Strona naszego Pisma
  str.

trzy po trzy
poprzednia strona spis treści następna strona

Łubudubu

Grajmy Panu

Gdy zejdziemy do śródziemnomorskich katakumb pierwszych chrześcijan, odnajdziemy na ścianach napisy w języku greckim. Po raz pierwszy w kręgach wyznawców Jezusa języka łacińskiego do oficjalnych "zajęć" użył Wiktor I, biskup Rzymu, tak gdzieś w drugiej połowie II wieku. Pierwowzór dogmatów kościelnych jak i elementów liturgii wywodzi się z kościoła północnoafrykańskiego. Zresztą sam Wiktor I był Afrykańczykiem. Greka długo współistniała z łaciną. Jeszcze do VIII wieku ta koegzystencja była silna.
Liturgia kościelna, tak często zmieniana na przestrzeni wieków, jest mieszaniną ceremonii żydowskich (czytanie fragmentów pisma, ich omawianie czyli kazania, psalmy i hymny) jak i ceremonii greckich (hellenistycznych). Mimo, że język łaciński był coraz mniej przez wiernych rozumiany - zwłaszcza w jego formie stosowanej w kościele - dopiero obrady soboru watykańskiego dwa wieki temu przyniosły zmiany. Zezwolono miedzy innymi na prowadzenie obrządku w języku narodowym. Zresztą zezwolono to pojęcie bardzo dyplomatyczne, wszak nikt z wiernych nie do końca rozumiał o co w liturgii chodzi skoro się nie rozumie ni w ząb języka celebry (no może poza oświeconymi tych czasów). Powiedzmy więc, że kościół sam sobie poszedł na rękę stając się bardziej zrozumiałym. Tak więc i wilk syty i owca cała. Zresztą akurat te ustalenia wobec zmian jakie za swego pontyfikatu wprowadził Pius IX i tak są najmniej rewolucyjne.
Tyle tej nudnej historii. Dlaczego o tym piszę? Jestem w moim rodzinnym mieście, mieście - siedzibie rozgłośni o najlepszym zasięgu. Gdy człowiek w Polsce się znajdzie w miejscu o niknącym (co trudne do uwierzenia wobec zdobyczy techniki) sygnale Programu Pierwszego Polskiego Radia wysyłanego w eter z Solca Kujawskiego (nota bene - też koło T.), tam zawsze bez trudu odnajdzie wśród białego szumu radia tę jedyną i słuszną rozgłośnię. Jestem więc w T.. Widzę na słupach wielkie czarno-białe plakaty. Msza święta po łacinie. Msza święta cała na klęczkach, po łacinie i z chorałami gregoriańskimi - jedyna słuszna w swym obrządku. Tylko w ten sposób Bóg zwróci na nas uwagę.
Za jednym zamachem skreślono wszelkie młodzieżowe odloty pełne "czadu" i rockowego grania na gitarach czy bębenkach. Tylko chorał gwarantuje niebiosa. Do jednego worka wrzucono Jesus Christ Superstar Weber'a jak i Mszę h-moll Bach'a. Może jak dopchniemy nogą to wejdzie doń jeszcze Mozart i Bethoveen. Jak na nim usiądziemy to wepchniemy Haydna i Haendla. Bo czy mają oni szansę w wyścigu do Boga wobec Guillaume'a de Machant? O Strawińskim czy Pendereckim nie wspomnę. Razem z Góreckim mają pewnie przygotowany osobny wór.
I won za drzwi z napisem Religijność. Bo tylko ci Państwo znają jedynie słuszną drogę. Oby, życzę Wam tego. I niech Bóg będzie z Wami. I niech Niebiosa się do Was przychylą. Nie zapomnijcie tylko w swej dbałości o poprawność formy czemu owa forma ma służyć. Gdy będziecie sprawdzać czy kolana są równo przygięte, nie zapominajcie wobec Kogo na kolana swe padacie. I zadajcie sobie pytanie czy dla Niego istotnym jest kąt prosty waszych kolan. Czy sądzicie, że w dniu sądu powie, że jesteście lepszymi o te półtorej godziny na klęczkach? Każda droga do Boga jest dobra, byle oddać się mu całym sobą, z długimi włosami czy krótkimi. Mam nadzieję, że Bóg jest tolerancyjny i nie będzie się czepiał takich szczegółów. Zostawcie długowłosych z ich drogą do Najświętszego i pozwólcie im grać Bogu tak jak najlepiej potrafią. Nie bądźcie surowsi od Niego samego. Jaki będzie wasz rachunek sumienia gdy zbliżycie się do przykazania o miłości do bliźniego. Pozostańmy jak jesteśmy my tutaj a wy tam, tak długo jak muzyka gra. Max Weber miał rację tyle, że on protestant a takie pojęcie dla "plakatowców" jest równoznaczne z heretykiem. Im nie przejdzie nawet przez gardło gdyż zajęci są czystością formy i tym kogo bardziej kolana już bolą.

Prezes



poprzednia strona spis treści następna strona