Strona naszego Pisma
nr 11 (wrzesień 2001)Podziemne Pismo Humorystyczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

Tajemny kącik Szamana
poprzednia strona spis treści następna strona

Wykład doktora Johna Brosmana

Poniższy wykład odbył się 28 sierpnia 2001 roku w Warszawskiej Akademii Ścisłych Nauk Przyrodniczych w czasie Targów Naturalnej Odnowy Biologicznej. Doktor Brosman tuż przed wystąpieniem wymknął się z kordonu dociekliwych dziennikarzy i niespodziewanie znalazł się za katedrą.



Niegdysiejszy tekst rzucił kolega gospodarz targów nie wiedzieć po co i tak patrzy na nasze twarze, a my spoglądamy cicho, bo trzeba walczyć o podwyżki dla emerytów, którym już wręczono drabinki. Kolejna podwyżka to podwyżka stopni tramwajowych. Od tej pory stopnie tramwajowe umieszczone będą na wysokości dwóch metrów. Część z nich będzie drewniana, a część murowana. W trolejbusach przyjdzie pora na telesfora i na pory w śmietanie (co przytaczam za panem Baranowskim). Będzie to tak zwana pora deszczowa i on będzie mówił "dzień dobry, jestem skobry", lecz nie wiadomo dokładnie co to znaczy, że człowiek jest skobry. Można być skorym do czegoś ale skobrym? O to zapytano profesora Miodka, ale profesor Miodek skoczył uprzednio na swój codzienny mały obiadek i zasnął. Głowa runęła mu na blat stołu. Wtedy postanowił być wegetarianinem. Na wegetarianizm przeszedł też jego piesek i karaluchy oraz złota rybka. Potem przeszedł na weganizm, przestał bowiem jeść mleko i sery, i jajka, później został frukturianinem - odżywiał się wyłącznie owocami. Dlatego koledzy przynosili mu owoce morza - małże, ale on małż nie jadał, tylko pił marihuanę, wąchał hasz, pił kompot, a resztę mial w d. (na przyklad czopek z pyralginą). Po przejściu na frukturianizm, profesor stwierdził, że nie można krzywdzić owoców, i zaczął żywić się światłem. Połykał je i dobrze mu było. Początkowo nieco schudł, a gdy nabrał odpowiedniej wagi, ta unormowała się i została const. Ludzie mówili, że to dieta cud. Inni mówili, że od tego światła jego mózg za mało waży, więc on zważył swą głowę i co się okazało? Otóż jego głowa była końskim łbem. Tymczasem jego brat, też Miodek, znalazł wyrzuconego z domu psa, który umierał z głodu. Brat Miodek lubił zwierzęta, więc przygarnął umierającego z głodu psa i kupił mu jedzenie u rzeźnika: dwa barany, jedną krowę oraz pierś i udko, bo byl erotomanem. Tak więc uratowanie jednego pieska kosztowało życie kilku innych zwierzątek. "Ale co tam - pomyślał brat Miodek - pies to wyższa inteligencja, a krowa niższa". Wyśmiał go kot, który chodził akurat swoją ścieżką, bo kot nie taki głupi, choć myszy zjada, a myszy są wegetariankami. Kot miał dziadka. Dziadek byl futrorianinem. Był to zakon założony przez świętego Onufrego na przełomie VI i X wieku w okolicach północno-zachodniego wybrzeża Francji graniczącego z Westwalią i Celtią, gdzie grano celtyckie piosenki, o czym profesor Miodek wiedział i jego brat Miodek też. Oni razem o tym wiedzieli, choć dowiedzieli się niezależnie od siebie. Pewnego dnia brat Miodek przyszedł do profesora M. i rozdziawił gębę, żeby mu powiedzieć, a tu prof. Miodek sam mu to powiedział i brat Miodek rozdziawił gębę jeszcze bardziej, bo się zdumiał i dumał tak, jak głupi do sera pleśniowego marki "sekret mnicha", bo, jak wiadomo, byl bratem zakonnym Miodkiem czyli mnichem. Ser był pleśniowy, ale delikatny smak miał, a pleśń była biała, a nie zielona, i porastała ser od zewnątrz lecz w tych czasach nie bardzo wiadomo było czy pleśń jest zwierzęciem, czy rośliną. Dopiero potem naukowcy stwierdzili, że pleśń jest grzybem i pismo "Wegetariański Świat" napisało, żeby nie jeść grzybów, bo zostawiają w umyśle pamięć mięsa (tak zwany "efekt pamięciowy"), której należy się wystrzegać, a mięso jest złe, zawiera bowiem narkotyki i bioprądy. Psychotropami leczył się brat Miodek, kiedy zjadł te grzyby i pomyślał, że może zjadł czyjąś duszę. Wtedy nadeszło plemię indiańskie, które złapało bizona, walnęło go w łeb, pomodliło się za jego duszę, przeprosiło go i zjadło, a ze skóry zrobiło sobie ubranka. Ale wśród Indian był jeden taki, który nie jadł zwierząt. Trudnił się wyrabianiem pióropuszy. Inni tacy rzemieślnicy polowali na orły i z takich upolowanych trupów wyrywali pióra. "Możesz, czemu nie" - powiedzial brat Miodek, kiedy zobaczył Indianina chcącego skorzystać z toalety. Ów rzemieślnik indiański wyrabiający swemu plemieniu pióropusze łapał takie orły za ogony. Orzeł się wyrywał, a pióra zostawały rzemieślnikowi w rękach. Tak więc robił pióropusze bez zabijania orłów, co mu dawało satysfakcję, tak jak Francuzi mają satysfakcję z tego, że mają sery pleśniowe, jedzą ślimaki, żaby, mają swoją miłość, a do tego 35 godzin w tygodniu pracują, a nie 42. Wynika więc jasno, że wcale nie trzeba pracować dużo. Wystarzcy pracować dobrze, sprawnie i dużo wypoczywać, żeby mieć siłę na następny dzień. Koniec opowieści. Lecę pracować.

Wykład spisał i przetłumaczył Szaman z Plemienia



poprzednia strona spis treści następna strona