Strona naszego Pisma
nr 12 (XI-XII 2001)Podziemne Pismo o Kaziku Tajniak przy Tajniak S.A. str.

trzy po trzy
poprzednia strona spis treści następna strona

Łubudubu

Dlaczego nie słucham Empe Trójek?

Środa wieczór. Jesienny dzień dobiega końca. Dziś nawet świeciło słońce. Tego września słoneczny dzień pachnie świętem narodowym. W sumie przecież ciągle pada; choć może nie. Może to ja nie zauważyłem tego września.
Środa wieczór. Palce zmęczone przełączaniem kanałów pewnej platformy cyfrowej. Na TVN'ie Olejnik studzi zażartą dyskusje między Soską a Lepperem. A może to jakiś kabaret?
Środa wieczór. Gaszę telewizor. Chyba poszukam na niego jakiegoś kupca. Podchodzę do półki z płytami. Przechadzam się wzdłuż pudełek: klasyka, saksofon, trąbka, fortepian, vocal, różne... Jak ja nie lubię tego dylematu związanego z wyborem płyty. Jakbym miał jedną to problemu by nie było a tak...
Środa wieczór. Znalazłem Franka Zappę. Stary dobry Frank. Kiedy to ja Ciebie puszczałem? "The Best Band You've Never Heard In Your Life". To brzmi jak reklama. Niech będzie.
Środa wieczór. Chyba się starzeję. Franek nie wytrzymał 30 minut. A może to ja nie wytrzymałem? Znów stoję przed półką. Może jednak klasyka.
Środa wieczór. W każdym Polaku tkwi chyba ten Chopin jak dwucalowy gwóźdź. Te koncerty fortepianowe są niezrównane a Perahia daje z siebie wszystko nad klawiaturą. Podchodzę do barku. Tego nie można przecież tak zostawić.
Środa wieczór. Połączenie dwóch kostek lodu i pewnego szkockiego produktu zawsze na mnie dobrze wpływa. Całości dopełnia szklanica z grubo rżniętego kryształu. To prezent od kumpli z pracy na południu Polski. Piękna ręczna robota. Kryształ ponoć o ile pamiętam z udziałem 24% ołowiu. Tylko co to znaczy?! Pewne dowiem się dopiero wtedy jak nadejdzie tom encyklopedii z literą K jak Kryształ. Czyli tak gdzieś za dwa lata.
Środa wieczór. Chopin i ja. Gaszę światło. Tak lepiej. Ciekawe co myślą sąsiedzi? Jak nie Bach to Sinatra, jak nie Jopek to Hendrix. Zresztą co mi tam sąsiedzi i tak nie słyszę i walenia w ścianę 180 wat wzmacniacza robi swoje.
Ktoś mnie kiedyś zapytał patrząc na stertę płyt, dlaczego ja nie przerzucę tego na mp3 i nie zaoszczędzę sobie tym sposobem sporo miejsca. Właśnie: dlaczego?
Zasada jest wszystkim znana. Kompresja - alogarytmicznie wycinanie dźwięków poniżej progu słyszalności na zasadzie: "przecież ich i tak nie słychać". Może to i prawda. Dręczy mnie tylko jedno. Otóż kompozytor doskonale wiedział, co pisze. Niejednokrotne ślęczał nad dziełem parę miesięcy. Tu każdy dźwięk był poddany szczegółowej analizie. Wiedział, co pisze sadząc partie smyczków tu i tam. Wiedział, że one tworzą klimat, mimo, iż 99% ludzkości ich nie słyszy. Ich częstotliwość jakoś tam nakłada się na partię dęciaków i kotłów. Interferencje i takie tam różne pojęcia naukowe. Czy po ich wycięciu będziemy mieli tą samą muzykę? A nawet, jeżeli już będziemy skłonni zaakceptować ten wymiar to co z autoryzacją. Czy to jest ciągle to samo dzieło? Czy obcinając nie ingerujemy w dzieło będące kompleksową koncepcją, gdzie każdy dźwięk nie powstał przypadkowo gdzieś w garażu, ale jest wynikiem głębszych przemyśleń?
W sumie można by się z tym wycinaniem posunąć dalej. Człowiek. Jeżeli z historii życia jednostki wytniemy jakieś mało istotne szczegóły, które wydają się nic nie wnosić do obrazu całości i pozostawimy tylko wielkie dokonania czy momenty, to czy nie stracimy jakiegoś smaczku? Czy nie zatrzemy prawdziwego obrazu osoby?
Dla przykładu Napoleon Bonaparte. Zawojował dużo. Przeszedł całą Europę. Podbijał kraje tocząc zwycięskie bitwy. "Oto rozum na koniu" jak o nim powiedział Kant przy wjeździe cesarza do Berlina. Teraz metodą kompresji zbierzmy najważniejsze dane odrzucając szczegóły. Na przykład czy wobec dokonań (nie dyskutując teraz czy dobrych czy nie) informacja o wzroście Napoleona jest istotna? Wobec faktów historycznych chyba nie zmienia obrazu Korsykanina więc można ją odrzucić metodą "progu słyszalności" bo przecież ten wzrost i tak nic nie znaczy wobec Borodino, Waterloo i innych. Wygrane i przegrane bitwy pozostają niezmienne tak jak Elba czy św. Helena. Może tylko jakiegoś smaczku brakuje. Ale przecież "niesłyszalny" szczegół.
I tu odpowiedź na tytuł tych dywagacji. Diabeł ukryty jest w szczegółach. Dlatego nie słucham empe trójek. Lubię mieć obraz całości. Bez filtrowania w dodatku przez bezduszne maszyny.

Prezeso



poprzednia strona spis treści następna strona