Prohibicja - El Dojpa
To miał być singiel... Kurczę, "Prohibicja" ma 78 minut i 31 utworów!!! I nie jest to tak, jak na singlach Kazika, że 90% stanowi jedna i ta sama piosenka, tylko że raz w miksie z klawiszami, a raz bez, a jeszcze raz z dodanym pogłosem. "Prohibicja" stanowi właściwie nową płytę zespołu, której motywem przewodnim jest piosneka tytułowa, grana za każdym razem (z jednym wyjątkiem) całkiem inaczej. Jest więc wersja klasyczna, czyli płytowa, znana z "A pudle?", ale także mamy tutaj wersje technologiczne, ostre, łagodne, szybkie i wolne... Nie są one przytłaczające, ponieważ przeplatają się z innymi wątkami.
Teksty między utworami i nie tylko znowu są rozbrajające, amuzyka mniej więcej taka, jakiej można się spodziewać po wysłuchaniu "A pudle?". Koledzy chyba nieźle się bawili i trzeba przyznać, że nie słucha się tego źle. Może na dłuższą metę jest to i męczące, ale cóż, swój urok jednak to ma.
Są tutaj trzy piosenki, które moim zdaniem zasługują na uwagę. "Róbrege" , "Szewc ciemności" (świetna przeróbka znago przeboju o zegarmistrzu światła) oraz rozbrajająca "Oda do przyrodzenia".
Mamy tu discopolo (rewelacyjne intro), reggae, ciężki rock, nawiązanie do Ramsteina...Niech mi nikt nie mówi, że koledzy grać nie umieją i że to jedna wielka kakofonia. Pewnie, że nie jest to sztuka wysokich lotów, ale na niskim poziomie także można zrobić dobre rzeczy, a przy odrobinie zgrania poczucia humoru twórcy i odbiorcy można się nawet tym cieszyć. Nie zapominajmy, że to twórczość alternatywna, a nie popelina, którą mają prawo oceniać popelinowi znawcy o plastikowych gustach i klapkach na oczach, dostrzegający tylko swoje podwórko, zasady i schematy nim rządzące.
Szaman Falarek
|