Don
Kichote i Agnieszka
akt I częsć 1
Osoby:
Rycerz - wysoki (ze dwa metry) i strasznie chudy
Agnieszka - wieśniaczka z Toboso
Panicz Wacuś - z szabelką, student któregoś tam roku
Panicz Robin - długie włosy, brunet
Giermek - nieduży, Rycerza
Maria - wróżka, mniejsza od Magdaleny
Magdalena - szamanka, większa od Marii
Gospodyni - matka Agnieszki
Facet - tępy i ograniczony
Księżna Mira - księżna
Widmo - Statkacego
no i Statyści - tajni agenci
akt pierwszy
Scena 1
Rycerz:
(siedzi, czyta książki, przy biurku albo gdzie, na przykład na podłodze; mnóstwo książek wokół - grubych, cienkich też; odkłada książkę, przeciąga się, ziewa)
Statkacy, ty miałeś pomysły! Jestem w zasadzie pod twoim wrażeniem.
(pluje sobie w mordę)
Ale fajnie! Ale jestem głupi! Nic to, trzeba czytać.
(sięga po książkę, czyta)
...forma jest wtedy czystą, owszem nawet przezroczystą,
bo czymże jest sztuka? Jest bodźcem, działa na zmysły.
Jest więc działaniem! Jest bodźcem do działania!
(nie czyta)
Bez sensu... To znaczy nie! Z! Z sensem! Z treścią, z
wymową czegoś! Właściwym, zgodnym z prawidłowym myśleniem
i rozsądkiem! Z pełną logicznością, a nawet trafnością!
I tu właśnie kryje się sensowność mojej wypowiedzi, jako
że sam staję się sensatem czytając te książki. Domyślam
się, doszukuję sensu, nadaję, przywracam im sens. Co za
sens to czynić? W zasadzie jest to zdanie bez sensu.
(pluje sobie w mordę, rozrzuca książki)
Schylam kark przed wami...
(wstaje, podnosi książki)
...pisarze postępowi, grafomani, analitycy. Konkludując:
(sięga po herbatę, pije)
Słaba herbata, zbyt lekka.
(pije, pije, pije)
Rzekłbym nawet: lurowata. Ta herbata to lura.
(czyta dalej)
Rzeczywistość jest naginana. Obiektywna rzeczywistość
staje się już tylko subiektywną wizją tego zjawiska. Świat
jest zmitologizowany, rzeczywistość jest nadal naga, smutna
i twarda, ale wyolbrzymiona.
(przerywa)
Olbrzymy! Widziałem olbrzymy! Pamiętam dobrze, ale uciekłem
gwałtownie, niespodziewanie i nagle. Rzucając się do ucieczki,
zmusiłem się do niej. Haniebna rejterada! Istna groteska,
paranoja!
(pluje sobie w mordę)
Bingo.
(wyciera ręką mordę)
Fuj. Ale się obśliniłem. Jestem obrzydliwy. Ale jestem
wstrętny! Czas odpocząć nieco.
(wstaje, robi przysiady, skłony, itp.)
Raz, dwa, raz, dwa. Skłon, wymach! Uch, nie mam już siły.
(siada zmachany)
Uch!
(kładzie się)
Uch, jak fajnie. To mi coś przypomina. Ubogie, nowoczesne
osiedle. Pewną niewielką kolonię. Może przysiółek...
(leży dalej, myśli)
To miało być osiągnięcie. Ważne i najnowsze. Miał to być
mój indywidualny i jednorazowy wyczyn, sukces. A ja uciekłem!
Sromotna porażka, nawet mnie nie goniły. Tylko wieśniacy
się śmiali. Głupcy! Książki wyraźnie mówią o olbrzymach.
Ale ja nie byłem w dobrej kondycji. Odnotowałem spadek
formy.
Forma! Cóż to jest forma? Oni wszyscy to forma. Są schematycznym
buntem. Zapijaczeni zrównali się z tym syfem. Taki schemat...
Taka jest kolej rzeczy. Mówili: "nigdy nie będziemy
tacy! Nie zgnoicie nas!" I sami się zgnoili. Gnoje!
(łyk herbaty, krzywa mina)
Fuj, ale lura!
(rzuca szklanką o ścianę)
Uch!
(chodzi nerwowo po scenie, kopie książki)
Uch, ale jestem zły!
Ale się zdenerwowałem. Wstyd mi... Stagnacja.
(leży)
Leżę.
(dalej leży)
Zaraz przyjdzie ten głupek.
(leży, pauza)
Zaraz przyjdzie Wacław.
Panicz! Cha, cha! Panicz Wacuś! Cha, cha!
(śmieje się)
scena 2
(wchodzi panicz Wacuś z szabelką)
Wacuś:
Cześć don Kichocie. Z czego się śmiejesz?
(zatrzymuje się i patrzy na Rycerza, ten śmieje się
nadal, Wacuś się nie rusza wpatrzony)
Rycerz:
A, tak się śmieję!
Wacuś:
Mogę wejść?
Rycerz:
No wszedłeś przecież.
(wstaje, podaje mu rękę)
Grabula!
Wacuś:
Czemu jesteś zły?
Rycerz:
Nie jestem zły. Nie przeszkadzasz mi.
Wacuś:
No to co dzisiaj będziemy czytać?
Rycerz:
(drapie się po głowie)
Zrobiłem herbatę.
(przynosi z kąta dwie szklanki)
Proszę bardzo.
Wacuś:
Dziękuję Ci don Kichotku.
(siada gdzieś, herbata na stołek, rozgląda się)
Graty w domu tylko zawadzają.
Rycerz:
O co ci chodzi?
Wacuś:
(patrzy)
Rycerz:
Co?
Wacuś:
(zrywa się, poprawia się)
Nic, co mi dzisiaj poczytasz?
Rycerz:
To może ty mi dzisiaj poczytasz?
Wacuś:
Ja?
Rycerz:
Ty.
Wacuś:
Ale ty musisz się nauczyć.
Rycerz:
(bierze cokolwiek)
Umiem czytać.
(czyta)
Zużycie prądu elektrycznego stale wzrasta. Konsumpcja
bogactw naturalnych zużytkowana została na spotrzebowanie
odpadków pożytkowując jednocześnie siłę wody i same odpadki.
Wacuś:
Wolniej, wolniej!
(notuje)
Wolniej!
Rycerz:
Sam sobie czytaj. Nie chce mi się!
Wacuś:
(patrzy)
Rycerz:
Co się patrzysz? Nie chce mi się, to co mam zrobić? Przejawiam
przejawy lenistwa. Cieszysz się? Karygodne ospalstwo w
pełnieniu obowiązków, szkodliwa opieszałość w pracy! Nie
chce mi się mówić.
Wacuś:
(patrzy, cisza)
Przeczytaj mi to.
(podaje mu książkę)
Rycerz:
Nie mam siły. Nie chce mi się. Nic mi się nie chce.
Wacuś:
(patrzy)
Rycerz:
Spać mi się chce.
(kładzie się na plecach, patrzy w sufit)
Nie mam siły, co mam co zrobić?
Wacuś:
(czyta)
A forma ta deformuje następne pokolenia. Tu chodzi jednak
o czystość. Zdeformowana forma może dzisiaj zaskoczyć.
Tylko deformacja jest w sta...
Rycerz:
Sam jesteś deformacja.
Wacuś:
(patrzy)
Rycerz:
Nie do ciebie mówiłem.
Wacuś:
Przecież tu nikogo nie ma.
Rycerz:
Ja jeszcze jestem.
(siada)
Daj tę książkę.
Wacuś:
Tę książkę?
Rycerz:
Tę.
(podaje mu Wacuś)
Albo nie. Tamtę!
Wacuś:
Opowiedz mi o swoich ideałach. O olbrzymach, schematach,
systemach.
Rycerz:
Nie mam żadnych ideałów.
(ogląda książkę)
Wacuś:
Jak to nie? Każdy ma ideały. Ty na pewno. Rycerze mają
ideały.
Rycerz:
Nie wszyscy mają ideały rycerze.
(cisza, tamten patrzy)
Ale jakieś tam pewnie mam. Skąd mam wiedzieć? Jakiś wzór
niedościgniony. Na co mi ideały? Mam tylko mały własny
świat, który w zasadzie sam w sobie jest idealny. Nie
potrzeba mi więcej ideałów.
Wacuś:
Twój wewnętrzny świat?
Rycerz:
Tak, brawo!
(klaszcze w dłonie swą lewicą i prawicą)
Mój wewnętrzny świat! Otóż to. Brawo.
Wacuś:
A co ze światem zewnętrznym? Nie możesz przecież się zamykać
tak inside.
Rycerz:
Warga mi pękła. Obumarły członek ciała.
Wacuś:
Żyjesz złudzeniami. Jesteś utopistą!
Rycerz:
Ja nie jestem utopistą. Aj, kurde, brzuch mnie boli. Spirytus
wyżera żołądek. Nie jestem utopistą. Nie mam złudzeń,
żyję sobie obok.
Wacuś:
Obok czego?
Rycerz:
Obok wszystkiego. Obok świata.
Wacuś:
Obok świata?
Rycerz:
No! Mówię ci, że nie mam złudzeń. Wiem, że nie zmienię
świata, więc żyję sobie obok niego. Jestem sobie, chodzę,
żyję. Oddycham sobie!
Wacuś:
Ale nie chcesz nikogo wpuścić do swojego świata. Tak sam,
do końca życia?
Rycerz:
No to co? Nawet jeśli, to co? Ale życie i tak nie ma końca
przecież.
Wacuś:
O, widzę, że wierzysz w życie pozagrobowe. Czy tam jest
lepiej?
Rycerz:
Gdzie? Pewnie jest.
Wacuś:
A jak tam jest?
Rycerz:
Skąd niby mam wiedzieć!? Nie byłem tam nigdy!
Wacuś:
Ale tam jest szczęście?
Rycerz:
No jest.
Wacuś:
Absolutne? Cały czas?
Rycerz:
Oczywiście.
Wacuś:
Tak ciągle? A nie uważasz, że to się kiedyś znudzi? Nuda
nie jest szczęściem.
Rycerz:
Zależy dla kogo.
(pije herbatę)
Napij się herbaty. Zresztą skąd mam wiedzieć? Ale jeśli
założymy, że tam jest cały czas szczęście, to, trzymając
się tego założenia, dojdziemy do wniosku, że szczęścia
nie zmąci nawet nuda. Ale mnie pali.
(pije herbatę)
Lura. Nuda nie istnieje. Chyba że ktoś lubi się nudzić.
Warga mi pękła. Tfu!
(pluje)
Wacuś:
A czemu tutaj jest zło? Skąd wiesz, że tam będzie lepiej?
Rycerz:
Nie wiem, tak myślę. Mam nadzieję. Myślę, że zło istnieje
po to, żeby uświadomić człowiekowi istnienie dobra. Taki
kontrast. Zresztą nie ma zła.
Wacuś:
Co?!
Rycerz:
Nie ma zła jako takiego. Jest tylko dobro. To, co nazywasz
złem, naprawdę jest tylko brakiem dobra.
Wacuś:
Czyli nie ma zła, nie ma grzechu, Augustynie?
Rycerz:
Jest grzech.
Wacuś:
(patrzy się)
Rycerz:
(też się patrzy, speszony strzela głupi uśmiech)
Wacuś:
Czyli że brak dobra jest grzechem? Jak siedzę i nic nie
robię, to grzeszę, bo nie robię akurat nic dobrego.
Rycerz:
Ale mylisz się. Siedzenie też jest dobrym uczynkiem.
Wacuś:
Co?!
Rycerz:
Ale nie można ciągle siedzieć. Bo to przestaje być dobre.
Co za dużo to niezdrowo.
Wacuś:
Nic nie rozumiem.
(unosi jakąś książkę)
Co, Statkacy cię tego nauczył?
Rycerz:
No, dostrzegał parę rzeczy, rzeczywiście uświadomił mi
trochę szczegółów. Umarł biedaczek. Zabił się. Nie chciał
żyć w nowym cywilizowanym świecie, w którym nie widział
miejsca dla jednostki, dla zwykłego człowieka. Nie chciał
żyć w świecie ogólnej, masowej szczęśliwości, ale bez miejsca
dla niego - człowieka.
Wacuś:
No to się pomylił. Świat jest piękny, każdy człowiek może
się do niego przyzwyczaić.
Rycerz:
Przystosować się. Upodobnić do reszty tej szarej masy.
On miał rację. Bał się totalitaryzmu.
(siedzą, popijają)
Kultura masowa... Wszystko się zdewaluowało. Sztuka, moralność.
Nie ma moralności. Nie ma sztuki. Tylko kultura masowa.
Wszyscy tacy sami, wszystko takie samo, masa zdeptała
jednostkę. Nie ma nas. Jest tłum, masa, naród. Pieniądze,
szczytne cele. Sztuka - masowa, dla pieniędzy, nie dla
tych mas nawet, a dla pieniędzy.
(cisza)
Wacuś:
Nie zgadzam się z tobą. Ale podoba mi się to, co mówisz.
Dobrze, że są jeszcze tacy idealiści, jak ty. I tak świata
nie zmienisz. Nie łudź się.
Rycerz:
Nic nie chcę zmieniać! Wcale nie jestem idealistą!
Wacuś:
Ale jesteś egoistą. Dlaczego nie chcesz powiedzieć ludziom
o ich głupocie? Ty jesteś szczęśliwy, a oni? Żal mi ich.
Szkoda mi tych tępaków. Ty mógłbyś im powiedzieć, zrobić
coś dla nich.
Rycerz:
Przecież oni nie chcą nic ode mnie. Oprócz pieniędzy.
Dużo pieniędzy. Ciągną ze mnie kasę. Kiedyś zabiją mnie
zresztą.
Wacuś:
W końcu jesteś rycerzem. Musisz stawić im czoła.
Rycerz:
(niewyraźnie mamrocze cos do siebie)
Wacuś:
Co mówisz?
Rycerz:
Nic nie mówię.
Wacuś:
(patrzy się)
Rycerz:
Co się patrzysz? Nic do ciebie nie mówię! Dumam głośno!
Nie mogę? To jest intensywne, samodzielne, dialektyczne
dumanie. Jak będę chciał, to się oddam kontemplacji.
Wacuś:
Dobrze, wiem, że jesteś zbuntowaną jednostką. Może...
Rycerz:
Sam jesteś zbuntowaną.
Wacuś:
...pomedytujemy nad konstrukcją książki.
(pokazuje jakąś książkę)
Rycerz:
Nie chce mi się.
(wstaje, idzie w kąt)
Medytuj na głos, ja idę po herbatę.
(wraca z herbatą)
I co nic nie mówisz?
Wacuś:
(pije)
Ale jesteś dobry, dobra herbata. Dziękuję ci za tę gościnną
uprzejmość.
Rycerz:
Pić mi się chce, to biorę herbatę, logiczne chyba?
scena 3
(z prawej strony wchodzi panicz Robin, tamci dwaj
nie zauważają go)
Robin:
Hej chłopcy!
Rycerz:
O, przyszedł panicz Robin, artysta mas! Witamy, witamy!
(kładzie się na plecach)
Wacuś:
(podchodzi, podaje mu kończynę, zaprasza niepewnym
ruchem ręki zerkając na Rycerza)
Rycerz:
Wchodź młotku! Co jest?
Robin:
Przyszedłem, przyniosłem mój nowy wiersz.
Rycerz:
(siada, spogląda na panicza Robina)
Aleś zarósł zwierzaku!
Robin:
Pisałem, nie ogoliłem się.
Wacuś:
(do Robina)
Jak tam twoje czytanie?
Rycerz:
(w przestrzeń)
Ale wkurza.
Robin:
Yyy... Historię czytam. Historię świata. Przyniosłem wiersz.
Wacuś:
Przy czym jesteś?
Robin:
Przy Cezarym. Jak rozwalił...
Rycerz:
(wstając)
Cicho tam. Zamknij się! Przyniosę ci herbaty.
ciąg dalszy na następnej stronie
Leon
|