Don
Kichote i Agnieszka (akt III odc. 2)
Scena 6
Wróżka:
(po długim milczeniu)
Prawdziwa miłość nie...
Rycerz:
(wychodzi spod stołu, przeciąga się)
Cześć, Marycha!
Wróżka:
A co ty tu robisz?
Rycerz:
Zmierzam. A ty?
Wróżka:
A ja...
Rycerz:
Cicho, wiem. Wszystko widziałem. Siedziałem pod tym stołem.
Wróżka:
Jak dawno cię nie widziałam. Lata...
Rycerz:
Lato.
Wróżka:
Być może. Ale widziałeś tych dwoje. Co ty na to?
Rycerz:
Wszystko mi jedno.
Wróżka:
Jak to? Tobie?!
Rycerz:
No cóż... niech im dobrze będzie. Ale i tak nie będzie.
To smutne, ale nie dane im szczęście. Tak mówię, choć
mam nadzieję, że się mylę i tej omyłki im właśnie życzę.
A to ze względu chociażby na mnie. Jestem właśnie w tym
samym położeniu co oni. Różnica jednak tkwi w tym, że
oni nie zdają sobie sprawy, żyją w nieświadomości. Jest
im łatwiej.
Wróżka:
Myślą, że się kochają, a ty?
Rycerz:
A ja? Jestem ojcem dwóch ślicznych dziewczynek. Nie wiesz
nawet, jak mocno kocham.
Wróżka:
Dlatego wszystko ci jedno co do nich, co do niej? A ja?
Rycerz:
A ty? Masz żal, lecz i ciebie dopadnie obojętność. Spotkasz
kogoś, pokochasz.
Wróżka:
Nie mów tak dużo.
Rycerz:
Dlaczego?
Wróżka:
Unikam tego wyrazu. Jest ciągle nadużywany. Już nic nie
znaczy. Jest niczym. Pustym dźwiękiem, przecinkiem.
Rycerz:
Wiem, już nic nie mówię.
Wróżka:
To twoja świeczka?
Rycerz:
Moja.
Wróżka:
Ładnie się pali.
(bierze do rąk, przygląda się)
Rycerz:
Znowu udajesz, że jesteś. Nigdy cię nie było, teraz też
cię nie ma.
Wróżka:
(odstawiając świeczkę na miejsce)
Przepraszam. Widzę, że masz żal...
Rycerz:
Teraz już nie. Czas leczy rany.
Wróżka:
Zraniłam cię...
Rycerz:
To ja zraniłem ciebie.
Wróżka:
Chyba zraniliśmy się oboje? Ale to już przeszłość. Powiedz,
że jest już po wszystkim.
Rycerz:
Tak, to już minęło.
Wróżka:
Ludzie ciągle ranią. Nie potrafię na to patrzeć. Oni tak
dla zabawy, czasem z głupoty...
Rycerz:
Tak, ale czasem ze szczerych, dobrych chęci. Nieświadomie.
Wróżka:
Są tacy?
Rycerz:
A ty?
Wróżka:
Ja...
(długa chwila ciszy, zegar wybija godzinę ósmą)
Rycerz:
To straszne. Za dwie godziny będę na miejscu.
Wróżka:
Jesteś szczęśliwy?
Rycerz:
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Wróżka:
Ryzykujesz, gdy tak mówisz.
Rycerz:
Nie zastanawiam się. W końcu człowiek jest tylko człowiekiem.
Mówi różne rzeczy, ma zamiary, ale czas leczy rany i rozmywa
nadzieję. Najszczerszy zapał okazuje się być słomianym.
Człowiek nie zastanawia się co mówi, nie rozumie fałszywie
oceniając rzeczywistość.
Wróżka:
Tak myślisz?
Rycerz:
Właśnie. Myślę, że łudząc się, czekając, tracimy cierpliwość,
zdolność widzenia rzeczywistości takiej, jaką jest. Oszukujemy
sami siebie. Zawsze i wszędzie.
Wróżka:
Generalizując.
Rycerz:
Być może, ale niektórych błędów nie można naprawić.
Wróżka:
Miło mi.
Rycerz:
A to czemu?
Wróżka:
Bo wiem, że nauczyłeś się tego dzięki mnie. Coś zrozumiałeś,
czegoś się dowiedziałeś. Wyrobiłeś sobie zdanie, opinię.
Rycerz:
O, ironio! I to jest właśnie moją porażką! Zresztą rozum
rozumem, a uczucia uczuciami. Mam wrażenie, że to mimo
wszystko nie moje zdanie.
Wróżka:
Na pewno twoje, skoro tak ładnie o tym mówisz. Dojrzale,
mądrze...
Rycerz:
Bagatelka. Wracając natomiast do ironii, to chciałem rzec,
że nigdy nie zamierzałem się uczyć w ten sposób. Pchany
nadzieją, że przecież za pierwszym razem wszystko się
uda. Czasem można mieć trochę szczęścia...
Wróżka:
Gdyby nie ta nadzieja, nikt nigdy niczego by się nie nauczył.
Człowiek uczy się na błędach. Swoich.
Rycerz:
Po co to powiedziałaś?
Wróżka:
Bo tak jest.
Rycerz:
Ukazujesz nagą prawdę. Zabijasz ją. Zabijasz nadzieję.
Wróżka:
Tobie już chyba ona niepotrzebna? Masz piękną Mirę i śliczne
córeczki... Jesteś szczęśliwy, najszczęśliwszy.
Rycerz:
To ja, a inni? Ściany mają uszy, licho nie śpi.
Wróżka:
Myślisz, że zabiłam w nich nadzieję? To są zwierzęta.
Rycerz:
Nie wiem...
Wróżka:
Spójrz na nich.
Rycerz:
Obrażasz ich.
Wróżka:
Ich nie można obrazić. Ich nie ma. Spójrz jak się gapią.
Spójrz na te oczy. Są chore.
Rycerz:
Przesadzasz.
Wróżka:
Żadna literka im nie umknie, żaden ruch, żadne mlaśnięcie.
Chore snoby. Zwierzęta.
(powróćcie do tematu)
Wiesz, patrzę na ciebie i widzę niewiarygodne szczęście,
którego jeszcze nigdy nie czułeś, a ja nigdy nie widziałam.
Widzę, co czujesz teraz. W tej chwili. Tutaj. Na resztę
mogę (a może nie?) mieć tylko nadzieję, życzyć ci szczęścia.
Rycerz:
Rozumiem, że tak to wygląda z twojego punktu widzenia.
Nie dowierzasz mi. Ja widzę wszystko od wewnątrz, wiem
co czuję, jestem pewny. To jest prawdziwa miłość.
Wróżka:
Prawdziwa miłość nie... A co by się stało, gdyby pewnego
dnia...
Rycerz:
Pewnego dnia nie będzie. Wiem, że miłość, która sama przyszła,
nie odejdzie sama. Jest we mnie kolosalna siła. Nikt mi
jej nie zabierze. Tylko śmierć...
Wróżka:
"...a po śmierci połączeni..."
Rycerz:
To, co mam, daje mi siłę, jest moim życiem. Nikt nigdy
mi tego nie odbierze i to tylko dlatego, że to należy
do mnie. To jedyny i niepodważalny argument. Przyczyna
i powód.
Wróżka:
(wyciąga z kieszeni piłkę)
Czas się dłuży, może sobie porzucamy? Nadmuchaj.
Rycerz:
(bierze piłkę, nadmuchuje, zatyka)
Czemu by nie? Mam jeszcze godzinkę.
(rzucają sobie, odbijają)
Jak fajnie, wróżko!
Wróżka:
Jak fajnie, rycerzu!
Rycerz:
Trochę ciemno.
Wróżka:
Zaraz wstanie słońce.
(zegar wybija siódmą)
Rycerz:
Nie mogę się skupić.
(rzucają sobie)
Scena 7
(na scenę wchodzi Facet, przygląda się , siada za
Wróżką, zapala papierosa)
Rycerz:
Czas się dłuży.
Facet:
(do Wróżki oczywiście)
Fajnie ruszasz tyłkiem.
Wróżka:
Ile jest?
Rycerz:
Dwa zero.
Facet:
Fajnie ruszasz tyłkiem.
Wróżka:
Cicho, gnojku.
(Facet puszcza kłęby, gapi się)
Wiesz, już jest po wszystkim.
Rycerz:
Co po wszystkim?
Wróżka:
Po wszystkim. Z tymi dwoma, co tam...
Rycerz:
Co?!
Wróżka:
No tak. Przed chwilą go rzuciła.
(rzucona piłka ucieka Wróżce, łapie ją Facet, trzyma
i gapi się)
Rycerz:
Skąd wiesz?
Wróżka:
Dała mu w pysk, bo doprowadził ją do omdlenia, a potem
miał pretensje i wyrzuty czynił.
(do Faceta)
Oddaj piłkę.
Rycerz:
Gdzie tu sens!? To szmata, przecież to on ją dusił! O
w mordę...
Wróżka:
Oddaj piłkę.
Facet:
To chodź.
Wróżka:
(podchodzi, usiłuje wyrwać Facetowi piłkę, ale ten
mocno trzyma)
No dawaj.
Rycerz:
(też podchodzi do Faceta, niespodziewanie wyrywa mu
piłkę i wręcza wróżce)
Bez sensu... Gdzie tu logika? Czegoś takiego jeszcze nie
było...
Facet:
Ty, nie bądź taki rycerski.
Rycerz:
Bo co?
Facet:
Bo dostaniesz w mordę.
Rycerz:
I co?
Facet:
I się skończy. No chodź!
(wstaje, zbliża się do rycerza, ten powoli się cofa)
No co, boisz się, Rycerz?
Rycerz:
Spadaj, pierdoło!
Wróżka:
Cicho, uspokójcie się!
Facet:
No, uderz mnie.
Rycerz:
Nie będę cię bił...
Wróżka:
Spokój!
Facet:
Co, mistrzu, chodź na zewnątrz!
Wróżka:
Ratunku, policja!!!
Facet:
Te, cicho.
Rycerz:
Boimy się, co?
Facet:
W mordę? W pysk?
Wróżka:
Pomocy!!!
Facet:
Dalekowschodnie sztuki walki?
Rycerz:
Odejdź.
Facet:
(wali Rycerza w fizjonomię)
Masz, lalusiu.
Wróżka:
Aaa!!!
(i ucieka drąc się w niebogłosy)
Scena 8
Facet:
(kopiąc leżącego Rycerza)
I co, gnojku? Ty syfie.
(Rycerz stęka)
Scena 9
(wpada Wróżka, a wraz z nią dwaj Statyści w granatowych
mundurkach z białymi pałami)
Wróżka:
O!
Rycerz:
(wstając)
W mordę!
Statyści:
(rzucają się na Rycerza)
Ty bandyto, ty zbóju, ty gnido!
(obijają go pałami)
Facet:
(zdziwiony siada pod ścianą)
Fiu, fiu!
(Wróżka znowu ucieka przerażona wyrywając sobie fryzurę)
Scena 10
StatystaX:
Dobra, koniec akcji.
StatystaY:
Porządek musi być.
Facet:
Właśnie.
StatystaX:
Idziemy.
(Statyści wychodzą)
Scena 11
Facet:
(do leżącego, poturbowanego, krwawiącego Rycerza)
Te, obudź się, wstawaj.
Rycerz:
Odwal się, mendo.
Facet:
No co?
Rycerz:
Kulaj się.
Facet:
Nie ładnie, nie ładnie.
Rycerz:
Ty, kto ty w ogóle jesteś?
Facet:
Innocenty. Słuchaj, więc to było tak. Jak tamta rzuciła
panicza...
Rycerz:
Jakiego panicza?
Facet:
No, tego! Romualda...
Rycerz:
A, tego...
(usiłuje się podnieść)
Facet:
No, jak ona go była rzuciła, to ja ją wtedy zająłem. Znaczy
zająłem jego miejsce przy niej.
Rycerz:
Co ty mówisz?! Bredzisz!!!
Facet:
Nie, nie bredzę.
Rycerz:
Ty jesteś Innocenty...
Facet:
No więc widzisz. Zająłem wobec powyższego rozmową.
Rycerz:
Na wysokim poziomie kulturalnym...
Facet:
Poniekąd. Czuła się dowartościowana. No to ją wziąłem
do siebie. Idziemy na herbatę, a ta nagle widzi, że wcale
nie idzie tam, gdzie szła, tylko gdziekolwiek indziej.
Czyli w inną stronę jakby. I się pyta, a gdzie my idziemy.
Do mnie, mówię, na herbatę. I poszliśmy.
Rycerz:
Z tą, co tutaj tak...
Facet:
A bo ja wiem czy z tą? Ale ten panicz był bardzo zazdrosny.
Nie ładnie. Miał pretensje o ciebie. A przecież to uczciwa
panienka.
Rycerz:
Ta tutaj, co mdlała?
Facet:
Właśnie. Co się tyle pytasz, głupi jesteś?
Rycerz:
Bez sensu.
Facet:
Ba!
Rycerz:
I co?
Facet:
I nic. Ja jej ufam.
Rycerz:
Tak?
Facet:
Ale to już koniec. Rzucam ją. To nie ma sensu na dłuższą
metę. I w ogóle. Jestem zaręczony z inną. To tylko taki
skok.
Rycerz:
W dal.
Facet:
Dupy smolone bredzisz!
Rycerz:
Chamstwo.
Facet:
Chamstwo? To poezja, wieszcz. Ty spójrz na siebie.
Rycerz:
No cóż, to gratuluję. A kiedy ślub?
Facet:
Jak księżna Mira będzie miała trochę czasu. Wiesz, władza,
obowiązki...
Rycerz:
Zaprosiłeś księżną Mirę?
Facet:
Nie rżnij głupa.
Rycerz:
A ty jaśniej klaruj.
Facet:
Księżna za mnie wychodzi. Obiecała mi.
Rycerz:
Żartowała z pewnością.
Facet:
W żadnym wypadku.
Rycerz:
My mamy dzieci.
Facet:
My też mamy.
Rycerz:
O, wrzodzie!
Facet:
Spokojnie, spokojnie!
Rycerz:
(spluwając krwią)
Jestem bardzo spokojny. Apatyczny.
(spogląda na zegar)
O, to już.
(idzie pod stół, wyciąga walizki, ustawia się z nimi
obok Faceta)
Facet:
Te, zgupłeś?
Rycerz:
Cicho, nie konwersuję z tobą.
Facet:
Nie, to nie...
(wchodzi pod stół i cicho siedzi)
Rycerz:
No, to jestem na miejscu.
(rozgląda się)
Nikogo nie ma...
(zegar wybija szóstą)
ciag dalszy na następnej stronie
|