GeRhArD
Bezpłatna wypowiedź
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, dlaczego w moim ulubionym kraju, ktoś nieustannie uważa, że ja (i nie tylko ja, bo dotkniętych owym procederem jest zapewne znacznie więcej osób) jestem idiotą. Czuje się tym osobiście dotknięty, bo jedyną osoba, która może to stwierdzić bezapelacyjnie jestem ja sam. Jak na razie jednak do takiej konkluzji nie doszedłem. Nadal jednak, w sposób bezpretensjonalny, pewne instytucje starają się usilnie wymóc na mnie zmianę tego zdania.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale w naszym kraju słowo "bezpłatny" zaczyna nabierać nowego znaczenia. Życie nauczyło mnie, że jeżeli coś jest bezpłatne, to nic mnie to nie kosztuje. Mamy zatem bezpłatne gazety czy też bezpłatne szampony w takich dziwnych małych saszetkach. Nie chcę nawet wspominać o takich herezjach jak bezpłatne szkolnictwo, czy też bezpłatna służba zdrowia. Sięgnąłem do źródła. Wyrocznia, czyli Słownik Języka Polskiego, tłumaczy to w sposób jednoznaczny: "taki, za który nie pobiera się opłaty". A jak zdarza się być? Czasami podróżuję pojazdami Polskich Kolei Państwowych, a nawet pociągami Inter City (chyba jedynymi, w których słowo podróż brzmi dumnie). Pal licho - kosztuje to drożej, ale jestem u celu szybciej i nie muszę jechać... przepraszam - podróżować - z rezerwistami, którzy mimo swej przysłowiowej wręcz towarzyskości nie są wymarzonymi pasażerami dla kogoś, kto nie potrafi wypić 10 piw, pluć na podłogę czy też rzucać kurwami do miłej pani konduktor. I co? Do mojego wygodnego przedziału przychodzi schludnie ubrany pan pchając wózek pełny dóbr, wręcza mi herbatę i ciasteczko i informuje, że jest to bezpłatny posiłek na koszt PKP. Jakoś nie jestem w stanie pojąć, jak deficytowe przedsiębiorstwo z miliardowymi długami może sobie pozwolić, aby mnie, skromnego obywatela, częstować bezpłatnym ciasteczkiem. Żyć nie umierać. Ale nie... przecież to ja zapłaciłem za ową niebiańską mannę dopłacając do biletu kilka złotych. Już niedługo dojdzie pewnie to tego, że ktoś z administracji pofatyguje się do mojej kawalerki i oznajmi, że ciepłą wodę dostaje za darmo, na jej koszt, bo płacę przecież za czynsz, a nie za to, żebym mógł po ciężkim dniu zrelaksować się w wypełnionej gorącą wodą z płynem do kąpieli wannie. Czy pan z wózeczkiem nie może mi powiedzieć po prostu: "dzień dobry, życzy pan sobie kawę, czy herbatę"? Czy na bilecie nie można napisać: "w cenę biletu wliczony jest posiłek". Najwyraźniej nie można. Przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że sam za nią zapłaciłem i nie mam ochoty, żeby ktoś, za przeproszeniem, robił sobie ze mnie jaja wmawiając mi bezczelnie, jak mi jest dobrze i wspaniale. Jednak już niedługo nieopatrzne rozumienie słowa "bezpłatne" może doprowadzić do wybuchu ogólnokrajowych zamieszek. Zamieszek, które wynikną z tego, że pewna prywatna telewizja twierdzi, że około 800 złotych to właśnie jest "bezpłatnie". Możemy przecież oglądać zakodowane relacje z Mistrzostw Świata całkowicie za darmo, ale najpierw musimy za niemałe w końcu pieniądze kupić cudowną Arkę Noego, która w tajemniczy sposób dostarczy nam ton radości (lub smutku) całkowicie za darmo. I znów ktoś upiera się, aby utrzymać mnie w przekonaniu, że jestem głupi wmawiając mi, iż muszę zapłacić za coś aby mieć to za darmo. Pięknie, naprawdę pięknie. Nie twierdzę, że Polsat nie ma prawa zarobić - wszak wydał na prawa do transmisji ciężkie miliony dolarów. Na marginesie - warto zadać pytanie, dlaczego tak wrzeszcząca i bezradnie machająca łapkami telewizja publiczna (ciekawe, czy ma to coś wspólnego z domem publicznym), nie mogła wysupłać ze swojej sakiewki trochę grosza. Nie po to, aby się jej opłaciło, tylko żeby w końcu zająć się swoją, legendarną już, społeczną misją. Ależ przecież po co, jeżeli można zrobić fantastyczne i niezwykle ambitne i interesujące widowisko w rodzaju "Tour de Maryla", podczas którego z ekranu rozwiewa nam włosy powiew kiczu i lekceważenia widza. Wróćmy jeszcze na chwilę do Polsatu, którego wiara w moją głupotę sięga kuriozum. Mianowicie na początku tego roku (dla wszystkich, którzy jeszcze nie wiedzą, jest to rok 2002), zaprezentowali oni noworoczny odcinek gry losowej "Idź na całość". Problem w tym, że w studio, wielkimi jak byk zdobnymi literami , napisane było 2000. Albo scenograf powinien dostać niezłą burę, albo ktoś po prostu uważał, że jestem na tyle głupi (albo na tyle ślepy), że tego nie zauważę. Droga telewizjo Polsat - zauważyłem i czuje się dotknięty waszą ignorancją mojego intelektu. Drogi czytelniku, który dotrwałeś to tych końcowych linijek: nie bądź bierny - myśl. Jeżeli również zauważyłeś, że robi się z ciebie idiotę, to czekam na przykłady.
GeRhArD gerhard@w.pl
|