Strona naszego Pisma
nr 12 (XI-XII 2001)Podziemne Pismo o Kaziku Tajniak przy Tajniak S.A. str.

poezja
poprzednia strona spis treści następna strona

Jakub Jóźwicki


Świetlik 1999

jestem żydowską prostytutką irlandzkim wyzwoleńcem
nazwij mnie swoim fűrerem niewolnikiem zbawicielem
nałóż mi cierń na głowę a dla złagodzenia bólu
powieś mnie na krzyżu
daj mi prawdziwą miłość
pokaż mnie przed kamerami całemu światu
niech wytykają mnie palcami
kup mi psa z którym mógłbym wyjść na spacer
weź magnum 2113 i rozwal mi łeb na kawałki
a gdy spotkasz najwyższego to powiedz mu że ja
to właśnie ten od
/ nie / jedynego

boga



Wyrwana z kontekstu kartka. Sopot. Szukam winnego.

Nie zapanowałem na wiotkością tamtą, kiedy
list za listem chowałem się do szuflady niczym
kilka majowych wierszy i przerobionych wyłącznie na
wspomnienia nie wywołany negatyw. Miałem
mdłości i dłonie od potu nadwyrężone. Leżałem
tak odciśnięty w przestrzeni pogryzionej przez
szczęki kasownika.

Ten etap był za każdym. Przeczytałem na wieczorach te
kilka wierszy których nikt nie lubił albo nie zrozumiał.
Nie śpiewałem. To należało już do tych blondynek
wyskakujących jak co wieczór z tekturowego tortu napalonych
przy okazji na jakikolwiek grosz wystający nielegalnie zza
skórzanego portfela.

Przez zęby przeciskana sierpniowa obstrukcja przegrywa.
Nie ważne z kim ważne dlaczego i kto temu. Twarze
dorosłych dzieciaków z zespołem Downa zaszyte
po bocznych kieszeniach pozwalają odetchnąć dłoniom
za oknem a nie przetarte wilgotne usta gubią swoją
kolejność przed lustrem zaszminkowanym hasłem
WOLNOŚĆ ZA DOLARA ZROBI WSZYSTKO



Poeci wracają z Najazdu. Na dworcu we Wrocławiu dziewczyny z Fast Foodów czekają na wiersze

To wszystko, to tylko pretekst, że ładna, przesiąknięta groszkiem, kukurydzą,
spocona majonezem, keczupem przekrwionym za jedyne trzy pięćdziesiąt z
uśmiechem za wiersz gratis.

Idzior bilbordowo zawieszony w swych satyrach, na wskroś od popołudniowej duchoty i mokrego kołnierza koszuli wciska się w
poetycki foto montaż pełnej butelki piwa Romana Senskiego.

Zatopione zęby Borosa i Landeckiego w kotletowych knyszach jak zza krat odbijają się na twarzach bezrobotnych, którzy obok nas
starają się dorównać cieniom spod minionych dni.

Wyliczam palcem zwrot kosztów podróży. Godzina trzynasta dwadzieścia siedem. Wrocław nigdy nie poruszył mnie aż tak swoimi
gołębiami.



Stacja XIII. Jezusowi miłość obca.

w ostatnią niedzielę miesiąca wszystkie
dziwki na mojej ulicy smakują tak samo
ich nagie ciała potrafią odróżnić szorstkie
słowa zapisane gdzieś na asfaltowym suficie
od fałszywych ciepłych dotyków pijanych
kloszardów

chwila jest chwilą umieram z każdym dniem
choć sam nie wiem ile jeszcze dane mi będzie
powtarzać ten numer na bis

mógłbym powiedzieć że kocham cię tylko w środy
patrząc przez okno jak to męczysz się z tym przednim
kołem swojego starego fiata umawiać się z tobą wieczorami
i nawet nie patrzeć na gwiazdy

trzymam cię mocno za rękę podnosząc kamień bez winy
szukając przy tym w moich oczach twojego spojrzenia
czasem w nocy wydawać się by mogło że kładziesz głowę
na mojej poduszce dzwonisz jak epitafium dla słońca wydrapujesz
słowa na moich plecach odchodząc zaraz potem w niepewny ranek

nie raz zawyją psy uwiązane pod twoimi oknami oczy podniosą
tylko nie liczni sen stanie się wybawieniem
trzeciego dnia dane mi będzie skosztować twoich ust po raz ostatni

nie zważając na pijany czajnik z gwizdkiem
wstawiony lekko na gazie

Jakub Jóźwicki



poprzednia strona spis treści następna strona