Gerhard
Uśmiech
to potęga
Po pierwsze - dzień dobry. Po drugie
- dobry wieczór. Po trzecie (to dla Anglosasów) - good
afternoon. Chyba tak trzeba się przywitać, bo nie mam
zielonego pojęcia, która u was godzina. Chyba jeszcze
nigdy pisanie czegokolwiek nie zajęło mi tyle czasu, bo
- szanowni czytelnicy - ten skromny tekst powstaje już
dobre kilka miesięcy. Inaczej - zadeklarowałem się wystukać
te kilkaset słów kilka miesięcy temu. Nie ma to jak silne
postanowienie i dobra wola. Przysłowia są mądrością narodu,
a ja chcę być w narodzie i w dodatku chcę być mądry, więc
powiem: lepiej późno niż wcale.
Drodzy moi - brakuje mi uśmiechu na co
dzień. Brakuje mi wesołych i radosnych ludzi. Nie wiem
dlaczego jesteśmy takim narodem, który panicznie boi się
radości, a wszelkie objawy jej istnienia traktujemy z
pogardą, strachem bądź reagujemy na nią ironicznym puknięciem
się w czoło. Na przykład? Proszę bardzo. Jako mieszkaniec
stolicy europejskiego kraju nad Wisłą często otaczają
mnie ludzie. Jestem po prostu skazany na ich towarzystwo.
W większości przypadków ja nie znam ich, oni nie znają
mnie i najprawdopodobniej nie mamy najmniejszej ochoty,
aby ten stan rzeczy zmienić. Jadąc autobusem, metrem,
tramwajem, biegnąc po chodniku, przechodząc przez pasy,
czasami z nudów przyglądam się twarzom mijających mnie
boskich stworzeń. I dlaczego, do cholery, "znakomita"
ich większość ma twarze, jakby przed chwilą byli na pogrzebie.
Moje zdziwienie niezmiennie wywołuje to, że najdrobniejszy
uśmiech i miłe słowo rzucone pomiędzy członków tej "bandy
pesymistów" budzi szok i zdziwienie. "Po co
on się do mnie uśmiecha?" - myśli sobie przedstawiciel
owego środowiska - "Pijak? Wariat? Ćpun? Chce mnie
okraść? A może to pedał, albo podrywacz?". O dziwo
to samo uczucie wywołuje po prostu wesoła twarz. Co na
to poradzę, że ja po prostu mam dobry dzień, wspaniały
humor i chcę się tym podzielić z innymi?. Czy spróbowaliście
kiedyś powiedzieć obcemu na ulicy "dzień dobry"?
Nie radzę, bo można skończyć z pięknym znakiem na twarzy
i to bynajmniej nie z powodu zbyt mocnego makijażu. To
oczywiście ostateczność, ale z pewnością zaskoczony "obcy"
odsunie się od was znacząco. Czy wszyscy oni są samotni,
zagubieni, nieszczęśliwi, zgrzybiali... zaczyna mi brakować
przymiotników. Wydaje mi się, że po prostu - drogi narodzie
- boimy się siebie na wzajem, boimy się cieszyć i śmiać,
i - co najgorsze - nie uznajemy takiego stanu rzeczy za
normalny. Ja mam tego serdecznie dosyć. Dlatego też apeluję
do waszych radosnych i otwartych umysłów! Idąc ulicą,
jadąc samochodem, rowerem, siedząc w pociągu, autobusie,
czy gdzie tam sobie wymyślicie, bądźcie mili dla innych...
A może wtedy inni będą mili dla was? Uśmiech potęgą jest...
i basta. Do usłyszenia.
GeRhArD
gerhard@w.pl
P.S. Pamiętajcie o tym, a wtedy już żadna pani na poczcie
nie będzie przeszkodą nie do pokonania.
|