Strona naszego Pisma
nr 12 (XI-XII 2001)Podziemne Pismo o Kaziku Tajniak przy Tajniak S.A. str.

trzy po trzy
poprzednia strona spis treści następna strona

Zależy

...czyli pseudonaukowy, pseudofilozoficzny (nie)anarchistyczny chyba-felieton o (nie)zależności (nie)ekonomicznej

Słyszałem dzisiaj w radio taką reklamę jedną

Chyba jakiegoś pisma gospodarczego, czy czegoś tam była. Nie chodzi zresztą o samą reklamę, tylko o ukryte wnioski płynące z treści. Żeby przybliżyć temat, przybliżę może najpierw samą treść.
(tak to było mniej więcej) Opierała się na wymienieniu kilku 'zależności', jakie zachodzą w gospodarce: to zależy ile będzie można kupić, to zależy co będzie sprzedawane, to zależy ile będzie kosztowało, to zależy na ile będzie cię stać,...; podsumowane wszystko wnioskiem: 'gospodarka to sieć zależności'. (albo jakoś tak)
W pierwszej chwili nasunęła mi się myśl, że to g*wno prawda, że nie o to chodzi w gospodarce, że to trochę bardziej skomplikowane, że to nieco więcej kryje w sobie niż tylko jawne zależności! Za chwilę jednak zmieniłem zdanie i doszedłem do wniosku, że w zasadzie to prawda. I jestem w stanie podpisać się pod tym wnioskiem, owszem, ale:
a/ z jednym zastrzeżeniem: to nie wszystko;
b/ pod jednym warunkiem: dodam coś od siebie.
Ten pierwotny wniosek jest prawdziwy choćby dlatego, że

- z tego co pamiętam z ekonomii -

- te zależności tworzą główne prawa jakie rządzą rynkiem - to prawa podaży i popytu, a te są stricte prawami zależności (nawet jedne od drugich zależą). Jednak nie jest to wszystko, bo zaraz po nich występuje cały szereg praw (nazwijmy je sobie dla uproszczenia 'prawami zależności'), które najzwyczajniej w świecie uzależniają ludzi, a nie tylko towary i usługi. Zresztą ludzie, będąc zgodnie z nauką ekonomii, jednym z elementów tworzących wszelkie struktury ekonomiczne, zostają automatycznie włączeni w zakres praw rządzących ekonomią. Według teorii ekonomicznych (z tego co pamiętam) ludzie występują przeważnie w roli podmiotu w stosunkach gospodarczych. Są więc konsumentami, producentami, pracownikami, pracodawcami, zleceniodawcami, klientami, nabywcami, sprzedawcami, usługodawcami, usługobiorcami, przedsiębiorstwami, spółkami, gospodarstwami domowymi, rolnymi itd. Jako podmiot w stosunku gospodarczym stoją ponad przedmiotem stosunku, a więc przeważnie: usługami, dobrami, towarami.

To jednak dopiero początek,

bo podmioty w stosunkach gospodarczych nie zawsze są podmiotami. Nie wszystkie stosunki ekonomiczne dotyczą relacji podmiot-przedmiot. O tym nauka ekonomi albo w ogóle nie mówi, a jeśli już mówi, to przeważnie oględnie i na inny temat. Jest na przykład konkretna relacja pracodawca-pracownik (pracobiorca). Obydwie strony występują na równych prawach względem dwustronnej umowy i prawa pracy. Przedmiotem tego stosunku (nazywanym 'stosunkiem pracy' w tzw. 'kodeksie pracy') jest praca, czyli usługa, jaką wykonuje pracobiorca na rzec pracodawcy, za którą otrzymuje odpowiednie wynagrodzenie. Tak przynajmniej tłumaczy to ekonomia (o ile dobrze pamiętam). Prawda jest, niestety, taka, że pod przykrywką zarabiania stajemy się coraz bardziej niewolnikami. Przystępując do tzw. stosunku pracy pracownik uzależnia się w jakimś stopniu od swego pracodawcy, który - płacąc mu bardziej lub mniej (ze wskazaniem na 'mniej') godziwe uposażenie - staje się właściwym podmiotem stosunku gospodarczego. Co z tego wynika dla pracobiorcy? Oni sami wiedzą najlepiej...
To taki prosty przykład, ale jasno chyba daje do zrozumienia na czym naprawdę polegają rynkowe zależności. Chciałoby się, aby wszystko było takie proste.

Kasa i władza,

bo to oczywiście główne cele uzależniania, na porządku dziennym. Ale wszystko w porządku, kiedy jasno widać, że sposobem do ich zdobycia są one same. Kiedy ktoś chce mnie czymś przekupić lub obiecuje jakąś dziwną - złudną przeważnie - władzę nad czymkolwiek, to w porządku - wiem o co może mu chodzić i to ja decyduję czy w to wchodzę czy nie. Nie wszystko jednak odbywa się za moją zgodą i wiedzą. Jest nawet lepiej - raczej większość odbywa się bez mojego udziału, za moimi plecami. Na szczęście jeśli się nad tym czasem zastanawiam, to łatwo dostrzegam co kto próbuje i dlaczego.
Większość z nas jest naturalnie głownie konsumentami, odbiorcami, klientami. Cała ta sprzedaż odbywa się według wspomnianych wcześniej praw zależności, głownie podaży i popytu. Ci, którzy nam cokolwiek sprzedają, starają się za wszelką cenę wmówić nam, że jest to nam potrzebne, że jest to najlepsze, niczego lepszego nie znajdziemy i w ogóle nie możemy żyć bez tego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie bez przerwy otaczani sloganami 'kup', 'weź', 'obejrzyj', 'wybierz', w końcu biorą, kupują, wybierają i oglądają, wierząc, że naprawdę tego potrzebowali i będą potrzebować później (a często zawsze). I nie chodzi tu tylko o reklamy - choć to najbardziej typowy przykład i narkotyki - choć jest to z kolei jeden z bardziej specyficznych i skrajnych przypadków. Za każdym razem kiedy coś oglądam, podziwiam, kupuję, biorę, dostaję narażam się na ryzyko uzależnienia. Dotyczy to z zasadzie wszelkich kontaktów i czynności codziennych. Uzależnienie nie zawsze objawia się natychmiast i z siłą na tyle dużą, żebym mógł je zauważyć. Większość uzależnień zaczyna się wraz z pierwszym kontaktem i może się nigdy nie rozwinąć do poziomu zagrażającemu zdrowiu (fizycznemu lub/i psychicznemu).
Jednakże nie należy się tym wszystkim aż tak bardzo przejmować, bo można wtedy tylko zwariować. Kiedy mam świadomość zachodzących dookoła mnie procesów, wtedy mogę sobie swobodnie wybierać między jednym a drugim zniewoleniem, albo przynajmniej w nikłym stopniu kontrolować (jeśli to w ogóle możliwe) swoje uzależnianie od czegokolwiek (kogokolwiek).

rysiek z. 02-10-2001
janedark@poczta.onet.pl

PS. Niech nikt nie śmie nawet tego traktować poważnie. Jedyne co należy potraktować poważnie to...


poprzednia strona spis treści następna strona