PODZIEMNE PISMO TAJNIAK
dodatek O - 25 lutego 2010

 

Opowieść wielowątkowa

 

Trudno powiedzieć, czy mnich Miodek był cymbałem. Dlatego wielu nie mówi. Wielu mówi, że nie był. Są też tacy, co nic nie mówią. Ale oni stanowią inny rozdział tej opowieści. Skupmy się na razie na tych, co mówią cokolwiek.

Heniek był wege. Wege-niewiadomo - tak na niego wołali, bo się go bali i jego nienormalności. A przecież on był normalny, tylko trochę chorował. Raz miał zapalenie gardła i wielu się sparzyło, gdy mówiło mu cześć. Ale niektórzy nie mówili. Ci się nie sparzyli. Ale oni stanowią inny rozdział tej opowieści. A opowieść ta snuje się sama, właśnie tego doświadczam.

Pewnego razu Miodek spotkał innego mnicha, który nie był Miodkiem, choć lubił miodek i Miodka, lecz Berezą. Nie wiadomo czy był Berezą w Kartuzach, czy w rajtuzach, ale na pewno w Berezie Kartuskiej. Przynajmnije w momencie napotkania się jednego na drugiego i vice versa, a także podczas całego przebiegu spotkania. A kartuzów tam było od groma i trochę. Mieli tu takie swoje małe miejsce odosobnienia, w którym już przestawali się mieścić, więc jeden siedział na drugim. Na przykład był tam jeden odważny strażak, który funkcjonował w środowisku jako człowiek honoru. Przedstawiał się on jako Wielki Zderzacz Hadronów (w skrócie LHC, z angielska).

- A niech to szlak - powiedział pewien z rowerzystów podróżujący ode wsi dode wsi podług drzew z malutkimi znaczkami. To był tak zwany bociani szlak. Rowerzysta znajdował się gdzieś między Szczurkowem a Toprzynami. Zaklął tak, bo ni stąd, ni zowąd wziął się na jego drodze jakiś koleś.

- Hej ho, jestem mnichem Miodekiem - zagaił ów. Tymczasem rower się trochę złamał, koło wygięło, łańcuch odpadł, lusterko zbiło, cukier rozsypał. Wieśniak zachlipał nad tym rozlanym mlekiem.

- Panie kolarzu, do Żywkowa to tędyk? - Miodek nie dał sobie dziecka wylać z kąpielą.

To była dopiero szarża. Miodek runął jak ten janczar wzbudzając popłoch i rozrywając szeregi tubylców. A oto, co znalazł na miejscu. Zapisek na kartce:

"Boli mnie głowa, jest pełna zamętu. Jednak korzystając z okazji, że podobno jest to schyłkowy okres książki, piszę czym prędzej, żeby zdążyć. Takie czasy, że szkoda czasu. Trzeba się spieszyć. Nie tracić go, na sprawy drugorzędne. Dziś na przykład nic nie zrobiłem, bo wszystko w gruncie rzeczy było nieważne."

- Dzień dobry, witam - rzekł jeden z woźnych tego muzeum, które Miodek takim szturmem posiadł. Co prawda tylko dlatego, że miał z górki, a hamulce mu siadły. Co oznacza, że wcale nie był taki chciwy i okrutny, na jakiego wyglądał z daleka, taki rozpędzony. - Może napalić w piecu?

- Piec to anarchonizm - wydukał Miodek, bo był w szoku. Nie dowierzając ciągle, że zatrzymał się skurczony, aczkolwiek nie trafiony. Umiał liczyć, ale tylko do połowy, bo nie ukończył studiów matematycznych. Przynajmniej szacunkowo rzecz biorąc, bo wiemy, że wtedy połowa studiowała, a druga połowa nie, czyli mniej więcej wygląda na to, że średnio zaczął ale nie skończył, mam nadzieję, że jasno mówię.

- Jakeś pan to wydedukował? - zdziwił się woźny, a wtórował mu kustosz, bo też nie uciekł, a to dlatego, że był w ubikacji. Spotkał tam układ adminów, którzy wmawiali mu, że spłuczka działa. A przecież nie działała. On więc walczył ze spłuczką, a oni bardzo rzetelnie informowali się o tym, co się dzieje. Budziło to niesmak w osobach postronnych, które uważały, że ubikacja należy się im. Ich opinie nie zostały jednak zrealizowane.

Mnich Miodek uchylił kapelusz w kierunku eleganckiego księcia Karola, na co książę Karol uchylił rąbek księżnej Karolinie. Oboje byli z dynastii Karolów i Karolin.

Heniek, jako się rzekło, wege-niewiadomo był. Mówię wege, a wiadomo przecież, że chodzi o religię. Ale co za różnica. Dla niektórych religią jest kibicowanie jakiemus klubowi piłkarskiemu, dla innych zaś udział bierny lub czynny w polityce. Zostańmy więc przy tym wege. Dość powiedzieć, że na antymięsne procesje Heniek nie chadzał. A są tacy co chadzali. Niektórzy z nich ciągle jeszcze chadzają.

Był więc Heniek wege i miał narzeczoną nie-wege, która zajmowała się geometrią, bo z wykształcenia była matematyczką. Zdaje się, że była szansa stworzenia mieszanego małżeństwa. Ale nic z tego nie wyszło, bo narzeczona Heńka, co się potem okazało, była chora na wegefobię. Każdy Heńka gest traktowała jako atak i robiła nerwowe uniki. Czasem uderzała prewencyjnie, więc Heniek miał guzy i rany cięte. Jak mu powiedziała, że właściwie to nie wie czy warto, żeby przyjechał do Cieszyna, to on powiedział, że ok, w sumie ma ważne rzeczy teraz do zrobienia i właściwie to nie może teraz nigdzie jechać. Potem nie odzywał się przez miesiąc, aż w końcu ona się odezwała i o coś go tam zaczęła pytać. A on powiedział, że chyba lepiej, jak by sobie dali spokój. No cóż, była w lekkim szoku, bo wszystko odbyło się przez posła, a ona uważała, że w takich okolicznościach należy dać sobie pożegnalnego buziaczka, a ona się przecież nie będzie całować ze spoconym posłem. Więc puściła się z niejednym kumplem Heńka (bo wtedy tylko takich znała). Potem jeszcze miała nadzieję wrócić do Henia, bo miała depresję i w ogóle cienko z kasą było. Ale gdy go pytała, milczał. Potraktowała to więc jako odpowiedź i poszła w siną dal. Kto wie, może stworzyła tam jakiś udany trójkącik.

Aha, z Hiszpanii bociany przestały odlatywać na zimę. Dziwne czasy nastały.

 

dr Brosman (wrzesień 2008)

 

 

Jak wyciągnąć grzbiet z ryby

 

Jak wyciągnąć grzbiet z ryby, padło pytanie i na nie odpowiadam nie wprost, ale przez analogię. Analogie, wiadomo, są niedosłowne, lecz analogiczne, tak jak analogiczny do Miodka jest jego brat, też Miodek (sic!), ale już nie brat, bo ten pierwszy jest bratem, a ten drugi już nie, poza tym, że rodzonym (Bic Brader to był jego nick). Otóż brat Miodek, próbował wyciągnąć raz grzbiet jednej rybie poprzez koryto rzeki Wisły. Wtedy Wisła nie była taka, jak dziś. Dziś, wiadomo, jest inna niż kiedyś, choć wtedy, a może i dlatego, w porównaniu z dziś, wtedy był demograficzny niż i nawet w zwyż ludzie skakali niżej. Były to konkursy w skoku w zniż. Niejeden skoczek taki konkurs wygrał. W Kolbudach. Dla niejednego był to zresztą skok na głęboką wodę. Dla reszty raczej na zieloną, bo była pełna glonów i ryb pływających do góry niejednym współbrzuchem, co omyłkowo zadekretował mnich Mickiewicz, tymczasowo pełniący obowiązki opata, na wewnętrzny Indeks Ksiąg Zakazanych oznaczając dopiskiem "memento mori". Wyszła z tego całkiem sympatyczna książka kucharska dla wędkarzy. Obozowy język skoczków w zniż mieszał się z obozowym językiem skoczków w siną dal i skoczków w bok, z których ci ostatni zaliczali najwięcej zgodnych ze swą naturą przygód. Miodek, jako obozowy kapelan, zauważył nawet, co zaraz skwapliwie skontatował, że ów żargon obozowy właściwie wypełniony jest doszczętnie tematem "powrót do natury a szczęście człowieka". Choć były też dragi na sprzedaż i o nich też rozmawiano. Każdy był bowiem głodny rzetelnego dopingu, takiego dodającego skrzydeł, niczym takie dziewice podskakujące z boku stadionu zazwyczaj i coś podśpiewujące, ale tego nie słychać ze względu na gregioriańskie śpiewy dobiegające z klasztoru. Przychodził też posłaniec, który przynosił wiadomości. Raz jedna była dobra, raz inna znowu zła. Rosło tam niewielkie drzewo i ów posłaniec stawał w jego pobliżu, ale nie za blisko, żeby mu kasztanek na łeb nie spadł, i te wiadomości odczytywał, zagłuszając już kompletnie wszystko - tak śpiewy dziewic, jak i chóry gregoriańskie. Widzowie byli wniebowzięci. Miodek widział ich ostatni raz w tym roku, bo na drugi dzień wyjeżdżał z kolegą w podróż nad morze, a tam się z miesiąc szło krokiem spacerowym, jeśli wliczyć w to także postoje, posiadówki, pogadanki i leżanki. I picie miodu. Wyjeżdżali we dwójkę, ale była szansa, że jak kolega pożyczy, to będzie trójka ich. We trójkę raźniej. Jeden mógł pocieszać dwóch pozostałych na przykład, gdy brakowało im już sił i byli w dramatycznej sytuacji na skraju wyczerpania i rejterady. Tamci dwa natomiast mogli temu trzeciemu pojedynczemu pokazać, jak sprawdzić północ zegarkiem. A da się. Tylko musi być słońce. Bo zegarek będzie, jak kolega pożyczy. Tymczasem sportowcy, co skakali jak te koty, nałykali się za dużo tabletek - śmierć zajrzała im w oczy. Mnich wołał: memento mori, panowie! A oni dawali znak ręką sędziemu, żeby zrobił przerwę i wpuścił pracowników technicznych ze spryskiwaczami, szczypcami i noszami. Tu i ówdzie przydał się nawet mały, higieniczny zabieg. Jednemu panu trzeba było bowiem wyciągnąć zdjęcie pisma technicznego, które ktoś włożył w roztargnieniu poprzednim razem. Najspokojniej zachowywali się Celtowie. Czytali sobie swoje comiesięczne celtyckie pismo, które w tłumaczeniu na nasze tytuł nosiło "Trybuna Celtycka", choć słowo oznaczjące tutaj trybuna ma jeszcze ponad dwieście innych znaczeń, na przykład: obrazek, gatuni ziemniaków julia, zimne nóżki, arkana, czy doceniam to co nas otacza czyli świat. I tak dalej. Tylko jeden Celt wykręcał w swoim telefoniku słowa modlitwy oraz wysyłał pozdrowienia obrazkowe. Próbował jakoś pogodzić się ze śmiercią, która teraz z murawy zbiegła i wstąpiła na trybuny biegając pomiędzy rozentuzjazmowanych widzów i wypowiadając niemieckie wulgaryzmy zaglądała im w oczy. Próbował też uchwycić nieuchwytne baloniki, które ona wypuszczała, a one unosiły się wysoko w powietrze wywołując niezły efekt. Żony widzów zgomadzonych na trybunach piszczały na ten widok z radości. Na to wszystko wszedł homo sapiens dwumetrowiec o twarzy Simpsona i rzekł: jestem jasnowidzem, możecie mnie pytać o co chcecie. Wskoczył mu na grzbiet jeden ze skoczków. Potem drugi. I kolejni. Na co mnich ekonom, który był tego dnia w nastroju bardzo zasadniczym, powiedział przez megafony, że nastąpiło naruszenie dyscypliny finansów publicznych i żeby się rozejść do domów. Chór gregoriański na to zagrzmiał, a jeden z melomanów, który myślał, że przyszedł na koncert, próbował się dowiedzieć w radiowęźle, jakie są najnowsze piosenki zagraniczne. Ekonom go nie słyszał, bo grzmiał w, jak się okazało, złoty mikrofon i nawet miał niezłą słuchalność, tylko słyszalność kiepską, bo się sprzężać zaczęło. Tymczasem: z wody ktoś puścił zielone oko, a brat Włodzimierz, którego Miodek znał z widzenia, najadł się do syta w pobliskiej smażalni ryb. A Stanisława złapał mały kolbusz. Wszystko skończyłoby się jak gdyby nigdy nic, gdyby nagle nie wpadli czterej jeźdźcy apokalipsy na swych rączych rumakach. Wszystko zaczęło się kłębić i wyglądać jak na obrazku przedstawiającym ruch małych, rozpędzonych do czerwoności demokrytów. Pojawił się Kant, który nigdy nie był nad morzem i chciał się zabrać z Miodkiem. Wniósł ideę wiecznego pokoju. Zrobiło się ciasno. Jeźdźcy pokazywali zainteresowanym, jak wygląda trupia czaszka. Było bardzo wesoło. Szkoda, że dziś puste jest to wesołe miasteczko.

 

z poważaniem dr Brosman (wrzesień 2008)

 

 

Przemówienie z okazji rozpoczęcia sesji egzaminacyjnej

 

Niezależna struktura w tłumie sobie to wszystko tłumaczy i tłumi. Wytłumia. Jak wytłumaczyć to tumanom. Tu mam mamonę, a Tutenhamon? Tutaj tak, a tam jak? Człowiek w czasie i przestrzeni, jak nic, dwa razy się nie zdarza. Te i inne myśli nurtowały brata Miodka. Albo ta: Czy brat to taki półmnich, czyli współbrat? To wszystko dlatego, że trwała właśnie międzynarodowa konferencja pt. "Skąd wziąć pewność siebie". Były tu same tuzy. Głównie zastanawiały się, czy jest jakiś dodatek dla bezrobotnego, gdy znajdzie sobie sam pracę. Pajace - myślał o nich pewnien raper z gatunku raga, który też tam przebywał, ale raczej jako zaproszona gwiazda. Potem rozdawał im autografy. Gdyby nie on, to przyjechałoby może z pięciu tuzów, a tak, pojawiło się ich z pincet. Najlepsze było, jak się pchali na stołówce do jedzenia, bo trzeba było sobie samemu nakładać i wlewać. Jeden drugiemu czasem tak nawrzucał, że głowa mała. W tłumie człowiek się taki pewien siebie staje i aż do kipienia pełen agresji. Czasem ktoś komuś zajmował miejsce. Na przykład mięsożerca zajmował niemięsożercy, bo miał ochotę na sałatę, przez co niemięsożerca był zmuszony dać mu z bani, albo grzecznie usiąść przy stoliku, gdzie były co najmniej sledzie. Mógł tam siedzieć o głodzie i chłodzie albo te śledzie wchłonąć ze smakiem. Do wyboru był też schabowy cały i mielony. Za śniadaniem stało się w kolejce, do obiadku siadało się od razu przy suto zastawionych stołach, gdzie na wołach po schodach wjeżdżały kucharki i podawały specjały, annały i popierdółki. Przełom nastąpił, gdy 11 września jeden z tuzów dokonał wyłomu, a potem się bokiem przekopał do celi sąsiada, też tuza. Były to rekolekcje u kartuzów dla tuzów. Oni mieli milczkiem żwawo jeść, a potem było wielkie mierzenie pasibrzuchów i ważenie się na czyny, co do których wcześniej odnosili się z pewną nieśmiałością. Prowadzący zuch już zapraszał na część drugą rekolekcji połączonych z warsztatami i cyklem konferencji oraz panelem "jak odsunąć od siebie nieszczęścia", w którym mieli zetrzeć się znani nawijacze ze sceny warszawskiej i częstochowskiej. To oczywiście był taki sam pic na kroplę w oceanie potrzeb, ale był to sprawdzony patent na ściągnięcie do siebie tych tuzów. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się zajęcia doktorka Rychłego polegające na wyszukiwaniu obrzydliwych przezwisk w demagogicznych tekstach Kazika. Chodziło o to, by przemycić podprogowo tezę, że teksty te rzeczywiście są demagogiczne, a dyskusji poddać tylko fakt (założono, że niezaprzeczalny) istnienia inwektyw. Ale z faktami nikt nie dyskutował, bo każdy był nieśmiały trochę, więc nie za bardzo udało się utrwalić w kursantach tezę istnienia demagogii w kazikowych tekstach. Za to jeden ze współtuzów odkrył, że istnieją tam pewne spolszczone niemieckie słowa. Nie będę podawał przykładów, bo nie miejsce i czas, rzucę tylko wyraz "gestapo", które przemilczę. A z nieba takie mokre leci i wiruje, że wpada do środka, pod marynarką nawet mam. Miodek, jako mnich, w marynarce często nie chadzał, ale się przechadzał. Był to tak zwany wór pokutny i bardzo cierpiał. Kolejnym tymczasem punktem programu był odczyt mnicha Kołotki w temacie "Co mówią istoty niematerialne o sensie istnienia". Mnich Kołotek udowodnił, że nie mówią, bo nie mają strun głosowych ani pudła rezonansowego, przy czym tak się wnerwił, że sam cały zaczął niezauważalnie drgać, ale jak nie widać, to się nie liczy, a że był to piątek, to post nie obowiązywał, jako że dostali dyspensę od miejscowego biskupa, który zasugerował się znakami zakazu ruchu, które nie dotyczą tego i owego, więc stwierdził, że on nie będzie gorszy i postawił tabliczkę przed ośrodkiem, że pamiętaj o poście przybyszu, ale tu cię on nie dotyczy z racji tego, po coś tu przybył z innej miejscowości alboś urwał się z choinki. Niektórzy uważają choinki za zabobon lub przejaw sekularyzacji. Wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych najbardziej podobała się jaroszom, bo mieli wtedy wolny czas i kiedy inni oddawali się temu zajęciu, oni spokojnie czytali sobie felietony w starym krakowskim "Przekroju", szczególnie Podsiadłę, Lema i Angola, lub bawili się w wyszukiwanie nowych neologizmów w Piśmie Świętym.To teraz oddaję głos dziekanowi, bo widzę, że już go świerzbi.

 

po angielsku przemawiał dr John Brosman (wrzesień 2008)

 

 

Treść wykładu monograficznego

 

Pismo mnichów jest wyraźne, bo mnisi mało mówią, a dużo piszą, kiedyś przepisali wszystko, co się dało, ale wtedy plus był taki, że wiele tego jakoś nie było względnie w porównaniu z dziś, ale był też minus, że trzeba było kaligrafować ręcznie gęsim czy innym piórem, a skąd się pióra bierze u Indian, mówiłem już przy innej okazji, odsyłam do skryptu, po co się powtarzać, choć chętnie uściślę, jeśli będą jakieś pytania, wyjaśnie to i owo, to jak są, czy nie ma, nie widzę, ok, to przejdźmy do meritum, otóż mam dla was życzenia związane z objęciem stanowiska za pulpitem, choć to jeszcze nie katedra, ale przecież zawsze coś, no sami powiedzcie, wczoraj na przykład na stacji kupiłem ciepłą bułkę, właściwie bagietkę, podchodzi facet i mówi, że przeprasza, ale ma pytanie, nie będzie ściemniał, tak gadał i gadał aż grzecznie poprosiłem, iżby przeszedł do sedna, czyli do tego właśnie, do czego my tutaj przechodzimy, czyli do meritum, tak czy nie, no tak, a zatem rozumem, że słuchaczy jest tu więcej niż ta trójka, która akurat sobie nie telefonuje, reszta jak mniemam też mnie słucha, to ja się proszę państwa szczerze od ucha, a panu może by się przydała poducha, tak, do pana mówię, nie no, niech pan śpi, pewnie dziecko spać do trzeciej nie dało, a o czwaartej był pan już na nogach, dobra tam, ja jak raz pisałem przez sen, to napisałem cuda jakieś, książki można by w ten sposób pisać, ale ja nie napisałem, bo sie obudziłem po pierwszej linijce, a może przeciwnie, nie pamiętam, ale mogłem runąć łbem prosto na twarz o blat, a przecież mogłem tam kawę mieć i by mi się kubek wbił w głowę, sory ale po co pani ten echolokator, fajny nawet, zauważyli państwo, że to nie prawnicze, lecz filozoficzne rozważania może, tak to prawda, próbujemy dociec sedna, orzec jak się sprawy mają genetycznie i tutaj naprawdę przykładem byłby mnich Miodek, który niejedną sprawę już zbadał i to jak, normalnie wzorcowo, a trzeba wiedzieć, że Miodek, brat Miodka nie-mnicha, to wielbiciel filmów japońskich dziejących się w Łodzi, znowu ta Łódź, mógłby ktoś zarzucić, a tymczasem Miodek nikogo nie pytał, czy to się mu podoba, tak mu się podobało i już, a ja pamiętam jak by to było dziś, wczoraj czy onegdaj, ale to już historia by była, a nas interesuje historia, a jakże, także historia filmu "Czlowiek z Marsylii", znacie go? Znacie czy nie, co za różnica, zawsze możecie poznać i może cię poznać on, ten człowiek, was. Was ist das? Kapusta i kwas! Byłem niedawno na koncercie esidowym, odbywał się w hali jednego z koncernów kwasowych, a piliście olej... Syntetyk? Dobra ta kawusia. Ale jedźmy dalej. Omówimy teraz pismo obrazkowe, kiedy i gdzie powstało, a zatem kto i jak oraz kiedy je wykonał i co to właściwie znaczy wykonać pismo, właściwie to nic nie znaczy, cóż to może znaczyć, no ale dajmy na to, że znaczy, a zatem pismo, niezależnie czy literkowe, czy obrazkowe, musi mieć, albo miewa, denotaty, notujcie uważnie, bo nie będę dwa razy dyktował, obrazek domu może denotować dom, ale teraz pytanie, czy ten oto konkretny dom, czy może ogólną ideę domu, czy teżabstrakt, co ma sens, ale zależy czy jesteśmy za wizją idei wlanej czy wylanej - idei, której jest dom odbiciem, czy którą z niego abstrahujemy, ale dość o tym, idźmy dalej, jeździcie na nartach może, mam takie nowe wiązanie, że mi się pięta podnosi, byłem raz w Tatrach pod Świnicą w czerwcu, śnieg był o tej porze zmrożony, gościu jechał spod niej i miał miejscami jęzor 5-6 metrów szerokości, koleś normalnie trzy razy dziennie tam szedł i zjeżdżał w dół, nieźle prawda, i miał kurtkę z moheru od czasu do czasu ją zakładając, na co zwracali uwagę miejscowi górale i na te buty, co z pincet kosztowały i lini, i zakonserwowany majątek, a jak narysować konserwatora, nie do końca się da, bo każdy będzie widział w tym coś innego - jeden informatyka, inny konwersatorium z matematyki, a weźmy zieleń samą w sobie, być może można ją wyabstrahować, zapomnijmy więc o tym, ze sweterek tej pani ma nazwę, ma tworzywo, kształt, gęstość, historię, o samej zieleni pomyślmy, a czegóż by ten sweterek nam nie opowiedział, gdyby potrafił mówić, na pewno tego samego, co i dziś, kiedy mówić nie umie, nam nie mówi, czy mówi wam to coś, sami się zastanówcie, zastanów się, a wokół mnie cisza i powiew wiatru, a wokół was czy też, rozejrzyjcie się, wsłuchajcie się, wyczulcie swoje, że tak powiem, zmysły, a znacie alfabet rosyjski może, ci to dopiero mają pismo obrazkowe, Miodek - mnich zresztą - miał na to swoją teorię swego czasu, zapytany bowiem o te sprawy zarumienił się i wzrok utkwił w moich trampkach, przypomniawszy sobie lepiankę w Mezopotamii, w której kiedyś przyszło mu spędzić z pewną nieśmiałością kawałek zimy, ale okazało się, że prężnie było, ale jak zeszło na recytowanie wierszyków o Kaziku, to Miodek powiedział, że idzie spać, przez co miano żal, to znaczy nie każdy go miał, ale tylko ci, co chcieli zorganizować mu czas, żeby się dobrze bawił, a on zamiast napisać limeryk, zamiast zademonstrować dzwonek telefonu z budki, zamiast zabawić się z liśćmi, zamiast przyswoić sobie treść "Upadku domu Usherów", zamiast uspokoić klasę, zamiast sprawdzić co jest istotą krzesła, albo bliźni - co pod tym słowem rozumiemy? - to on poszedł spać i nie śniło mu się kto to są kosiarze, a jego cela do stania była, siedzenia, spania, biegania, gimnastykowania się i tak dalej.

 

dr J. rosman (październik 2008)

 

 

Komiksy o mnichu Miodku

 

Dziś zajmiemy się komiksami, bo jak się okazało, kilka z nich dotyczy mnicha Miodka, ale niewyraźnie przedstawia go w sytuacji konsumpcji miodku, częściej są to sery, wtedy Miodek siedzi twarzą do obiektywu lub lekkim profilkiem, i przegryza te żółte, białe, niebiesko-zielone z meszkiem oraz homogenizowane przysmaki o równie rozmaitych zapaszkach, na co wchodził zapaśnik w swoim świeżo wypranym stroju obcisłym, pachnącym płynem do płukania i zmiękczania tkanin, a trzeba przyznać, że zapaśnik używał strojów głównie z tkanin, a nie z gąbki, ponieważ ta ostatnia miała takie bąbelki, które go łaskotały, na skutek czego robiły mu się albo obtarcia, albo też pęcherze, jak to mówił jeden Tomek, chodzący w traperach po górach "mam pęcherz" i nie wiedzieli współmnichowie, o co chodzi, bo oni myśleli, że to odciski, a te leczyli czosnkiem, który do rany przyłóż wypalał przez noc wszystko jak leci. Chmurki zajmowały z połowę kadru, były przegadane, zasłaniały widoki, które można było wyeksponować, ale nie eksponowało ich, a celem tego zabiegu było podkreślenie, iż mnichowie trwali w modlitwie, pogrążeni w kapturach, niewiele zauważając tego, co siedziało poza klapkami, nawet jak jakaś urocza gospodyni w japonkach przechadzała się krojąc im cebulkę do kanapek z kamenbergiem i kilem pomidorów, szczyptą soli, gdyż tej wiele nie trzeba, ważne tylko, żeby dobrze się rozpuściła w zupie, a na kanapce też ale w sposób swoisty.

Jeśli zaś chodzi o kreskę, to w tej dzidzinie mistrzuniem był grafik z Rzymu, Romulus. Tyle że złośliwy terminator, który był u niego na praktykach, rozmazywał mu z deczka fokus, choć ostatnio spotkałem się z innymi interpretacjami, mianowicie są tacy, którzy sugerują, że ów nie robił tego złośliwie, lecz w dobrej wierze, nie mieściło bowiem mu się w głowie, że Romulus zdąża w tym kierunku, chciał więc go sprowokować ku obraniu innego, ale mu nie wyszło. Cóż, nieporozumienia się zdarzają trochę czasem, a to rzeczywiście mogło być nieporozumieniem. Tym bardziej, że miał terminator obdarte galoty od tego wszystkiego, a jeśli już Romulus coś obierał to rzodkieweczkę, bo starał się zdrowo odżywiać, był przecież fanem Jacka Kleyffa i jego Orkiestry Na Zdrowie, która mu służyła.

Zdawać by się mogło, że z tą Orkiestrą to niepasujący wtręt, a przecież można i to uzasadnić - nie żyjemy przecież w średniowieczu, orkiestry, takie jak Na Zdrowie, istnieją, i mają się raczej dobrze. Nie ma więc co uciekać od takich słów, które wydać się mogą zbyt śmiałe, jak telefon, komórka, piwnica, wino, karo. Ciekawe, ciekawe...

 

tu się prof. Brosman zamyślił (styczeń 2009)

 

 

Czy grzyby mają mózg

 

- Ciekawe czy grzyby mają mózg - powiedział opat wcinając posiłek zerkawszy na Miodek i jego miodek. A Miodek na to, że ciekawe czy miodek ma rozumek. Szukał natchnienia w szumie i hałasie, choć mieszkał w szałasie. Niewiele mówił, bo mu nie w smak było, ale nie narzekał, bo niewiele mówił. Limit sobie nałożył, a czapkę na głowę swą mniszą, jako że to i zima szła. Rękawice miał szarawe z grubej wełny, którą dostał za pożyczone sto złotych. Niby pieniędzy się nie pożycza, ale co tam.

Padły strzały, bo wbrew pozorom świat jest często ich światkiem. Ktoś padł od rany kłutej, od noża między żebrami. Niewiara jest udręką.

Siedziały trzy panie przy biurkach. Zachęcone sukcesem kleciły te wyroki jeden za drugim.

I znowu: dziura, strzał, trup, dziura, strzał, trup...

Opat zdrętwiałymi palcami sięgał po oliwkę do słoika. Miodek zgrabiałymi powiekami z trudem oczyszczał rogówki z kurzu i zarazków. Nic nie mówili, ale skupienie samo malowało się na ich sinych twarzach. Zupełnie jakby w tle działo się coś innego.



Tajniaki 2009


PŁYTA
Addis Abeba - Maleo Reggae Rockers
Freak - Armia (nominacja)
Gadu Gadu - Arka Noego (nominacja)
Hurra! - Kult (nominacja)
Der Prozess - Armia (nominacja)

FILM
Vicky, Cristina, Barcelona - reż. Woody Allen
Biała wstążka - reż. Michael Haneke (nominacja)
Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet - reż. Niels Arden Oplev (nominacja)
Popiełuszko: Wolność jest w nas - reż. Rafał Wieczyński (nominacja)
Przerwane objęcia - reż. Pedro Almodovar (nominacja)

ZESPÓŁ/ARTYSTA
Armia

KSIĄŻKA
Szczęśliwe wariactwo - Paweł Kozacki OP

CZASOPISMO
W Drodze
Tygodnik Powszechny

AUDYCJA
Święte Słowa - Dorota Kołodziejczyk (Radio Archidiecezji Warszwskiej)
Uczta - za stołem Słowa - Michał Kęska i ks. Michał Muszyńki (Radio Archidiecezji Warszawskiej)

TAJNIAK SPECJALNY
Leszek Kołakowski - w podziękowaniu za zestaw swoistych wskazówek

szacowne grono



Indeks Ksiąg Zakazanych i Nakazanych

 

Tom dwudziesty pierwszy

  1. De iustitia in mundo (Sprawiedliwość w świecie) - Synod Biskupów 1971
  2. Pierwszy list do Tesaloniczan
  3. Humanae vitae (O zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego) - Paweł VI
  4. Dives in misericordia (O Bożym Miłosierdziu) - Jan Paweł II
  5. Powołanie do Opus Dei - ks. John F. Coverdale
  6. Drugi list do Tesaloniczan
  7. Dei verbum (Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym) - Sobów Watykański II
  8. Pierwszy list do Tymoteusza
  9. Drugi list do Tymoteusza
  10. Statut Drogi Neokatechumenalnej
  11. List do Tytusa
  12. List do Filemona
  13. Laborem excercens (O pracy ludzkiej) - Jan Paweł II
  14. List do Hebrajczyków
  15. Statuty Oblatów Świeckich Opactwa Świętych. Apostołów Piotra i Pawła w Tyńcu
  16. Zacheuszu! - Tomas Halik
  17. Lumen gentium (Konstytucja dogmatyczna o Kościele) - Sobór Watykański II

Wielki Inkwizytor




Ludzie, którzy nie wierzą, nie wygrywają - Włodzimierz Szaranowicz, 20 lutego 2010



okładka

(grafika: malarz seba)

© Podziemne Pismo Tajniak