Strona naszego Pisma
  str.

tajemny kącik szamana
poprzednia strona spis treści następna strona

Mnich Miodek i mnich Cyryl

Z opowieści doktora Brosmana, który z zamiłowania i fachu jest znawcą dynastii Miodków dowiedziałem się czegoś nowego o bracie Miodku nie tak znowu dawno, a miało to miejsce podczas naszego spotkania w górach, kiedy to wspinałem się na górkę zwaną Magórką (jak ten słynny muzyk, co grał w zespole z najlepszym wokalistą polskim), a on z niej schodził tym samym szlakiem. Powiedzieliśmy sobie rytualne "dzień dobry" jak każe obyczaj, który przyjęliśmy za nasz, i wtedy rozpoznałem go, tak jak on rozpoznał mnie.
Po wymienieniu dalszych grzeczności, które wypada wymienić między znajomymi, a które to grzeczności także zaakceptowaliśmy, ponieważ stwierdziliśmy, że nie jesteśmy jakimiś fanatykami bezwiednego wykonywania czynności złożonych, zagraliśmy w tak zwanego marynarza i wyszło nam na to, że idziemy na szczyt, żeby usiąść razem w schronisku przy herbacie i kanapce. Tak też się stało - jak wyszło, tak postanowiliśmy zrobić, a jak postanowiliśmy, tak nam wyszło tym razem (w końcu nie zawsze wszystko się udaje, choć są znawcy, którzy uważają, że to nieprawda, bo zawsze udaje się wszystko, co znowu moim zdaniem jest nieprawdą, ale to temat na dłuższą pogawędkę).
Otóż tak przy drugiej herbacie, kiedy zakończyliśmy gaworzenia na bliżej nie zdefiniowane tematy natury ogólnej, opowiedział mi doktor Brosman o tym, jak brat profesora Miodka brat Miodek jako mnich podróżował po ziemiach słowiańskich i pewnego dnia pogodnego poznał mnicha imieniem Cyryl. Cyryl ów był bardzo zajęty, przez co małomówny, choć z natury niezłym był gadułą. Brat Miodek pytał ciągle brata Cyryla czym się tak brat Cyryl zająć postanowił, a Cyryl mu na to w końcu (pytajcie, a odpowiedzą wam), bo już cierpliwości nie miał słuchać tak ciągle zrzędliwego i pytającego nawoływania Miodka zza okna (lubił spacery, więc się przechadzał po ogrodzie), że próbuje wymyślić pismo jakieś nowe. Na przykład cyrylicę.
"A cyrylicy to nie wymyślił drzewiej święty Cyryl Metody, który miał przecież swoje na to metody?" - zapytał Miodek zajadając kolejną porcję sera, na co odparł brat Cyryl, że owszem, metody to on miał, ale to nie było takie proste, bo Cyryl Metody był podwójny i jeden miał na imię po prostu Cyryl, a drugi Metody, z czego obaj byli:
a) braćmi,
b) zakonnikami,
c) świętymi.
Nie mówiąc oczywiście o innych bardziej oczywistych sprawach tego typu, że na przykład obaj czasem coś jedli, czasem pili, lubili sobie pośpiewać przy opalaniu brody i tak dalej, i tak dalej. Przy czym święty Cyryl, jeśli już o tym mowa, wymyślił gładolicę, bo był jeszcze młody i miał gładkie lica (opalanie brody rozpoczął dużo później, a z wymyślania cyrylicy zrezygnował na rzecz pouczających obustronnie częstych dysput z metodystami - szczerymi zwolennikami Metodego).
Stało się tak po latach, że zdumiony brat Miodek stał się świadkiem wynalezienia przez brata Cyrylego upragnionej cyrylicy, która się rozpowszechniła tak bardzo, że w końcu wyparła gładolicę, o której lud zapomniał, a te jednostki, które coś tam pamiętały z opowieści najstarszych górali, przeinaczyły nazwę gładolicy i jeśli już, to mówiono raczej o głagolicy, co miało swe usprawiedliwienie w fakcie, że były to ludy zamieszkujące głównie obszary wschodniej Europy. Ciekawostką natomiast niezwykłą niebywale jest fakt, iż cyrylicę wymyślił mnich Cyryl - uczeń świętego Cyryla, brata świętego Metodego, który także swoje metody miał, a także zwolenników - przebywając w klasztorze w Macedonii.
Mniej więcej od XIII wieku, kiedy to reformy wprowadził mnich Grażdanin, ludy wschodniej Europy zaczęły używać przerobionej cyrylicy, którą nazwały grażdanką, bo przeróbka była dość stanowcza. Potem następowała już zwykła ewolucja i tak historia dotoczyła się aż do rewolucji, która choć odbywała się w listopadzie, nazwana została październikową.
Pogadaliśmy sobie tak z doktorem Brosmanem i nie zauważyliśmy kiedy nastał wieczór. Nie było już czasu na to, by złazić na dół z górki Magórki. Było ciemno i nie chcieliśmy narażać siebie ani ewentualnych służb ratowniczych, które by nas szukały na dnie wąwozów. Korzystając z doświadczenia bez skrępowania postanowiliśmy zostać w schronisku, mimo iż wszystkie pokoje były zajęte. Miejsce do spania znaleźliśmy sobie pod stołami w jadalni, co akurat nie robiło nam różnicy, ponieważ mieliśmy śpiwory, a przy okazji wyszło na to, że za nocleg płacić nie musimy, bo przecież nie zajęliśmy żadnego z pokoi. Rano dostaliśmy darmowy wrzątek do picia, a doktor Brosman podbił sobie książeczkę, bo zbierał punkty na kolejną turystyczną odznakę górską.

Szaman z Plemienia



poprzednia strona spis treści następna strona