podczas kolejnej opowieści o tym, jak to Mikołaj w wieku 4 lat jechał na motorowerze, a rok później na motorynce, a po roku na prawdziwym motorze jakimś tam, nie zapamiętała jakim. Mikołaj też nie pamiętał czy ulubionym zajęciem jego towarzyszki jest szydełkowanie, a nie znosi haftu, czy na odwrót. Mało go to obchodziło. Powoli obydwoje dochodzili do wniosku, że to spotkanie było pomyłką. Niezręczne milczenie przerwały słowa kelnera.
- Pańska karta została anulowana.
Mikołaj poczerwieniał ze złości i wstydu i zaczął gorączkowo szukać zmiętych banknotów po kieszeniach. A nuż. Ledwo wycedził przez zęby:
- Masz może 6 złotych?
Barbara z trudem ukrywała zakłopotanie. Z lekkim uśmieszkiem podała kelnerowi swoją kartę.
- Nie przejmuj się. Takie rzeczy się zdarzają. Pewnie namieszali coś w banku - pocieszała faceta, który teraz wydawał się jej jeszcze bardziej żałosny niż piętnaście minut temu.
- O tak, na pewno.
Kłamanie zawsze przychodziło mu bez trudu. Gdy trafił na miesiąc do aresztu, jego rodziców powiadomiono, że jako stutysięczny klient hipermarketu wygrał wycieczkę na Arubę i wypoczywa na tropikalnej plaży właśnie teraz. Innym razem, gdy przypadkiem otruł psa sąsiadów, którym miał się opiekować podczas wakacji, upozorował samobójstwo. Z równą łatwością przychodziło mu okłamanie Barbary w smażalni rybnej "Carpe Diem - Chwytaj karpia". Każda nowa dziewczyna przechodziła przez numer z nieważną kartą, a już na pewno ta, z którą nie planował dalszych spotkań. Był mistrzem w wyłudzaniu i naciąganiu, a naiwne gęsi płaciły myśląc że robią dobry uczynek dla "roztrzepanego głuptasa".

Wyszli na promenadę i drogę do jej ośrodka kontynuowali w milczeniu. Pod bramą oboje stwierdzili, że wieczór był udany i świetnie się bawili. Uzgodnili, że na pewno się zdzwonią i już szli , każdy w swoją stronę, gdy Mikołaj odwrócił się.
- Muszę mieć twój numer! Jak inaczej się skontaktujemy?
- Aha, no tak. Emm masz coś do pisania?
Miakołaj wyjął groteskowo mały skrawek papieru.
- 605 455 94 ... yyy 66. - Barbara sama zdziwiła się jak łatwo przyszło jej podanie złego numeru.
- Dobra, dzięki. Zadzwonię jutro. Dobranoc.
Mikołaj odwrócił się, zgniótł papierek i po chwili wyrzucił za siebie.

Następnego dnia oboje nie żyli.

poBłażej



poprzednia strona spis treści następna strona