PODZIEMNE PISMO TAJNIAK
dodatek :P - 25 lutego 2011

 

Alternatywa

Bóg jest albo Go nie ma. Stwierdzenie tego faktu, choć sprowadza się do wygenerowania niepozornej tautologii, jest bardzo odważnym stwierdzeniem. Potraktowane bowiem na serio, pociąga za sobą KONSEKWENCJE.

Trudno udowodnić którąkolwiek z dwóch wzajemnie wykluczających się tez w nim zawartych. Jedną bądź drugą można przyjąć na wiarę. Bez najmniejszego trudu widzimy jednak, że stwierdzenia "Bóg jest albo Go nie ma" nie da się obalić. Jest ono prawdziwe i już. Na dodatek nie jest kwestią subiektywnej wiary, lecz obiektywnego bycia/niebycia - niezależnego od naszych zdolności poznawczych ani zajętych pozycji światopoglądowych.

Tak, chodzi o STATUS ONTYCZNY. A ten ma z naszymi poglądami niewiele wspólnego, poza tym, że może jakoś na nie wpływać. Nie odwrotnie. Jego porządek jest przeciwny względem tego, jak coś poznajemy. Skoro czegoś doświadczamy, wnioskujemy, że to istnieje. Ale przecież ono najpierw istnieje. Dlatego tego możemy - ewentualnie - doświadczyć. Nie musimy. Obiektywnie niczego to nie zmieni.

"Bóg jest albo Go nie ma" to co innego niż "Bóg daje się poznać albo i nie". Niby oczywiste. Wypowiedziane sprawia, że nic już nie może być takie, jak przedtem. Dlaczego? Bo Bóg JEST albo Go NIE MA.

 

 

Jezus czy Barabasz

 

Podział na lewicę i prawicę jest pokłosiem Rewolucji Francuskiej, heglizmu, może jeszcze czegoś... Na polskim podwórku może sporów między Piłsudskim a Dmochowskim, czy też może między panami Macierewiczem a Michnikiem. Wtórne te polskie konflikty zrodziły podział analogiczny: na lewaków i narodowców. My nie czujemy się spadkobiercami żadnego z tych światów. W zależności od okoliczności śmieszy nas lub denerwuje sprowadzanie opisu rzeczywistości - w tym rzeczywistości wiary - do rzeczywistości politologicznej, a w natępstwie do prób jakiegoś zaklasyfikowania nas: umieszczenia po tej lub po tamtej stronie barykady, która dla nas nie istnieje. Jasnym jest, że jesteśmy dziećmi naszych czasów - jak wszyscy ludzie we wszystkich czasach. Jednak właśnie jako dzieci tej epoki chcemy zdecydowanie głosić, że na równi nienawidzimy tak faszyzmu, jak i komunizmu. Postfaszyzmu, postkomunizmu i ich alternatywnych lokalnych odmian. Obmierzłe są nam wszelkie formy tego, co z prawej, i tego, co z lewej strony urojonej rewolucyjnej barykady. Nie siedzimy też okrakiem na barykadzie, co zapewne chętnie zasugerowałby nam lewicowy Karol Marks lub jakiś inny prawicowy profesor, choćby właśnie dlatego, że tej barykady nie uznajemy. Nie głosimy także neutralności światopoglądowej - nieuznawanie sensu takiego czy innego systemu światopoglądowego (a system podziału na lewicę i prawicę jest dla nas nie do przyjęcia) wyklucza nas z posługiwania się jego miarą, ale zarazem nie oznacza braku poglądów na świat. Świat porewolucyjny i poheglowski nie ma monopolu na prawo do definiowania zbioru jedynie słusznych światopoglądów (wchodzących na dodatek w skład wykoncypowanego przezeń podziału na to co prawe i na to co lewe).

Z drugiej strony - z naszgo punktu widzenia - świat zwolenników całego tego podziału jest jednym i tym samym światem, niezależnie od zajmowanych w nim stanowisk. Zwolennicy porewolucyjnego sprowadzenia rzeczywistości do podziału na lewicę i prawicę, a szerzej do sprowadzenia świata w ogóle do jakiegokolwiek podziału politologicznego, z naszego punktu widzenia są dziećmi tej właśnie (i kolejnych) rewolucji. Jeśli przyjąć ichnią nomenklaturę: rewolucji lewicowej. Lewicowy jest więc zarówno narodowy socjalizm (sic!), jak i socjaldemokracja. Bardziej ogólnie: lewicowe jest ubóstwianie państwa, pozwalanie na to, by zawładnęło ono człowiekiem, by mogło zabierać mu nie tylko to, co cesarskie, ale i to, co boskie. A boskie (noszące obraz Boga, por: Rdz 1,26) jest człowieczeństwo. Ono dla każdego jest pierwsze zarówno w porządku chronologicznym, jak i genetycznym. Tak, jak w czasie doświadczamy najpierw jako dzieci swojego człowieczeństwa, tak też w każdej chwili - tu i teraz - pierwotne w nas jest nasze człowieczeństwo, a nie poglądy polityczne czy ekonomiczne.

Dlatego mamy szczególny żal zwłaszcza do tych środowisk, które uchodzić chcą za chrześcijańskie czy wręcz za katolickie, a które zamiast głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu i miłości silniejszej od każdego grzechu, promują nienawiść do tego, co inne. Które zamiast głosić jedność dzieci Bożych, powodują przerażające podziały. Zamiast zastanawiać się, co jest istotne dla chrześcijańskiej tożsamości członka Kościoła, stawiają wszystko na głowie i debatują co jest najistotnejszym wezwaniem dla kraju: zachowanie katolickiej tożsamości, czy może modernizacja cywilizacyjna i gospodarcza. Liberalizm czy konserwatyzm.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrześcijanie byli posądzani o ateizm, bo odrzucali panteon bogów państwowych. W ten sposób patrząc, my także jesteśmy ateistami - odrzucamy pierwszeństwo państwa, czyli jego świętość, czyli boskość. Z końcem XIX wieku filozof Nietzsche nazywał chrześcijan anarchistami, widząc w nich siłę (raczej słabość) rozkładającą porządek społeczny taki, jakim chciał go widzieć. W tym sensie (a nie w tym lewackim!) także i my jesteśmy anarchistami.

 

 

semantyka i sens

Nie wiadomo, czy istnienie człowieka wykracza poza życie jego organizmu, czy też może życie jego organizmu wykracza poza jego (człowieka) istnienie. Są dwie szkoły, wzajemnie polemizujące, czasem się zaciekle zwalczające. Jest też trzecia szkoła - ani zimna, ani gorąca, za to utożsamiająca życie i bycie. O ile w języku potocznym, nie dotykającym problemów bioetycznych, nie ma w tym nic zdrożnego, kiedy mówimy o dopuszczalności aborcji czy eutanazji, szczególnie pod względem moralnym, należałoby rozróżniać te dwie rzeczy, jakimi są życie i istnienie człowieka. I kiedy mówimy o sensie, także powinniśmy w tej sytuacji - przynajmniej na wszelki wypadek - potrafić odróżnić sens życia od sensu bycia.

Życie człowieka (jego organizmu, ale skrót myślowy jest fajny) zaczyna się w momencie poczęcia, a kończy z chwilą ustania funkcji życiowych, obumarcia tego czy owego w tym jego organizmie. Oto garść pytań:

Czy człowiek już wtedy istnieje, gdy żyć zaczął organizm? Czy człowiek jeszcze wtedy istnieje, gdy jeszcze żyje jego ciało? Czy można mówić o dalszym istnieniu człowieka, którego serce wyjęto z jego ciała i ciągle żyjące włożono do innego organizmu? Te pytania powinni uwzględnić bioetycy, jeśli chcą być nie tylko bio, ale i etykami. Oczywiście etyk, który nie uwzględnia pytań pojawiajacych się w daleszej kolejności, jest słabym etykiem: czy aby na pewno wraz z końcem jego życia kończy sie istnienie człowieka? Czy można wyobrazić sobie istnienie człowieka przed zaistnieniem (rozpoczęciem życia) jego organizmu?

A oto pytanie końcowe: czy można mówić o człowieczeństwie skupiając się na jednym tylko aspekcie bytowania: tylko byciu lub tylko życiu, czyli tylko tym co duchowe lub tylko tym co cielesne w człowieku? Jak ewentualną odpowiedź pogodzić z faktami, które dostępne mamy na codzień na wyciągnięcie ręki?

 

 

zdrajcy

Tak się uparli na tego Wałęsę, a kto tymczasem kolaborował z komunistami:
- okupując razem z nimi tygodnik, który odmówił druku nekrologu Stalina,
- popierając uwięzienie prymasa Wyszyńskiego,
- tworząc pod jego nieobecność przychylną komunistom ChAT,
- popierając stan wojenny,
- broniąc gen. Jaruzelskiego?

Co im mówią takie nazwy, jak PAX czy PRON?

Dlaczego nie rozliczają księży tak zwanych patriotów z tego, że poparli np. upaństwowienie Caritasu?

Czy taki właśnie patriotyzm chcą krzewić? "Patriotyzm", w wyniku którego ginie prezydent RP? Narutowicz oczywiście.

"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: ŤPozwól, że usunę drzazgę z twego okať, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata." (Mt 7,3-5)

A jeśli jesteś ostatni sprawiedliwy, to spójrz na KRZYŻ i zobacz, gdzie jest twoje miejsce, bo nie przyszedłeś potępić, lecz zbawić. Inaczej jesteś zwykłym faryzeuszem.

 

 

 

kropla historii (filozofii niejako)

 

Cogito ergo sum

Drobna uwaga. To nie jest tak, że jestem, bo myślę. Tu nie chodzi o jakąś pochwałę refleksji czy definiowanie człowieczeństwa poprzez wskazywanie na zdolność człowieka do pomyślunku. To tylko najzwyczajne rozwianie wątpliwości, które mam co do mego istnienia, co do realności własnej i tego, co mnie otacza. Bo nie mam pewności. Skąd mam ją mieć? Więc wątpię. Skoro wątpię, to znaczy, że najpierw myślę. Myślę? Czyli najpierw jestem? No tak, jestem.

Jestem, więc myślę. Myślę, więc wątpię.

Tyle Kartezjusz.

 

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki

Nie wchodzi się, bo co? Bo ktoś tak powiedział, nakazał, wymyślił? Bynajmniej. To nie jest imperatyw. Nie trzeba sobie robić z tego ani zabobonu, ani też niepozornej zasady. Do tej samej rzeki nie wchodzi się dwa razy zwyczajnie dlatego, że jej już drugi raz nie ma. Takie są fakty. Po prostu. Tej rzeki nie ma nie tylko po roku, kiedy jej woda spłynie do samego morza, a teraz plynie w tym korycie woda zupełnie inna. Jej nie ma od razu - bo z chwili na chwilę zmienia się wszystko. Z chwili na chwilę - aż chciałoby się powiedzieć "w jednej chwili". Czy rzeczywiście może coś zmienić się w jednej chwili? Chwili nie ma - jest tylko zmiana. Nie ma TERAZ. Jest tylko przeciekanie między palcami.

Przynajmniej według ciała. Ale czy według ducha? O tym chyba Heraklit nie wspominał.

PS. Pamiętajmy jednak, że o cynizm się ocieramy, kiedy krzywdę komuś wyrządzoną usprawiedliwiamy słowami "przecież wszystko się zmienia, musisz odnaleźć w tym dobro". Jest to ten sam rodzaj cynizmu, który przykładowo bije z napisu nad bramą obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu: "praca czyni wolnym".

 

Wiem, że nic nie wiem

NIE WIEM, gdzie i kiedy miałby Sokrates te słowa wypowiedzieć albo przynajmniej gdzie je zapisano. Mam za to wrażenie, że świat im bardziej sceptyczny, tym bardziej swego rodzaju kult niewiedzy uprawia. A że Sokrates na piedestale postawiony został jako najmądrzejszy z filozofów, w pochwale ignorancji lubimy chyba się na niego powoływać. Tym bardziej, że wypowiedź ta wewnętrznie sprzeczna, brzmi bardzo efektownie, no i pasuje nam nie tylko treścią, ale i formą.

Sceptycy zawsze lubili paradoksy, bo te wytrącają przecież oręż z rąk dogmatykom. To nic, że sceptyk jest dogmatyczny w swym niedowierzaniu - tym lepiej dla niego. Tym bardziej, że zawsze stanowczo może zaprzeczyć. A dogmatyk nie może. Czy może? No nie wiem.

Tymczasem w słowach Sokratesa, tych chyba najbardziej zbliżonych do tych, które tak lubimy mu przypisywać, brakuje tego kluczowego stwierdzenia "wiem":

(...) Bo z nas dwóch, żaden, zdaje się, nie wie o tym co piękne i dobre, ale jemu się zdaje, że coś wie, choć nic nie wie, a ja, jak nic nie wiem, tak mi się nawet i nie zdaje. Więc może o tę właśnie odrobinę jestem od niego mądrzejszy, że jak czego nie wiem, to i nie myślę, że wiem.

 

 

że Kościół nie płaci podatków

 

Filozofia klasyczna charakteryzuje się tym, że mówi o faktach. Fakty, o których chcę tu wspomnieć, a które same w sobie mało są filozoficzne (ale od faktów nie wymagajmy cudów), są dwa. Pierwszy z nich jest moją oceną generalizującą: powiada się, że Kościół w Polsce nie płaci podatków. Z tego co się orientuję, Kościół płaci podatki, ale zdanie wielu jest inne. Tak też przedstawia się drugi fakt.

Kościół płaci w Polsce wiele różnych podatków i opłat. Wiadomo, świeccy członkowie Kościoła rozliczają się w urzędach gminy oraz w urzędach skarbowych. Zaprzeczy ktoś? Hierarchiczni członkowie Kościoła także płacą podatki. Pierwsza z brzegu Ustawa z 20 listopada 1998 r. o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne (Dz.U. Nr 144, poz. 930 ze zm.) mówi m.in. o podatku płaconym przez księży w zależności od ich funkcji pełnionych w danej parafii, jej wielkości i miasta, w którym się ona znajduje. Podatek ten płacony jest kwartalnie. Przykładowo proboszcz dwudziestotysięcznej parafii płaci co kwartał 911 zł, a wikariusze po ok. 271-299 zł. Czy ktoś zaprzeczy?

Nie ma się co nad tym chyba rozwodzić. Można oczywiście rozmawiać o poszczególnych wypaczeniach albo zastanowić się na innym poziomie ogólności, co to właściwie są fakty. Można nad sensem każdej z realnie istniejących ustaw pomyśleć, można zasugerować zmianę np stawek czy zakresu ewentualnych ulg lub zwolnień (np. podatek od nieruchomości nie dotyczy będących w posiadaniu Kościoła obiektów zabytkowych; czy i ewentualnie w jakim stopniu należałoby to zmienić?). Można dyskutować na ile uprawnione jest w kontekście mówienia np. o konkordacie (a jest to przecież porozumienie zawarte między dwoma PAŃSTWAMI) używanie słowa "Kościół" w stosunku do ogółu ochrzczonych i uznających zwierzchność biskupa Rzymu. Pewnie że można.

 

dziwna zależność

 

Po katastrofie smoleńskiej opinie były przewidywalne - formalni i tylko duchowi członkowie PO twierdzili, że to tylko wypadek, a formalni i duchowi członkowie PiSu, że nie tylko, że coś więcej, że co najmniej czyjaś zła wola i zaniedbanie.

Po zabójstwie w Łodzi znowu komentarze wynikają wprost z przynależności politycznej komentatorów. Jeżeli popiera się Donalda, twierdzi się, że winny Jarosław. Jeżeli popiera się Jarosława, twierdzi się odwrotnie i też ma się na to dowody.

Dlaczego tak jest, że najpierw mamy przynależność, a dopiero potem opinię? Oczywiście, można by kusić się o racjonalne wyjaśnienie tego zjawiska, próbować przekonywać, że przecież właśnie dlatego, że nie wierzy się drugiemu, popiera się pierwszego. I odwrotnie. A także dlatego oskarża się drugiego, że pierwszemu się wierzy. I odwrotnie.

A jednak takie tłumaczenie jest zdaje mi się sporym nadużyciem. Przecież przynależność polityczna była tutaj pierwsza, lewo- czy prawoskrętność, którą wykoncypował i tak barwnie opisał profesor Wolniewicz, albo po prostu raczej prawicowość i lewicowość, są w zdecydowanej większości pierwotne u komentatorów. O ile "giewu", jak sugeruje Rafał Ziemkiewicz jest prorządowa, o tyle sam jest przecież jakby proopozycyjny, a kilka lat temu być musiało odwrotnie.

Przynależność polityczna, niezależnie od tego czy formalna czy tylko duchowa, była pierwsza. Katastrofa smoleńska, zabójstwo w Łodzi miały miejsce potem. W tej sytuacji opinie oskarżające stronę przeciwną, a swoją usprawiedliwiającą, są kompletne niegodne wiary, bo nie wynikają z trzeźwej oceny faktów, lecz tą właśnie przynależnością są zdeterminowane. Z góry przecież wiadomo, co z czyich ust usłyszymy, co w której gazecie przeczytamy.

 

 

celnik i faryzeusz

 

Tak się zastanawiam nad przypowieścią o faryzeuszu, nazwijmy go A, który miał zasługi, i celniku, nazwijmy go B, który ich nie miał. Dlaczego ten drugi został usprawiedliwiony jako pierwszy (nigdzie nie napisano, że ten pierwszy został potępiony lub nie został usprawiedliwiony potem)? Spytałbym, na czym polegała zasługa B, gdyby nie to właśnie, że przecież B zasług nie posiadał. Za to A miał ich mnóstwo. Pościł, dawał dziesięcinę i w ogóle można się domyślać, że zachowywał wiele przepisów, których i tak się nie dało wszystkich zachować.

Mam tutaj za to takie dwie małe wskazówki. Po pierwsze św. Jan (a może któryś z jego uczniów) w liście pisze: "Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy" (1J 1,8). Nie da się więc nie grzeszyć, bo gdyby się dało, można by powiedzieć, nie kłamiąc przy tym, te słowa: "nie mam grzechu". A przecież powiedzieliśmy już sobie, że to by było kłamstwo. Człowiek zwany A nie mógł więc nie grzeszyć - nie był w stanie.

Tak więc zarówno A jak i B są grzesznikami. Zdaje się co prawda, że z B jest grzesznik większy, czemu by nie. Nie bez powodu przecież tacy jak A byli wielce szanowani, a tacy jak B - pogardzani.

Po drugie jednak, Jezus powiada pewnego razu, będąc na terenie świątyni, kapłanom i starszym ludu: "Celnicy i nierządnice wejdą przed wami do Królestwa Bożego" (Mt 21, 31). Dlaczego?

Człowiek zwany przez nas B mówi tyle co "nie potrafię nie grzeszyć, zbaw mnie mimo to". O ile "zbaw" to znaczy "uratuj" to nawet słowa "mimo to" są zbędne. Lepiej brzmi: "nie potrafię nie grzeszyć, ratuj mnie". Mówiąc te słowa, przyznaje Bogu rację, bo przecież, gdyby powiedział odwrotnie, skłamałby. Czy też raczej Bogu by kłamstwo zarzucił.

I jaka w tym B zasluga? No właśnie żadna. A jaka A zasługa? No właśnie wielka. Tyle że to B odchodzi usprawiedliwiony. A A? Mam nadzieję, że prędzej czy później też, choćby miałoby się to stać w ostatniej godzinie, tuż przed końcem dniówki, jak w przypadku niektórych robotników winnicy pewnego właściciela (Mt 20, 16).

Jest nadzieja, kochani A.

 

zbawienie jest dla grzeszników

 

W książce o. Pawła Kozaka "Szczęśliwe wariactwo. Medytacje biblijne" znalazło się swoiste i mimochodliwe wytłumaczenie czym jest zbawienie. A że rozmawialiśmy o tym ostatnio w wąskim gronie, sympatycznie było się na ten fragment natknąć. A po drugie "że", jako że "Szczęśliwe wariactwo. Medytacje biblijne" to Książka Roku 2009 według Tajniaka, dlatego tym bardziej przytoczmy sobie z radością ów fragment:

...zbawienie, czyli wyzwolenie z czasem wygodnego, a czasem bardzo bolesnego uwikłania się w zło, wyprowadzenie z niewoli poplątanych interesów, egoistycznej miłości czy utajonej pod płaszczykiem szczytnych słów pogardy wobec bliźnich.

Dominikanin Paweł Kozacki pisze, że przyniesienie ludziom właśnie tego powyższego, a nie oskarżanie lub potępianie ich, było celem Jezusa. Paweł Kozacki na koniec rozważania przy okazji XX niedzieli zwykłej w roku C, pisze jeszcze słowa, które chyba też przy okazji warto przytoczyć:

W dążeniu do Chrystusowego porządku, żaden człowiek nie jest przeciwnikiem. Jest osobą, za którą się tęskni, z którą pojednania się pragnie.

Jakoś się to tak kojarzy z opowieściami o podziale ludzi na lewych i prawych, czyli odpowiednio anty- i prochrześcijańskich, czyli (o zgrozo!) równie odpowiednio, ale bardziej dosadnie, złych i dobrych. Podział ten nie jest w swej istocie chrześcijański. Wynika z niezrozumienia Dobrej Nowiny przez chrześcijaństwo niesionej o darze zbawienia grzeszników czyli ludzi złych.

 

Gdzie grzech, tam łaska

 

Grzech to jest taki stan, w którym nie potrafisz kochać miłością nieegoistyczną. Przejawia się to w różnych czynach zewnętrznych, ale tak naprawdę tkwi głęboko w sercu ("Słyszeliście, że powiedziano: 'Nie dopuścisz się cudzołóstwa'. A Ja wam mówię: Każdy, kto pożądliwie przygląda się kobiecie, już w swoim SERCU popełnił cudzołóstwo.", Mt 5,27-28). Mówi się, że grzech jest odwróceniem się od Boga (por. KKK 386), bo wierzy się w Boga, który chce, żebysmy potrafili kochać tym szczególnym rodzajem miłości pełnej ("przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie", J 13,34), miłości największej ("nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś poświęca/oddaje swoje życie za przyjaciół", por. J 15,13).

Jest to chrześcijańska definicja grzechu (a przy okazji chrześcijańskie pojmowanie miłości), którą usłyszymy raczej od tych księży i katechetów, którzy uważali na zajęciach.

Zbawienie to wyzwolenie człowieka z tej śmierci, jaką jest grzech. Jest procesem przemiany człowieczego serca - z martwego serca kamiennego na serce żywe ("Dam wam nowe serce i nowego ducha ześlę do waszego wnętrza. Wyjmę z waszej piersi serce kamienne, a dam wam serce z ciała", Ez 36,26). Uzdolnieniem człowieka do miłości, do której w wyniku grzechu pierworodnego w swojej istocie (w sercu) przestał być zdolny (natura ludzka została pozbawiona pierwotnej świętości, por. KKK 404)! Zbawienie jest DAREM, po który wystarczy sięgnąć. Wystarczy pić wodę żywą, o której Jezus mówił Samarytance przy studni (por. J 4,13-14), by ta woda od środka (od istoty, serca) przemieniała człowieka. Wystarczy pielęgnować to małe ziarenko, do którego przyrównał Jezus Królestwo Boże (podlewać), a z którego wyrośnie wielkie drzewo dające innym cień i schronienie (por. Mt 13,31-32; Mk 4,30-32; Łk 13,18-19). Wystarczy słuchać tego Słowa, w innym miejscu również do rzuconego na ziemię ziarna przyrównanego (por. Łk 8,11). Że jest to dar (zupełnie darmowy, jak samo znaczenie słowa dar wskazuje), wskazują słowa Jezusa: "Tak się ma sprawa z Królestwem Bożym, jak z człowiekiem rzucającym ziarno w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, nocą i dniem, ziarno kielkuje i wzrasta, a on nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon" (por. Mk 4,26-28).

Faryzeusze nie rozumieją słów "dziś zbawienie stało się udziałem tego domu" (Łk 19,9), "twoja wiara cię uzdrowiła" (Łk 17,19; Łk 18,42). Oni uważają, że przemienić (ze śmierci powstać do życia) trzeba się samemu i tym samym zasłużyć sobie na jakąś wartość dodaną, na jakąś inną nagrodę, tak jakby nagrodą nie była już sama wolność od grzechu-śmierci, zdolność do życia, życie w miłości, życie ukierunkowane na Boga, który zgodnie z wyżej przytoczoną definicją grzechu, chce człowieka uzdalniać do miłości, z każdym dniem bardziej. Faryzeusze nie rozumieją, że zbawienie jest dla grzeszników, a nie bezgrzesznych. A przecież "Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło" (Łk 19,10). Faryzeusze nie rozumieją, że zbawienie jest za darmo: "Kto jest spragniony, niech przyjdzie i kto chce, niech zaczerpnie wody życia - za darmo" (Ap 22,17).

Faryzeusze dzielący świat na A. dobrych (my, którzy zasługujemy na nagrodę) i B. złych (oni, którzy zaslugują na karę), nie pojmują, że przecież "nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg" (Mk 10,18). Nie potrafią przyjąć tej dobrej nowiny, że właśnie tam, "gdzie wzmógł się grzech, (...) jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20). Że "komu mało się odpuszcza, ten mało miłuje" (Łk 7,47). Że Bóg "nie chce, by ktokolwiek zginął" (2P 3,9), przeciwnie: "pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni" (1Tm 2,4).

 

 


Tajniaki 2010 - podziękowania Podziemnej Korporacji Tajniak


PŁYTA
Superego - 52UM
Mo' Better Rootz - Vavamuffin (nominacja)
Norwid. Gromy i pyłki - De Press (nominacja)
Prawo do bycia idiotą - Dezerter (nominacja)
Wszyscy muzycy to wojownicy - Voo Voo (nominacja)

FILM
trylogia Millennium - reż. Niels Arden Oplev (Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet), Daniel Alfredson (Dziewczyna, która igrała z ogniem; Zamek z piasku, który runął)

ZESPÓŁ/ARTYSTA
Karolina Cicha

KSIĄŻKA
Spowiedź bez końca - Paweł Kozacki OP i Wojciech Prus OP

CZASOPISMO
Tygodnik Powszechny

AUDYCJA
Eteryczna Akademia Sztuki - Marek Jaromski (radio archidiecezji warszawskiej)
Fundamenty - Randa Ombach (radio archidiecezji warszawskiej; nominacja)
Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego - Hanna Maria Giza (Program II Polskiego Radia; nominacja)
Mikołajek w Kościele - Mikołaj Grudziński i Mikołaj Foks (radio archidiecezji warszawskiej; nominacja)
Zjedz tę Księgę - Michał Kęska i ks. Michał Muszyńki (Radio Warszawa; nominacja)

TAJNIAK SPECJALNY
Armia - za 25 lat wspaniale uwieńczone podczas urodzin 11 czerwca 2010
Psio Crew - za budowanie mostów między kulturami i gatunkami
Mirek Kiton Olszówka - za organizację niezliczonych koncertów, festiwali, projektów wykraczających poza granice
abp Józef Życiński - za burzenie murów między nauką a wiarą, między wyznaniami, między religiami, między światopoglądami
Alfred Cholewiński SJ
- za 4 książki wyprowadzające poza granice zredukowanego pojmowania wiary chrześcijańskiej: ABC chrześcijaństwa, Dobra Nowina dla każdego, Chrześcijaństwo ponownie odkrywane, Cztery katechezy
Jan Bereza OSB - za wkład w promocję medytacji chrześcijańskiej i świadectwo jedności doświadczenia modlitwy ponad podziałami, działalność w ramach Ośrodka Medytacji i Dialogu Międzyreligijnego


szacowne gremium



Indeks Ksiąg Zakazanych i Nakazanych

 

Tom dwudziesty drugi

  1. Katechezy o św. Pawle - Benedykt XVI
  2. Habra/Kabra - Kazimierz Brakoniecki, Hanna Brakoniecka
  3. Caritas in veritate - Benedykt XVI
  4. ABC chrześcijaństwa - Alfred Cholewiński SJ
  5. Dobra Nowina dla każdego - Alfred Cholewiński SJ
  6. Chrześcijaństwo ponownie odkrywane - Alfred Cholewiński SJ
  7. Apokalipsa wg św. Jana
  8. Spowiedź bez końca - Paweł Kozacki OP i Wojciech Prus OP
  9. Cztery katechezy - Alfred Cholewiński SJ

Wielki Inkwizytor




Nieustające, bezgłośne, lecz całkiem jasne orędzie totalitaryzmu powiada: "Wy jesteście doskonali, tamci są zgnili ze szczętem. Już dawno żylibyście w raju, gdyby złość waszych wrogów nie stała na przeszkodzie" - Leszek Kołakowski z tekstu Wychowanie do nienawiści, wychowanie do godności



okładka

(grafika: malarz seba)

© Podziemne Pismo Tajniak