Strona naszego Pisma
nr 11 (wrzesień 2001)Podziemne Pismo Humorystyczne Tajniak przy Tajniak S.A. str.

odczucia
poprzednia strona spis treści następna strona

Przystanek Woodstock - Żary 10 - 12 sierpnia 2001

Kilka dni minęło od czasu, kiedy zamieniłem karimatę, śpiwór i namiot na koc, łóżko i pokój. Nie twierdzę, że była to korzystna zamiana, bo gdyby Przystanek Woodstock trwał dłużej, gdyby pieniędzy było więcej to pewnie owa zamiana miałaby miejsce później. Tegoroczna impreza była krótsza, bo dwudniowa, ale w tym czasie zdążyło zagrać wystarczająco zespołów, żeby wczesne poranne wstawanie było udziałem nielicznych. Wymienię tylko te zespoły, które pamiętam, a z tych które pamiętam również nie wszystkie. Dzień pierwszy: Gang Olsena, Pidżama Porno, Sweet Noise, Hołdys i Nocna Zmiana Bluesa. Dzień drugi: Hey, Inside the Outside, Raz Dwa Trzy (jak dla mnie najlepszy koncert), Houk i na finał Voo Voo (w Onecie w serwisie informacyjnym podano nazwę zespołu jako Woo Woo i tylko jeden z komentatorów pokusił się o sprostowanie). Nie wystąpił Closterkeller, nie było też żadnej formacji Kazika Staszewskiego, ale tego czego najbardziej żałowali wszyscy, bez wyjątku, to oczywiście brak koncertu Ich Troje... nie można mieć wszystkiego... Przed Voo Voo na niebie pojawiły się fajerwerki, które to przykuły uwagę większości. Zachwycone i zwrócone twarze ku górze, na których co chwila pojawiały się odbicia podniebnych rozbłysków były niemniej pięknym widokiem. Pokaz trwał chyba około dziesięciu minut. Już na kilka godzin przed nim Owsiak Jurek stracił głos, od początku zresztą lekko już zachrypnięty. Do tej jednak pory zdążył się nagadać i nakrzyczeć, często też był zmuszony zwracać uwagę na oczywiste sprawy, jak choćby nie podrzucanie piasku w górę, bo przecież i tak trudno oddychać pod sceną, a do tego kamery nie mogły rejestrować koncertów. Nie zawsze reakcja na ostrzeżenie była widać zrozumiana, bo w pewnym momencie Owsiak wydarł się przez mikrofon, po czym kazał 'pokojowemu patrolowi' usunąć spod sceny jakiegoś 'łysego gnojka' jak go określił, co spotkało się z akceptacją ogółu zebranych. A tych było dużo - w trakcie przerwy między koncertami podano, że jak do tej pory na Przystanku nie było jeszcze tylu ludzi, była mowa nawet o (sic!) trzystu tysiącach. Dużo, trzeba przyznać. Wśród nich, nie ma co zatajać powszechnie znanych przynajmniej uczestnikom faktów, byli również złodzieje. Nie było burd, nie było bijatyk, ale byli złodzieje. Wśród grupy, w której ja byłem, liczącej w podstawowym składzie dziesięć osób, zginęły trzy plecaki. Naszym sąsiadom zginęły 'bokserki', kolejnym śpiwór - bez dalszego komentarza, pozdrawiam tylko osoby, choć pewnie tego nie czytają, które przysparzały takich problemów. Jednak nawet one nie były w stanie popsuć atmosfery, w której nawet wśród potu i piwa, czuć było wzajemną akceptację i pokojowe nastawienie. "Miłość, przyjaźń i muzyka" - ja to czułem. Za napis "przeciwko rasizmowi" nie trzeba było się martwić, czy kasa chorych pokryje rachunki u dentysty, a to już coś, takie duże Coś. Coś jeszcze? Nie wspomniałem o Przystanku Jezus, ani o Pokojowej Wiosce Kryszny - to tylko dodatki, choć nie twierdzę, że ważne. Nie mogę jednak nie napisać o pociągach. Podstawione były dodatkowe, specjalnie z okazji Przystanku. Oczywiście ścisk, wśród którego nie można było ruszyć nogą, szczególnie w trasie powrotnej, ale w tym wszystkim (nie wiem, czy to akurat ja mam takie szczęście) wciąż słyszało się słowa typu "przepraszam, proszę, nic się nie stało". I nikomu nie brakowało dobrego humoru, szczególnie kiedy konduktor chciał sprawdzać bilety, a przy tym próbował przeciskać się tam, gdzie nie można było dobrze nawet oddychać. Jego pytania "czy ktoś ma bilet?", "a może ktoś pragnie zakupić?", czy też "zdołam się przecisnąć?" były głównie komentowane gromkim śmiechem. Teraz to już tylko wspomnienia, ale wciąż miłe...

podpisano: Dominik (Olorin)
jedidino@poczta.onet.pl



poprzednia strona spis treści następna strona