ONA
Dokończenie z poprzedniego numeru.
III
- Coś na razie pusto - zauważył Paweł wykorzystując chwilę ciszy pomiędzy kolejnymi utworami. Muzyka była tak głośna, że nie dało się rozmawiać. Usiedli na końcu przestronnej sali, zamówili piwo i obserwowali ludzi przy sąsiednich stolikach. Większość stanowili studenci, a prym wiodła Akademia Medyczna, której akademiki znajdowały się w pobliżu klubu. Małe grupki oblegały cały teren z miejscami siedzącymi, część z powodu braku przestrzeni kucała na parkiecie.
- Jest jeszcze wcześnie. Zobacz, jakie tłumy przeciskają się drzwiami - Marek ledwo zdążył odpowiedzieć, gdy rozległ się głęboki, pulsujący bas i ostra perkusja - zaczął się kolejny utwór i obaj musieli poczekać, aż będą mogli kontynuować rozmowę. Taką formę wymiany poglądów stosowali wszyscy wokoło i widać było, że są tym mocno zirytowani. Co można powiedzieć w ciągu trzech sekund? Chyba tylko "Następne piwo, proszę".
Marek od samego początku pobytu w klubie rozglądał się dyskretnie na wszystkie strony w poszukiwaniu jakiejś grupki, do której mogliby się przyłączyć. Idealne byłyby dwie samotne dziewczyny, ale tak dobrze nie było. W końcu wytypował sąsiedni stolik, przy którym siedziały cztery dziewczyny i jeden chłopak. Ubolewał nad tym, że całe towarzystwo widział od tyłu, ale po ich krótkiej wymianie zdań nabrał przekonania, że są raczej sympatyczni.
- Paweł - pochylił się w stronę kolegi ściszając głos - Widzisz tę grupkę obok?
- Widzę, i co z tego?
- Może się przysiądziemy do nich?
- Poważnie? - brwi Pawła uniosły się do góry.
- Jasne - Marek uśmiechnął się szelmowsko. - Przecież nie będziemy tu siedzieć sami cały wieczór.
Odetchnął głęboko, podniósł się z krzesła i podszedł do sąsiedniego stolika. Szczęście mu sprzyjało: DJ manipulował przy sprzęcie dając szansę na normalną rozmowę.
NIE RÓB Z SIEBIE GŁUPCA. DAJ SPOKÓJ.
Musiała przypomnieć o sobie. Zignorował Ją - wiedział, że drażni Ją obecności innych ludzi, szczególnie dziewczyn.
- Cześć! Czy możemy się przysiąść? - zaczął z uśmiechem. Nie spodziewał się, by odmówili. Czuł to.
- Chyba tak - odparła po chwili wahania blondynka siedząca obok krótko obciętego chłopaka.
Marek popatrzył kolejno na wszystkich szukając oznak dezaprobaty. Nic takiego nie zauważył - na twarzach widniała obojętność, ani niechęć, ani entuzjazm. Uznał to za dobry znak, szybkim ruchem przysunął sobie krzesło i usiadł.
ONI NIE CHCĄ TWOJEGO TOWARZYSTWA. CZUJĘ TO.
Blefowała, czuła to, co on. Widział, że dwie pary oczu patrzą na niego z ciekawością. Jedna należała do ładnej brunetki o bardzo kobiecych kształtach, druga do szczupłej, drobnej szatynki, która od razu mu się spodobała. Proste włosy do ramion, piękne, choć smutne brązowe oczy i ujmujący zarys brwi. Uświadomił sobie, że patrzy na nią zbyt długo. Skarcił się w myślach.
- Mam na imię Marek - przedstawił się - a to jest Paweł - ręką przywołał kolegę, który ciągle tkwił przy ich stoliku czekając na rozwój wypadków. Przedstawiali się kolejno, ale muzyka zagłuszał ich słowa tak, że z niemałym trudem odczytał z ruchu ust imię dziewczyny, która wpadła mu w oko: Alicja. Tylko to chciał wiedzieć. Chwilę przekrzykiwali panujący hałas próbując rozmawiać o tym, kto co studiuje. Potem na scenę wszedł zespół i już wkrótce szaleli na parkiecie w rytm ostrego, rockowego grania.
CO TY W NIEJ WIDZISZ? CZEMU SIĘ TAK NA NIA PATRZYSZ?
Nic nie mogła zrobić. Nie zwracał na Nią uwagi skupiając się wyłącznie na Alicji i jej pięknych, brązowych oczach.
IV
Szli we czwórkę przez uśpione osiedle domków jednorodzinnych. Było cicho, co jakiś czas z oddali dobiegał odgłos przejeżdżającego samochodu. Najbardziej po lewej szedł Jacek - jedyny chłopak w grupce zanim przyłączyli się z Pawłem, potem jego dziewczyna Monika - blondynka, która pozwoliła im się przysiąść, obok niej Alicja i Marek. Rozmawiali wesoło, od kiedy wyszli z klubu, dopiero teraz mogli odrobić zaległości powstałe w wyniku panującego w czasie imprezy hałasu. Marek już od dłuższego czasu nosił się z zamiarem zapytania Alicji o numer telefonu, ale nie miał odwagi. Krępowała go obecność Jacka i Moniki, która na domiar złego mieszkała w jednym pokoju z Alicją. Martwiło go to, poza tym był rozczarowany, że Paweł poszedł do domu w środku imprezy nie informując go o tym. Na dodatek Ona ciągle marudziła, że nie powinien chodzić w taki mróz, bo się przeziębi, robiła mu wyrzuty, obrażała się na przemian z zapewnianiem o swej miłości. Chociaż gotował się w środku, to na zewnątrz nie dawał nic po sobie poznać i uśmiechał się bezustannie swobodnie rozmawiając. W ten sposób doszli do stancji, gdzie mieszkały dziewczyny. Pożegnali się szybko i rozeszli. Marek skierował się w stronę przystanku autobusowego powtarzając w myślach zapamiętany adres.
NIC CI Z TEGO NIE PRZYJDZIE. ONA NIE JEST DLA CIEBIE. JESTEŚ TYLKO MÓJ. ONA CIĘ ODRZUCI. ZOBACZYSZ.
V
Jedyne, co widziała, to fragment szarej, brzydkiej posadzki
wokół siebie. Nie była w stanie stwierdzić, gdzie się
znajduje źródło światła, które ją otaczało. Rozejrzała
się niepewnie wokoło, ale nie dostrzegła nic poza ciemnością,
która zdawał się tworzyć nieprzenikniony mur w odległości
paru metrów od niej. Zadygotała z zimna, lecz już po chwili
spływała potem. Strach pojawiał się powoli. Najpierw była
niepewność, potem niepokój, który stopniowo przerodził
się w przerażenie. Czekała na jakiś ruch, dźwięk, choćby
zafalowanie powietrza. Nic. Cisza. Ciemność.
- Witaj! - głos zabrzmiał znienacka, dochodził zewsząd, był nawet przyjemny. Zadrżała, serce waliło jej jak oszalałe.
- Gdzie ja jestem? Kim jesteś? - zapytała dziwiąc się, że jest
w stanie wyksztusić coś więcej niż jedno słowo. Rozejrzała
się przy tym wokoło. Nic. Żadnego kształtu, cienia.
- To nieistotne - odparł głos. - Wystarczy, że ja wiem, kim ty jesteś. Alicja, dziewczyna, która śmiała zabrać mi ukochanego.
- Ukochanego? Ależ ja... - Alicja poczuła, że ma mętlik w głowie.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że głos należy do kobiety,
jest niski, ale miękki. - Nic takiego nie zrobiłam! -
dokończyła szybko czując narastające przerażenie.
- Nie kłam! - głos stał się ostry. - Mój kochany patrzył na ciebie cały wieczór. Nawet teraz śni o tobie!
- Marek? Ja nie wiedziałam, że on ma dziewczynę.
- Nie wiedziałaś? Przecież byłam tam cały czas. Czy intuicja nic ci nie mówiła?
- Nikogo nie widziałam. On mi nic o tobie nie mówił - Alicja tłumaczyła się niepewnie. Nagle uświadomiła coś sobie.
- Przecież między nami nic nie było. On mnie nawet nie dotknął - rzuciła szybko z nadzieją. Cały czas zastanawiała się, czy to sen i kiedy się z niego obudzi.
- Patrzył na ciebie. Podobałaś mu się. To wystarczy, by cię ukarać.
- Czego ty chcesz ode mnie? - Alicja poczuła, że jest u kresu sił. - Czy ja zwariowałam?
- Nie, zaraz się o tym przekonasz - głos zabrzmiał złowieszczo. - Musisz się go wyrzec... na zawsze!
Alicja najpierw to zobaczyła, poczuła trochę później. Języki ognia pojawiły się znikąd, oplotły ją całą, przeniknęły pod ubranie, we włosy, wszędzie. Wkrótce nadszedł ból. Potworny, nie do wytrzymania. Krzyknęła rozdzierająco, raz, drugi, potem krzyczała już bez przerwy. Płonęła żywcem. Ból. Ogień. Przerażenie.
- Wyrzeknij się go - głos napawał się jej cierpieniem. - Wyrzeknij!
- Wyrzekam! Wyrzekam! - krzyczała Alicja. Ból. Ogień. Przerażenie. - Na zawsze! Wyrzekam...
VI
Marek podniósł słuchawkę telefonu i wystukał numer patrząc na mała karteczkę papieru trzymaną w ręce. To było takie łatwe - na podstawie adresu bez problemu znalazł w książce telefonicznej to, czego szukał.
DO KOGO DZWONISZ?
Udawała, że nie wie.
- Dobrze wiesz do kogo - odparł na głos wsłuchując się w piski w słuchawce.
TRACISZ CZAS. ONA NIE UMÓWI SIĘ Z TOBĄ.
- Zobaczymy - pomyślał. - Czy sądzisz... - przerwał, bo po drugiej stronie ktoś się odezwał. - Dzień dobry! Mogę prosić Alicję?
- Tak, słucham - po chwili rozległ się znajomy, miły głos.
- Cześć! To ja - Marek, znajomy z klubu.
- Marek? Skąd masz mój numer? - zapytała Alicja nie kryjąc zdziwienia.
- Mam swoje sposoby - odparł tajemniczo. - Czy nie umówiłabyś się ze mną?
Alicja zawahała się. Ból. Ogień. Przerażenie.
- To będzie trudne - powiedziała cicho. - Mam dużo zajęć, nauki. Sam wiesz, jak to jest.
- Chyba znajdziesz dla mnie choć chwilę? Jeden wieczór? - Marek nie poddawał się.
- Przykro mi, ale to się nie uda. W weekendy jeżdżę do domu, a tygodniu nie mam czasu. Naprawdę!
- Nic nie da się zrobić? - zapytał zrezygnowanym głosem.
- Nie, przykro mi. Miło było cię poznać.
- Trudno... szkoda... w takim razie życzę ci powodzenia. Cześć!
- Cześć! - Alicja poczuła ulgę. Wciąż pamiętała dziwnie realistyczny sen i to, co mu towarzyszyło. Ból. Ogień. Przerażenie.
Marek ze złością odłożył słuchawkę i zamyślił się. Czy coś zrobił nie tak? Czym ją zniechęcił?
MÓWIŁAM CI. ODRZUCIŁA CIĘ. JESTEŚ TYLKO MÓJ.
Nagle zrozumiał wszystko. To Jej sprawka. Jak Jej się to udało? Przecież w klubie kontrolował Ją cały czas. Czyżby czegoś o niej nie wiedział? Przechytrzyła go. Wygrała i teraz napawała się tryumfem. Uśmiechnął się złośliwie. Wiedział, że to tylko chwilowy sukces.
- Myślę, że czas pobić nowy rekord - wysyczał cicho. - Czy sądzisz, że pięć dni zupełnego ignorowania wystarczy, by się ciebie pozbyć raz na zawsze?
PIĘC DNI?! NIE. NIE RÓB TEGO. NIE UDA CI SIĘ. NIE MOŻESZ BEZE MNIE ŻYĆ.
- Zobaczymy. - pomyślał. Po raz pierwszy usłyszał w Jej głosie niepewność. Nie, to było coś więcej - to był strach. Bała się jego siły. Poczuł, że już wkrótce może zniknąć istota, która czyniła jego życie męczarnią. Istota, która z przyjaciela zmieniła się we wroga, potworną żmiję sączącą jad w jego żyły. Pięć dni, a jeśli to nie wystarczy to sześć, dziesięć, sto...
Wrocław, 25 lipca 2000 M. M. Samon
|