Strona naszego Pisma
  str.

trzy po trzy
poprzednia strona spis treści następna strona

Praca to komercja

Czy produkcja Tajniaka jest pracą czy przyjemnością? - zapytał jeden z ulubionych kolegów. Ale czy jedno wyklucza drugie? Czy naprawdę Babilońska mentalność aż tak zadomowiła się w naszych głowach, że musimy uważać, że każda praca to ból niewolnika? Pracą jest każda czyność potrzebna do wykonania czegoś, co chce się wykonać. Na przykład odkurza się po to, żeby było czyściej. Idzie się do sklepu, żeby kupić jedzenie potrzebne do zjedzenia - i to jest właśnie wykonywanie jakiejś pracy. Można przy tym pracować dla siebie, a można dla kogoś też.
"Nie idź do pracy!" - wyartykułował pewnego razu poeta mając zapewne pracę komercyjną na myśli, czyli taką DO KTÓREJ SIĘ CHODZI I W KTÓREJ WYKONUJE SIĘ PEWNE CZYNNOŚCI NIE PO TO, ŻEBY OSIĄGNĄĆ JAKIŚ BEZPOŚREDNIO Z NICH WYNIKAJĄCY SKUTEK, LECZ PO TO, ŻEBY ZAROBIĆ PIENIĄDZE. Przy czym owo chodzenie nie należy do definicji tej pracy lecz jest cechą często jej towarzyszącą. Niekonieczną, ale trafnie - choć w symbolicznej przenośni - oddającą istotę rzeczy.
Praca odbywa się więc cały czas. Gospodyni domowa, mimo iż w świetle prawa Babilonu to się nie liczy, pracuje od rana do wieczora, sprzątając, robiąc zakupy, gotując, piorąc... To ciężka praca, choć gospodynie domowe związków zawodowych nie mają, a i za to pieniędzy nie biorą. Chyba że pracują u osoby obcej.
To, że nie bierze się za coś jedynego legalnego w świetle babilońskiego prawa wynagrodzenia materialnego w formie monet i banknotów z wizerunkami dzisiejszych cezarów, nie znaczy, że wykonywana czynność nie jest pracą, jednak w związku z tym, że czasem za pracę płacone jest, a czasem nie, możemy rozróżnić tu dwa rodzaje pracy - komercyjną i bezinteresowną.
Bezinteresowność tej drugiej jest oczywiście umowna i nazywamy ją tak dlatego, żeby sługom Babilonu było łatwiej rozumieć. Im się bowiem wydaje, że jeżeli nie mamy z czegoś pieniędzy, to nie mamy w tym interesu (tak, jakby pieniądz sam w sobie był celem; tak jakby do celu nie dało się nigdy dojść z pominięciem pieniądza).
Komercyjność tej pierwszej na tym natomiast polega (i też jest umowna, bo przecież nie wszystko, za co się bierze pieniądze, dla nich się robi), że wiąże się z dochodami, a te z podatkami i składkami. Jako że niewolnicy Babilonu są uzależnieni od niego głównie za pomocą pieniędzy - o kórych Babilon mówi niewolnikom, że są fajne i że każdemu niewolnikomi lepiej jest mieć ich więcej niż mniej (zakładając więc milcząco, że w ogóle lepiej mieć, niż nie mieć) - każdy niewolnik za młodu uczy się zawodu, a potem bierze go i wykonuje. Dla pieniędzy, bo właśnie niewolnik musi z czegoś żyć, a praktycznie bez pieniędzy jest to niemożliwe. Jako że wykonywanie czegoś dla pieniędzy jest komercją, sklepowa idzie do sklepu wykonywać swoją komercję, a górnik zjeżdża kilkaset metrów pod ziemię w tym samym celu.
Tak pojmowana praca - w sposób babiloński (bo Babilon nie uznaje tego, gdzie w grę nie wchodzą pieniądze, ostatecznie nazywając niektóre wyjątki wolontariatem lub organizacją pozarządową) - jest właśnie komercją, jako że sklepowa stoi przecież za ladą nie z miłości do uprawiania tego procederu, lecz z chęci uzyskania profitów. Z górnikiem jest podobnie, jak i generalnie z każdym innym człowiekiem "chodzącym do pracy".
Praca to komercja i z tym jej antagoniści najwyraźniej powinni się pogodzić. Oczywiście mogą teraz udać, że nie zrozumieli tych kilku zdań, lub też zacząć są władni redefiniowanie swoich wyobrażeń. Mogą także oczywiście stwierdzić, że wyraz komercja oznacza co innego, jednak, jeśli mówimy po polsku, to polecam jakiś słownik języka polskiego, w którym stoi coś w stylu "komercja - działanie mającena celu uzyskanie korzyści materialnych".
Redefinicji może więc ulec praca, o której i tak już powiedziało się, że jest też nią tak zwany wolontariat czy usługi dobroczynne, jak chce to nazywać niejeden polityk Babilonu.
Pracujemy więc nad Tajniakiem. Pracę tę staramy się wykonywać dobrze, a uzależnionych od mamony sprzedawców, robotników, dyrektorów, menadżerów, najemników, urzędników, bankierów oraz ich dzieci, które są małe i jeszcze nie wiedzą co to praca za bardzo, namawiamy gorąco, żeby dali sobie spokój ze zbędnymi domysłami. Jeśli męczą ich jednak te myśli, a nie chcą zastanawiać się, czy wzięliśmy za Tajniaka kasę i jeśli tak, to ile, mogliby codziennie w sklepie nie liczyć nam za chleb, masło i kawałek mleka czy pomidora.

Szaman Falarek



poprzednia strona spis treści następna strona