Doris Ford nie żyje
(z dopisku sprayem na jednej ze ścian komory gazowej)
zasnęła z czkawką na oczach
i na wpół bladymi ustami przez
które nicość przewija się
niczym sny z gorzkimi wspomnieniami
smak ostatniego kawałka suchego
chleba zmieszał się z zapachem
szarego mydła gdzieś pomiędzy
niepewnością jutra a cierpkimi
spojrzeniami niedzielnych wybawców
oglądających wyświetlany na jej
nagich plecach importowany film
porno
zdarty z ubrania numer indentyfikacyjny
zezwalał wszystkim niewiernym Tomaszom
na wypróbowanie bez pomocy anestezjologa
swojej przenajświętszej wiary
wieczorem zaś do zdezynfekowanego teatru
wtaczała się pijana publiczność
każdy przecież chciał mieć ją w pamięci
i pomimo braku kamieni w dłoniach
ktoś ośmielił się z końca sali
rzucić w jej stronę
"The show must go on"
* * *
Chciałem zadzwonić i powiedzieć jej że to nie fair
dając mi tę książkę że odłączyłem telefon na
czterdzieści osiem godzin że teraz ciężko płakać
tym nietrudnym płaczem jakim się płacze tylko
wtedy kiedy płacze się komuś1 że nienawidzę
niedziel tych niedziel to nie fair kiedy z kwitkiem
odesłali z oddziału onkologii że ... jak ryba z docinkiem
że ludzie stąd nie wychodzą z włosami długimi jak
włosy Roberta Planta że tam nie czyta się takich książek
a ucieczka do Podkowy Zakopanego Żegiestowa czy
Rydzewa dawno przestała być modna że widziała Casablance
na dużym ekranie na białym ekranie Że to nie fair powiedzieć
chciałem gdy podnosząc słuchawkę bo sam że tęsknie
i boje się całej tej reszty przed snem że też zaznaczam wersy
w tej książce nie widzialnie ze zgrzytem szczęk i rzęs nad
słowem że sam
1-Anka Kowalska "Pestka"
Bez słowa odeszła za dworcową ścianę. Siedziałem w pociągu.
na wspak pospolita naturalizacja od
nasyceń przed siebie wracam jak najdalej
po wąskim korytarzu w szponach odciśniętych
stóp
w tłumie
z poezją Morrisona kupioną za dwanaście
siedemdziesiąt gdzie ( Karabin snajpera
jest przedłużeniem jego oka zabija swoim
śmiertelnym spojrzeniem1)
zaszczuty pokornie wstyd na dobranoc
że
nie zawołam cię po imieniu
1-wiersz J.D. Morrisona
Z tramwajowego zapisu
Nie wyłamałem się spod wyssanych pół na pół
zaszklonych w tramwaju niedoskonałości
robotników jednorazowego użytku biznesmenów
transwestytów katolików i policjantów Wystarczył mi
ten bilet przeżute spojrzenia kierowców
rzucane po kątach spod zadaszonego nieba
mijane śliną z ust dziewięćdziesięciogroszowe precle
sprzedawane naprzeciw głównego dworca pkp
i wyryte palcem słowa na wilgotnej szybie
|