Strona naszego Pisma
  str.

poezja
poprzednia strona spis treści następna strona

A J K

Historia o czyszczeniu butów

Łapał pod Wiedniem Turków Sobieski
A Marysieńka - trypry paskudne,
Kepler firmament badał niebieski...
a ja mam buty brudne.

W Iranie szacha mułła obalił,
Fidel - Batistę na Kubie,
Neron podobno Rzym cały spalił...
Ja brudnych butów nie lubię

Mieszko swą chwałą okrył Cedynię,
zginął pod nożem Ludwik XVI,
pokój z Niemcami był w Budziszynie...
więc buty czyszczę z użyciem pasty

Ponoć poruszył Słońce Kopernik,
komunizm - zaś świata bryłę,
Berlin zdobyli czterej pancerni...
już buty swe wyczyściłem

Umarł J. Cezar z dziurkami w plecach
i zginął Klaudiusz grzybem otruty.
Padł Henryk IV z ręki podleca....
a ja mam błyszczące buty.



TYTUŁ:
"Ballada - nomen omen - dziadowska o wielkiem boju, co go nasza husaria stoczyć ma w dalekiem kraju z małemi, żółtemi ludźmy, ku chwale ojczyzny i kontraktów długoterminowych, bo myśmy som Timur Engels i jego wesoła kamanda, pachnąca żywicom"

DIDASKALIA:
(ortografia CELOWO prowincjonalna, słowa moje, muzyka ludowa z przedmieść Czerniakowa, czyli piać na tradycyjnom nutem dziadowskom np. "Ballady o jednej Wiśnieskiej" .. trzy, cztery...)

W pewien czerwcowy wieczór upalny
dwa hufce wyszły na boju pole.
Trawa zielona, nie wieje halny,
tłumy -  z parteru po antresole.
	Nasze to orły bój bendom miały
	z tornadem, burzom, żółtom zawiejom - 
	mistrzostwa świata i mecz wspaniały
	z gospodarzamy, czyly Koreom
Stojom szeregiem orły nadobne,
biało-czerwone orły wspaniałe.
A obok sterczom ludziki drobne
(nie dość, że żółte, to jeszcze małe).
	I wreście gwizdek, poszli do boju.
	Już depczom trawy zielonom piankie.
	Pierwsze podania, jeszcze w spokoju
	i do Olego... i szczał na bramkie
Lecz mały "törmann" ze żółtom skórom
skoczył w powietrze jak Adam Małysz
i piłkiem złapał z minom ponurom
oraz wykonał wykop wspaniały.
	Na żółte piersi ktoś piłkie złapał,
	podał na żółtom nogie dokładnie
	I Koreaniec, chociaż fajtałpa
	szczelył do Dudka... bo może wpadnie?
Ale nasz Jerzy spod Lywerpula
w swe rence piłkie złapał tryumfalnie,
"Niech żyje Polska - Moja matula!"
krzyknoł, wzioł rozbieg... i jak nie walnie!
	Leciała piłka z Łodzi do Zgierza
	ponad stadionu żółtom koronom.
	Spada na głowem Kłosa-rycerza,
	a ten podaje swym kompanionom.
Rusza Żewłakow, belgyjskie chłopię,
dopada piłki z wyciem i piskiem
i już siem składa w pięknem wykopie...
ale niestety - poza boiskiem.
	I żółty bramkarz znowu przy pracy:
	czeba przed siebie piłkie wykopać.
	Na środku pola nasi rodacy:
	orły, sokoły... ze siedmiu chłopa
Wykopnoł piłkie Żewłakow drugi:
może gdzieś z przodu ktoś szczęście znajdzie...
Wyskoczył Oli, jak z centryfugi...
ale niestety był na ofsajdzie!
	I znowu atak naszych gierojów
	a potem kontra watahy skośnej...
	Kości trzeszczały aż od tych bojów
	i w płucach grało głośno, nieznośnie...
Tak to się toczył piłkarski walczyk
ponad godzinem trawa jęczała:
to szczelał Polak, to Koreańczyk,
Prawdziwy Grunwald, walka wspaniała
	Lecz Jerzy Engel, nasz selekcjoner
	czuje, że zmiany potrzeba wielka,
	a że on trener oraz wizjoner - 
	do gry wyrusza Mariusz Kukiełka.
I wtedy nagle Koreańczyki
wszystkie jak jeden na twarz padajom,
przed naszom ławkom jęk wznoszom dziki
i Engelowi dzięki składajom:
	"O! Bwana Kubwa! O! Engel Jerzy!
	My tobie dzięki składamy wielkie!
	Bo tu w Korei już nikt nie wierzył,
	że się odważysz wpuścić Kukiełkę"
Już się zerwali, już prom do przodu
(Nasi w pomocy całkiem polegli)
Na chwałę Kimów Dzungów narodu,
no i, cholera, się nie zawiedli.
	Mariusz Kukiełka, ten kawał dzwońca  
	gdzieś się zapatrzył, na krótkom chwilę
	leci napastnik żółty, obrońca...
	I zostawiajom Kukiełkę w tyle
A potem drugi, a potem trzeci,
czwarty i szósty, nawet dziewiąty...
Bo tak się dzieje, kochane dzieci,
kiedy w obronie grają chomąty.
	I stała żółta masa przed Dudkiem.
	Oto Korei chwila wspaniała!
	Drużyna, w której ludzie malutkie
	pod naszom bramkom w "dziada" se grała
I wreszcie piłka do bramki wpada,
już Dudka Jurka rozpacze wielkie.
Tak jest, gdy się ma w obronie dziada
czyli po polsku mówiąc - Kukiełkę.
	"Oj, źle nam idzie" - pan Engel gada - 
	"jako krew z nosa, albo w przednówek"
	Więc na boisko pomoc wypada:
	bosko przystojny Jacek Krzynówek.
Koreańczyki krzyczom ze strachem,
widząc Krzynówka z twarzom anioła,
a już Koźmiński nogi zamachem
porzerzył zamęt i śmierć dokoła.
	Piłka wędruje z nózki do główki
	podanie górom... podanie bokiem...
	Niechże nam żyjom polskie Krzynówki,
	co wroga straszom samem widokiem!!
Ruszajom naprzód polskie tarpany,
znów się zachciało Polakom grać.
I nawet Iwan w Hajtę szarpany
Z radościom krzyknoł: "Hej! Karwan mać!!"
	"Ależ go minął!!! Zrobił go w klipę!!!" - 
	krzyczy Szpakowski - "jest jeden-jeden!!!!!"
	Leży na plecach żółty golkiper
	A szczelcem gola Olisadebe.
Co tam się jeszcze na meczu działo...
żółte z motorkiem w tyłkach biegali,
a naszym już się szczelać nie chciało,
bo przecież swoje już wykonali.
	Niewiele więcej już było grane,
	dwie żółte kartki, loty bramkarza,
	bo nasze chłopcy som wychowane
	nie będom krzywdzić dziś gospodarza.
Engel do szatni z ponurom minom,
z nosa okrutnym, pionowym zwisem:
Miało się skończyć nowom Cedyniom,
a się skończyło tylko remisem.
	A zaś piłkarze, panowie, panie,
	do tejże szatni schodzom triumfalnie:
	bardzo męczące jest "na TAK" granie,
	znacznie wygodniej "na EWENTUALNIE".

AJK



poprzednia strona spis treści następna strona