PODZIEMNE PISMO TAJNIAK dodatek K - 25 lutego 2009 wstęp * * * Po pierwsze. Zasmuciłem się. Na stancji zostałem sam. Dziwne uczucie. I gdzieś ulatywała euforia, która odmieniła moje życie. Niby na trochę, ale pamięć o niej została na długo. To była zapowiedź cudu. Albo i sam cud. Albo pierwszy jego odcinek. Tyle że właśnie się kończył. I wtedy Ciebie poznałem. Wierzyłem w prawdę, pamiętasz? Choć słabo ją znałem. po drugie Nauczanie uniwersyteckie jako osobowa relacja Ostatnią część książki "Człowiek i jego relacje" Mieczysław Gogacz
poświęcił kwestii nauczania uniwersyteckiego. Opierając się na poglądach
Tomasza z Akwinu, wybierając z nich akcenty charakteryzujące to nauczanie,
przedstawił je jako osobową relację między uczącym a nauczanym.
Punktem wyjścia rozważań Mieczysława Gogacza jest obraz, jaki wyłania
się właśnie z poglądów samego Tomasza. Nauczanie jako takie jest tutaj
określone jako przekazywanie prawdy, która jawi się osobie słuchającej
wykładu osoby nauczającej. Rola nauczyciela sprowadza się do pośredniczenia
w zetknięciu się ucznia z prawdą, przy czym drogą do tego zetknięcia
jest życie nauczającego, w które wrastać ma uczeń. Intelektualne życie
nauczyciela ma stać się życiem ufającego mu ucznia. W tym celu przez
ucznia przejęte muszą zostać rozumowania ukazujące, dlaczego coś jest
prawdziwe. Aby tak się stało, między nauczającym a słuchającym musi
trwać dialog oparty na trosce, życzliwości, niezawodnej przyjaźni. W
ten sposób prawda dominująca w życiu nauczającego zaczyna dominować
także w życiu ufającemu mu ucznia. Prawda jest więc celem, ale także
wspólnym dobrem uczącego i nauczanego.
Określiwszy poglądy Tomasza, można teraz pójść niejako krok dalej
i o nauczaniu uniwersyteckim powiedzieć coś więcej i dokładniej. Tu
Gogacz jeszcze mocniej podkreśla rolę prawdy. Otóż jest ona nie tylko
celem i treścią nauczania. Jest ona wręcz najwyższym zadaniem działania
uniwersytetu.
Działanie podporządkowane prawdzie jest z kolei wielkim trudem moralnym.
Wiąże się z nieustanną metanoją, która dostosowuje życie do miary prawdy.
Dlatego działalność uniwersytetu to nie tylko dydaktyka, ale i pedagogika.
Uniwersytet pośrednicząc w obcowaniu z prawdą, umożliwiając wrastanie
w nią, wychowuje słuchacza przez doskonalenie jego życia duchowego.
Gdyby tego nie czynił, przestałby być uniwersytetem, a stałby się jakąś
inną szkołą. Bezwzględna wierność prawdzie, a przez prawdę realnej rzeczywistości,
jest miarą uniwersytetu.
Treść nauczania i najwyższy cel działania uniwersytetu ma zatem stanowić
prawda. Ma ona być wspólnym dobrem nauczającego i słuchacza, a tym samym
łączyć ich w przekazywaniu sobie duchowego życia. Chodzi nie o przekazywanie
sobie luźnych informacji, lecz tego, czym człowiek żyje. W ten sposób
tworzy się osobowa relacja i tylko wtedy jest to nauczanie - zaznacza
Gogacz - gdy ta relacja istnieje: Nie stanowiąc tej więzi jest publicystyką,
spektaklem denerwującym słuchacza, gdyż narusza jego schematy i stosowaną
przez niego aksjologię.
Prawda i nauczanie ściśle się ze sobą łączą. Prawda jest tym, co
wyzwala tę osobową relację, jaką jest nauczanie. To nie tylko treść
nauczania, nie tylko przedmiot wiedzy, lecz czynnik tworzący osobistą
więź. Z tego wynika, że nie tylko wierność prawdzie, a w niej wierność
realnie istniejącym bytom, ale i realizowanie nauczania jako osobowej
relacji jest tą miarą, która szkołom nadaje rangę uniwersytetu. Celem
nauczania uniwersyteckiego jest wspólnota, a nie "samotne wyspy erudytów".
Gogacz pisze o istnieniu dwóch koncepcji nauczania, według których
nauczanie postrzega się jako samodzielny byt lub osobową relację. Opisując
zagadnienie nauczania jasno rozstrzyga spór pomiędzy nimi na korzyść
tej drugiej.
Według pierwszej nauczanie uniwersyteckie to naczelna, samodzielna,
abstrakcyjna kategoria, której osoby muszą podlegać. Tu reguł nauczania
nie wyznacza prawda, lecz erudycja, zależna od czasów teologia i apologetyka.
Prowadzi to do wynaturzenia tego, czym nauczanie być powinno. Zdemoralizowani
ludzie żyją tu prymitywną problematyką i nierzadko zajmują się aktywnością
wyłącznie organizacyjną, administracyjną, intrygami personalnymi na
miarę zakładu pracy, a często aż polityki, żyją gromadzeniem zbytecznych
rzeczy wbrew dobru ludzi.
Druga koncepcja polega na delikatnym przesunięciu akcentów. Pierwszeństwo
mają w niej relacje ludzkie, których zadaniem jest prawda. To ona nadaje
relacjom charakter nauczania. Tutaj jest dopiero miejsce na zaangażowanie,
entuzjazm, przejęcie, które budzą zaufanie u słuchacza. Efektem działania
tej koncepcji nie jest myślenie mechaniczne, jakaś sprawność, lecz wykształtowana
osobowość - dojrzała i samodzielna.
Uniwersytet jawi się jako instytucja, która realizując nauczanie
oparte na osobowych relacjach, jest ośrodkiem i środowiskiem humanizmu.
Poprzez prawdę, wyzwalając zaufanie i przyjaźń, powoduje przemianę człowieka.
Jest to wizja uniwersytetu, która jest nam bliska. Bo trudno zgodzić
się nam z taką szkołą, która nie na prawdzie, lecz na użyteczności,
modzie, aktualności, nowoczesności buduje swą działalność, czy też która
dąży najpierw do osiągnięcia raczej jakichś efektów artystycznych. Trudno
zgodzić się z instytucją, w której człowiek jest tylko trybem w maszynie
pracującej w imię jakichś ulotnych, doraźnych i zazwyczaj mizernych
pod względem moralnym interesów. Trudno zgodzić się na porządek, w którym
osobowe relacje są nie tylko odsuwane na plan dalszy, o ile nie przeszkadzają,
ale w praktyce są wręcz eliminowane; na porządek, w którym człowiek
staje się tylko przedmiotem, zasobem.
To prawda, a nie postęp czy nowoczesność, jest celem najwyższym funkcjonowania uniwersytetu. Prawda, jak pisze Mieczysław Gogacz, jest zawsze aktualna, tym samym wyprzedzając wszystko inne, w człowieku aktywizując rozumność i budując osobowe relacje, budując wspólnotę. To właśnie dla prawdy, a nie dla czegoś innego, działać powinien uniwersytet, jeżeli ma służyć człowiekowi, bo tylko w ten sposób człowiek, nawiązując relacje, przechodząc przemianę, odnajdując sens wierności prawdzie i temu wszystkiemu, co prawdziwe, realizuje prawdziwie swoje człowieczeństwo.
po trzecie Zasada sprawiedliwości w chrześcijańskiej nauce społecznej Chrześcijańska nauka społeczna w sensie współczesnym rozwijała się
w ramach szerszego nurtu, zwanego katolicyzmem społecznym, który formował
się w połowie XIX wieku. Oczywiście poprzednim wiekom nie można odmówić
istnienia chrześcijańskiej etyki społecznej, ta bowiem rozwijała się
od samego początku istnienia chrześcijaństwa. Jednak w obliczu dziewiętnastowiecznej
rewolucji przemysłowej i przeobrażeń, ukształtowania się nowych klas
społecznych, gwałtownego rozwoju niektórych krajów, szeroko pojętych
zmian cywilizacyjnych, wytworzył się nowy stan rzeczy, będący punktem
wyjścia dla formowania się historii katolicyzmu społecznego i chrześcijańskiej
etyki społecznej.
Podstawowe zasady tego zjawiska formułowano stopniowo. Począwszy
od encykliki Rerum novarum papieża Leona XIII poprzez liczne
dokumenty, wśród których można wymienić konstytucję duszpasterską Soboru
Watykańskiego II o Kościele Gaudium et spes, a także list apostolski
Octogesima adveniens, w którym papież Paweł VI analizował współczesną
rzeczywistość społeczną i aktualne tendencje ideologiczne, a następnie
wytyczał moralne dyrektywy, na podstawie których należy kształtować
społeczne warunki rozwoju człowieka, a które wypływają z należycie rozumianej
idei sprawiedliwości . Do lepszego ujęcia tego kluczowego pojęcia, jakim
jest sprawiedliwość przyczyniły się także encykliki Pacem in terris,
Mater et Magistra, Populorum progressio. Pierwsza z nich
przyniosła "Wielką Kartę" praw człowieka, kolejna poruszyła kwestię
sprawiedliwości między narodami, ostatnia zaś była traktatem o prawie
do rozwoju. Swego rodzaju uporządkowaniem kwestii sprawiedliwości był
dokument II Synodu Biskupów z r. 1971 pt. Sprawiedliwość w świecie
(De iustitiai in mondo), traktujący sprawiedliwość jako główny
temat swoich rozważań. Zobaczmy jak ten dokument pozwala ująć pojęcie
sprawiedliwości obecnej w chrześcijańskiej nauce społecznej.
Zgromadzeni na Synodzie biskupi, odpowiadając w dokumencie na pytanie
o misję Kościoła w dziedzinie rozszerzania sprawiedliwości na świecie,
najpierw omawiają "znaki czasu". Mówią o okolicznościach, które przyczyniają
się do rozszerzania sprawiedliwości, to jest o budzącej się świadomości
w klasach społecznych i w narodach, która pobudza ludzkość do otrząśnięcia
się z bezradnego poddania fatalnej rzeczywistości, do uwolnienia się
od uwarunkowań, wzięcia odpowiedzialności za swój los. Z drugiej strony
zauważają wołanie cierpiących przemoc, uciśnionych przez niesprawiedliwe
systemy i mechanizmy. Jest to paradoks, w którym został postawiony współczesny
świat: w perspektywie jedności z dnia na dzień wzrasta napór sił
i podział antagonizmów. Dawne rozłamy między narodami i mocarstwami,
rasami i klasami społecznymi dysponują dziś nowymi technicznymi środkami
zniszczenia (...) Równocześnie pojawiają się nowe rozłamy, które dzielą
człowieka od jego bliźniego. Wylicza się tu gwałtowny wyścig zbrojeń
oraz napór nowego porządku przemysłowego i technologicznego, który prowadzi
do niesprawiedliwej koncentracji bogactwa, potęgi i możności w rękach
nielicznych. Nadzieja na wielkie nagromadzenie zasobów, pozwalających
wyżywić kraje rozwijające się, okazała się złudna, a zapotrzebowanie
krajów bogatszych na surowce i energię jest tak wielkie, że ulegają
degradacji podstawowe składniki życia na ziemi.
W tej sytuacji do głosu dochodzą społeczności domagające się prawa
do sprawiedliwości. Są to kraje rozwijające się i kraje należące do
ówczesnego bloku socjalistycznego. Uświadamiają sobie one swoją wartość
- tak w odniesieniu do pojedynczego człowieka, jak i do całej społeczności.
Na przeszkodzie stoją im obiektywne przeszkody, które przekształciły
się w system. Są to mity i błędne przekonania zawarte w schemacie
myślowym rządzonym przez pewne pojęcie postępu, oparte na deterministycznej
koncepcji jakiegoś deterministycznego procesu , który zanieczyszcza
koncepcję ewolucji tych społeczeństw, sprawiając zarazem realnym niebezpieczeństwo
nastania neokolonializmu. Kraje te powinny mieć prawo i możliwość brania
swego losu we własne ręce, by odpowiedzialnie stawiać czoło niesprawiedliwej
nierówności stosunków na świecie . Muszą mieć one swój udział w gospodarce
i polityce światowej.
Jednocześnie sprawiedliwość powinna być dana ludziom i narodom, które
z winy rozmaitych form nacisku pozbawieni są głosu i prawa interpelacji.
Biskupi wymieniają tutaj robotników i pracowników rolnych, którzy przecież
mają wielki udział w rozwoju, a także dyskryminowanych i żyjących w
nieustannej niepewności emigrantów, uchodźców politycznych, prześladowanych
grup i narodów stojących nierzadko nawet w obliczu prawdziwego ludobójstwa,
a także grupy prześladowane z powodu przekonań religijnych.
Jednoznacznie sprawiedliwość naruszana jest poprzez stare i nowe
formy ograniczania praw jednostki: represje stosowane przez polityczne
władze, przemoc przy współzawodnictwie, naruszanie osobistej integralności,
tortury wobec więźniów politycznych, niegodziwe procedury sądowe, nieludzkie
traktowanie jeńców wojennych. W obronie życia brak jest odpowiedniego
oporu wobec wojny, zalegalizowanego przerywania ciąży, narzucania antykoncepcji.
Władze publiczne nie doceniają roli rodziny w publicznym życiu, jednocześnie
rośnie liczba porzuconych przez społeczność starców, sierot, chorych.
W jaki sposób nauka społeczna Kościoła odpowiada na te wszystkie
niesprawiedliwości? Omawiany dokument wskazuje na kilka czynników: konieczność
dialogu oraz działania praktyczne, jak świadectwo, wychowanie, współpraca
między lokalnymi Kościołami oraz ekumeniczna, a także działania międzynarodowe.
Celem trwałej atmosfery dialogu jest skuteczne pośrednictwo. Do jej
budowania powinni się przyczyniać wszyscy ludzie w wolności od jakichkolwiek
nacisków.
Dialog i działalność praktyczna oparte są na fundamencie wiary. Kościół
wierzy, że zbawcza sprawiedliwość Boża dana jest światu od przez Chrystusa.
Królestwo tego Boga, który w Starym Testamencie jawi się jako wyzwoliciel
uciśnionych, obrońca ubogich, proklamuje Chrystus w Nowym Testamencie.
Stosunek człowieka do Boga łączy przy tym ze stosunkiem do drugiego
człowieka. Życie przeżywa jako dar z siebie samego, nauczając solidarności
z potrzebującymi. Kościół rozumie śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa
jako wezwanie do Boże do takiego właśnie nawrócenia w wierze Chrystusa
i braterskiej miłości, które wyrażą się także poprzez wzajemną pomoc
posuniętą nawet do dobrowolnej wspólnoty dóbr. Chrześcijańska miłość
i sprawiedliwość wzajemnie się dopełniają - są nierozdzielne. Miłość
absolutnie wymaga sprawiedliwości, czyli uznania godności i praw bliźniego.
Sprawiedliwość osiąga swą pełnię tylko w miłości. Obecna sytuacja świata
zmusza chrześcijan do powrotu do samego sedna tego chrześcijańskiego
powołania. Wymaga zaangażowania w sprawę pełnego wyzwolenia człowieka
w jego ziemskiej egzystencji.
Skoro misją Kościoła jest głosić sprawiedliwość światu, sam Kościół
musi być sprawiedliwy - jest to świadectwo Kościoła. Postuluje się więc,
by wszelkie prawa człowieka, jak wolność słowa, sprawiedliwe procedury
sądowe, były w łonie Kościoła respektowane. Nikt nie powinien być pozbawiony
należnej zapłaty, odpowiedniego awansu, ubezpieczeń społecznych. Świeccy,
w tym kobiety, powinni mieć swój udział w zarządzaniu dobrami doczesnymi
Kościoła, w odpowiedzialności i życiu wspólnotowym. Zdecydowanie powinno
się unikać sytuacji niejednoznacznych.
Wychowanie powinno czynić ludzi bardziej ludzkimi. Kształtować szacunek
dla osoby ludzkiej i jej godności. Jest ono najpierw dziełem rodziny,
następnie instytucji kościelnych oraz szkół, związków zawodowych, stronnictw
politycznych. Wychowanie, ucząc życia w sprawiedliwości, miłości i prostocie,
musi formować człowieka samodzielnego, zdolnego do kierowania własnym
losem, zdolnego do tworzenia prawdziwie ludzkich wspólnot. Budząc krytyczny
zmysł powinno chronić człowieka przed manipulacją ze strony środków
przekazu i sił politycznych, prowadzić do refleksji nad społeczeństwem,
jego systemem wartości, czynić człowieka gotowym do porzucenia ich,
jeśli przestają one służyć sprawiedliwości.
Aby rzeczywiście być znakiem dla świata, Kościół musi uczyć się szeroko
pojętej współpracy. Współpraca musi dotyczyć Kościołów lokalnych poprzez
duchową i materialną łączność, ale także innych wyznań chrześcijańskich
- zgodnie z zaleceniami Soboru Watykańskiego II. Ma ona dotyczyć ochrony
ludzkiej godności, podstawowych praw człowieka, prawa do wolności religijnej,
stawiając opór każdej dyskryminacji. W podobnych duchu zalecana jest
współpraca także z ludźmi niewierzącymi, jeśli respektują oni ludzkie
wartości i szczerze dążą do sprawiedliwości.
Jako że zasada sprawiedliwości dotyczy całej rodziny ludzkiej, na
szczególną uwagę zasługują działania międzynarodowe proponowane przez
Kościół. W tym miejscu podkreśla się, że międzynarodowy ład ma źródła
w niezbywalnych prawach i godności człowieka, zaleca się ratyfikowanie
wszystkim rządom uchwalonej przez ONZ Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.
Za słuszne uznaje się działanie Organizacji Narodów Zjednoczonych i
jej podtrzymywanie. Popiera się wspieranie krajów biedniejszych przez
kraje bogate poprzez ustalanie słusznych cen na surowce, otwarcie rynków,
uprzywilejowane traktowanie transportu wyrobów rękodzielniczych z tych
krajów, zaniechanie handlu bronią i dążenie do rozbrojenia, szukanie
innych niż wojenne sposobów rozwiązywania konfliktów, a odmowie służby
wojskowej płynącej z pobudek sumienia nadanie statusu prawnego. Postuluje
się stopniowe zrównoważenie władzy na świecie przez wzmocnienie autorytetu
krajów rozwijających się.
Dokument De iustitiai in mondo ma już niespełna 40 lat. Choć w większości
zachowuje aktualność, warto zaznaczyć, że nauka społeczna Kościoła przez
kolejne lata rozwijała się odpowiadając na palące problemy współczesnego
świata. Na szczególną uwagę zasługuje tu nauka papieża Jana Pawła II,
któremu bliska sprawa sprawiedliwości w świecie. Nauczaniu społecznemu
papież poświęcił trzy encykliki: Laborem exercens (1981), Sollicitudo
rei socialis (1987) oraz Centesimus annus (1991). Ostatnia,
związana z setną rocznicą encykliki Rerum novarum, dotyka wizji
integralnego rozwoju człowieka, niezbywalnych praw człowieka, sprawiedliwości
społecznej oraz kultury narodu. Warto przeczytać.
Po czwarte Dziesięć słów Niektórzy powiadają, że w opowiadaniu o stworzeniu świata i człowieka,
w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju, Bóg przemawia dziesięć razy. Jeśli
tak, to prawdopodobnie możliwe są co najmniej dwa różne podziały tych
mów Boga, tak samo jak możliwe są dwa różne podziały Dekalogu (właściwie
wymienia się trzy: podział żydowsko-hellenistyczny, podział talmudyczny
oraz pochodzący od św. Augustyna). My więc co do sposobu zasugerujemy
się tutaj tłumaczeniem znanym pod nazwą Biblii Poznańskiej (trochę śmy
się bowiem nad tym napocili, ale w końcu po prostu policzyliśmy tutaj
występowanie słowa "rzekł"), jednak cytować będziemy dla porządku piąte
wydanie Biblii Tysiąclecia. Poinspirujemy się też trochę Biblią Jerozolimską
i Biblią Paulistów (Biblią Częstochowską).
1. Niechaj się stanie światłość.
A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia". J 8,12; W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. J 1,4-5; Nowina, którą usłyszeliśmy od Niego jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, to mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu. 1 J 1,3-7
2. Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niech oddzieli
ono jedne wody od drugich.
(Mądrość:) Gdy niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie
nad bezmiarem wód; gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej
Otchłani umacniał Prz 8,27-29;
3. Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha.
A kiedy w miesiącu drugim, w dniu dwudziestym siódmym ziemia wyschła,
Bóg przemówił do Noego tymi słowami: "Wyjdź z Arki wraz z żoną, synami
i z żonami twych synów." Rdz 8,14-16;
4. Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona.
Nawiedziłeś ziemię i nawodniłeś, ubogaciłeś ją obficie. Strumień
Boży wodąjest wezbrany, zboże im przygotowałeś. Tak im przygotowałeś
ziemię: bruzdy jej nawodniłeś, wyrównałeś jej skiby, deszczami ją spulchniłeś
i pobłogosławiłeś jej płodom.Rok uwieńczyłeś swymi dobrami i Twoje ślady
opływają tłustością. Stepowe pastwiska są pełne rosy, a wzgórza przepasują
się weselem. Ps 65,10-13; Inną przypowieść im przedłożył: "Królestwo
niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał
na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie,
jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują
z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach. Mt 13, 31-32
5. Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata; aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świeciły nad ziemią.
Księżyc też świeci zawsze w swojej porze, aby ustalać czas i byc
wiecznym znakiem. Syr 43,6; Potomstwo jego będzie trwać wiecznie
i tron jego będzie przede Mną jak słońce, jak księżyc, co pozostaje
na wieki, a świadkiem w chmurach jest wiernym. Ps 89, 37-38; I
będzie trwał długo jak słońce, jak księżyc przez wszystkie pokolenia
(...) Za dni jego rozkwitnie sprawiedliwość i wielki pokój, dopóki księżyc
nie zgaśnie. Ps 72, 5.7; Wezwał je. Odpowiedziały: "Jesteśmy".
Z radością świecą swemu Stwórcy. Ba 3,35; Jak więc przejęliście
naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu, tak dalej w Nim postępujcie: zapuśćcie
w Nim korzenie i na Nim się budujcie, i umacniajcie się w wierze, jak
was nauczono, pełni wdzięczności. Baczcie, aby ktoś was nie zagarnął
w niewolę przez tę filozofię będącą wierutnym oszustwem, opartą na ludzkiej
tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie. Kol 2,6-8
6. Niechaj się zaroją wody od istot żywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią, pod sklepieniem nieba.
Zapytaj zwierząt, a wskażą ci, i ptaki podniebne pouczą. Zapytaj
ziemi, pouczy cię i opowiedzą ci ryby w morzu. Z nich wszystkich któreż
by nie wiedziało, że ręka Pana to uczyniła. Hi 12, 8-9; Ziemia
wydana w ręce grzesznika, jej sędziom zakrywa On oblicza. Jeśli nie
On - to kto właściwie? Hi 9, 24;
7. Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju: bydło, zwierzęta pełzające i dzikie zwierzęta według ich rodzajów.
Tam ptactwo zakłada gniazda, na cyprysach są domy bocianów. Wysokie
góry dla kozic, a skały są kryjówką dla góralków. Ps 104, 17-18;
bo do Mnie należy cała zwierzyna po lasach, tysiące zwierząt na moich
górach. Znam całe ptactwo powietrzne, i do Mnie należy to, co się porusza
na polu. Gdybym był głodny, nie musiałbym mówić tobie, bo mój jest świat
i to, co go napełnia. Czy będę jadł mięso cielców albo pił krew kozłów?
Ps 50,10-13
8. Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami połzającymi po ziemi.
On przejrzał ich podstęp i rzekł do nich: "Pokażcie Mi denara.
Czyj nosi obraz i napis?" Odpowiedzieli: "Cezara." Wówczas rzekł do
nich: "Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co
należy do Boga." Łk 23-25;
9. Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Po czym Bóg pobłogosławił Noego i jego synów, mówiąc do nich:
"Bądźcie płodni i mnóżcie się, abyście zaludnili ziemię. Wszelkie zaś
zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo podniebne niechaj się was boi i
lęka. Wszystko, co się porusza na ziemi i wszystkie ryby morskie zostały
oddane wam we władanie." Rdz 9, 1-3; i w mądrości swej ukształtowałeś
człowieka, by panował nad stworzeniami, co przez Ciebie się stały, by
władał światem w świętości i sprawiedliwości i w prawości serca sądy
sprawował Mdr 9,2-3; Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot
niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś. Obdarzyłeś go władzą nad
dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod jego stopy: owce i bydło
wszelakie, a nadto i polne stada, ptactwo powietrzne oraz ryby morskie,
wszystko, co szlaki mórz przemierza. Ps 8,6-9
10. Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa podniebnego, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem trawa zielona.
Każesz rosnąć trawie dla bydła i roślinom, by człowiekowi służyły,
aby z roli dobywał chleb i wino, co rozwesela serce ludzkie, oliwę,
co rozpogadza twarze, i chleb, co krzepi ludzkie serce. Ps 104,
14-15; Wino dla ludzi jest życiem, jeżeli pić je będziesz z umiarem.
Co za życie ma ten, który jest pozbawiony wina? I ono zostało stworzone
dla radości ludzi. Syr 31, 27; Efraim będzie podobny do mocarza,
serce się w nim rozweseli jak gdyby od wina - ich synowie będą to oglądać
z radością i serca ich rozradują się w Panu.Za 10,7; (Paweł do Tymoteusza:)
Samej wody już nie pij, używaj natomiast po trosze wina ze względu
na żołądek i częste twoje niedomagania. 1 Tm 5,23; Baczcie więc
pilnie, jak postepujecie: nie jak niemądrzy, ale jak mądrzy. Wyzyskujcie
chwilę sposobną, bo dni są złe. Nie bądźcie przeto nierozsądni, lecz
usiłujcie zrozumieć, co jest wolą Pana. I nie upijajcie się winem,
bo to jest [przyczyną] rozwiązłości, ale napełniajcie się Duchem, przemawiając
do siebie wzajemnie psalmami i hymnami, i pieśniami pełnymi ducha, śpiewając
i wysławiając Pana w waszych sercach. Dziękujcie za wszystko Bogu Ojcu
w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa Ef 5,15-20; Bo wszystko,
co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co jest spożywane z dziękczynieniem,
nie należy odrzucać. 1 Tm 4,4; wszystkie dzieła Pana są dobre,
w swoim czasie dostarcza On wszystkiego, czego potrzeba. Nie można mówić:
"To od tamtego gorsze", albowiem wszystko uznane będzie za
dobre w swoim czasie. Syr 39,33-34;
po piąte Ewolucja czy kreacja (!?) istotą sporu między zwolennikami tak zwanego ewoucjonizmu i tak zwanego
kreacjonizmu jest pomieszanie pojęć i płaszczyzn; kwintesencją tego
pomieszania są publiczne wypowiedzi Macieja Mariana Giertycha, krytykowane
przez filozofów przyrody, także tych z uczelni kojarzonych z tak zwaną
filozofią chrześcijańską; ale kwintesencją tegoż są także wypowiedzi
krytykantów, którzy myślą, że Biblia rości sobie prawa do naukowego
(w nowożytnym rozumieniu tego słowa) wyjaśniania historii wszechświata,
powstania życia na ziemi; a tych, jak się zdaje, jest dużo więcej niż
zwolenników pana Macieja Mariana; popełniają ten sam błąd, co Giertych:
ustawiają się przy tej samej co on barykadzie; tyle że po przeciwnej
stronie; tymczasem ta barykada nie istnieje; jest przywidzeniem ignorantów;
oczywiście nic nikomu do jego ignorancji, dopóki się z nią publicznie
nie obnosi; ale czynią to zarówno Giertych, jak i szaleni redukcjonisci,
którzy całą rzeczywistość bezkrytycznie sprowadzają do kulawo interpretowanej
teorii Darwina;
przychodzi na myśl komiks Malarza Seby, w którym słynni tu i ówdzie
dwaj panowie wypowiadają swoje lęki egzystencjalne; jeden z pasków składa
się z trzech obrazków; na pierwszym pan z lewej pyta tego z prawej:
to była kreacja czy ewolucja? na trzecim ten z prawej odpowiada temu
z lewej: tak czy siak jesteśmy narysowani;
I rzekł Bóg: Uczyńmy ludzi na obraz nasz, podobnych do nas, a niech władają rybami morza i ptactwem nieba, i domowymi zwierzętami, i wszelkimi płazami, pełzającymi po ziemi. I stworzył Bóg ludzi na obraz swój, na obraz Boga stworzył ich: stworzył mężczyznę i kobietę. (Rdz 1,26-27)
z drugiej strony istotą tego sporu jest interpretacja zjawisk zachodzących w przyrodzie; jedni wierzą w ich przypadkowość i bezsensowność, drudzy zaś w celowość i sens; pierwsi zakładają brak Boga, więc więc tu rozumnie wychodzi bezsens, drudzy zakładają sens, więc tu rozum postuluje istnienie osobowego Boga; trochę jak u Kanta, prawda?
i trochę jak u Ingardena; człowiek jest kimś wyjątkowym już z racji
tego, że głęboko w to wierzy, a jeśliby go sprowadzić do biologii i
użyteczności, będzie jeszcze głębiej nieszczęśliwy i straci sens życia;
człowiek wierzy w meta-fizycznie rozumianą wyjątkowość i sens swojego
istnienia; ten spór wewnętrzny pojawia się w człowieku wtedy, gdy w
fizyce nie znajduje potwierdzenia tego sensu, a każda kolejna dziura
w wiedzy fizycznej, którą próbował zapełniać sobie Bogiem i Jego wszechmocą,
zapełnia się odkrytym prawem fizycznym, które Boga zdaje się spychać
wciąż dalej i dalej; odrzucenie metafizyki to samobójstwo;
po szóste piąta droga i arche - impresje Dowody na istnienie Boga, czy też pięć sposobów dowodzenia tego istnienia,
lub jak wolą jeszcze inni, drogi dochodzenia do Boga, nie są istotą
filozofii św. Tomasza. Mimo że głównie chyba z nimi Tomasz jest kojarzony.
Tomasz odrzucił ontologiczny dowód św. Anzelma, sam formułując dowód
kosmologiczny. Co dziwne o tyle, że przecież sam kojarzony jest głównie
z metafizyką, czyli - jak to by się powiedziało po nowożytnemu - z ontologią.
A nie z kosmologią. Co jednak wcale nie dziwne, jeśli przypomnimy sobie,
że metafizyka Tomasza jest rozwinięciem materialistycznej (jakby w opozycji
do Platona) metafizyki Arystotelesa. I jeśli zdamy sobie sprawę, że
do rzetelnego przeprowadzenia ścisłej granicy między fizyką a poza-fizyką
za czasów Tomasza było jeszcze daleko.
Filozofia od czasów starożytnych zajmowała się szukaniem arche, czyli
sensu, czyli przyczyny, czyli początku, czyli zasady, czyli podstawowego
budulca. W te poszukiwania wpisał się więc, chcąc nie chcąc także sam
Tomasz. Tyle że był on głównie teologiem (niczego jednak nie ujmując
jego filozofii), a ścisle pojmowana filozofia miała mu służyć - tak
przynajmniej niektórzy sądzą - do rozumowego (czysto rozumowego!) roztrząsania
spraw, o których coś wiemy z Objawienia. Dla Tomasza tym arche jest
więc niejako z założenia sam Bóg. Kiedy mówi o odkrywaniu Boga na sposób
rozumowy - czyli filozoficzny - czy nie mówi o odkrywaniu arche?
Pytanie: czy arche teologiczne, arche Biblii (en arche... - Księga
Rodzaju, Ewangelia wg św. Jana) jest tym samym arche, co arche filozofii
- wydaje się, że już na gruncie samej filozofii słowo arche nabierało
znaczenia, ewoluowało, rozwijało się (niektórzy dogmatyczni zwolennicy
ewolucji paradoksalnie czynią z tego zarzut; woleliby bowiem, żeby takie
rzeczy powstawały w wyniku jednodniowej kreacji; są zawiedzeni i odchodzą).
Arche biblijne, które pojawia sie w Księdze Rodzaju (w Septuagincie;
więc było tłumaczeniem, ale zarazem wiele mówiącą nam dziś interpretacją
tłumaczy), a potem u św. Jana w połączeniu z Logosem, podlega kolejnemu
zdefiniowaniu, reinterpretacji (pamiętajmy, że chrześcijaństwo przyniosło
nam nowe znaczenia słów np. miłość, osoba). Jest odpowiedzią na współczesną
filozofię. Całkiem stanowczą odpowiedzią. Jeśli do niej nawiązuje św.
Tomasz trzymając się zarazem tradycji starożytnej (wspomniany Arystoteles),
to pytanie brzmi, czy nie trzyma się jednak znaczenia filozoficznego,
a z tym filozoficznym utożsamiając Boga.
Pytanie: czy byt absolutny rzeczywiście musi być Bogiem (Bóg bytem
absolutnym)? Dlaczego Byt Absolutny nie może być ostateczną (pierwotną)
zasadą wszystkiego, czystym istnieniem, w którym zapodmiotowane jest
istnienie wszelkich bytów przygodnych - ale zarazem bytem stworzonym
przez Boga. Z punktu widzenia świata byłby to byt odwieczny, ale odwieczność
ta byłaby właśnie przez Boga stworzona (tak jak i my potrafimy określić
nieskończoności małe i duże, nieskończoności w ramach odcinka, nieskoncze
proste, nieskończone przestrzenie, przestrzenie o nieskończonej liczbie
wymiarów). Bóg byłby tu Tym, który odwieczność i odwieczne zasady nieustannie
stwarzał tak samo, jak nieustannie akt istnienia aktualizuje istotę
nadając jej realność.
Być może więc należy oddzielić terminologię teologiczną od filozoficznej, zaprzestać mieszania pojęć, które prowadzi do niezrozumienia tak wiary, jak i filozofii. Tę ostatnią próbuje się postrzegać przez pryzmat danej teologii, a przecież filozofia, nawet jeśli zainspirowana teologią, wiarą (czymkolwiek przecież), powinna być uniwersalna!
sprawa meta-fizyki; Demokryt: "Istnieją jedynie atomy i pusta przestrzeń; cała reszta to tylko poglądy"; intencjonalność: "świadomość jest jednocześnie ujmowaniem przedmiotu, myśleniem o nim oraz nadawaniem mu sensu, ponieważ przedmiot ujawnia się wyłącznie dzięki intencjonalnemu projektowi skierowanej ku niemu świadomości" (za Wikipedią, żeby było szybciej); reizm: "istnieją tylko rzeczy" (chodzi o czaso-przestrzenne byty); tomizm: "w sensie ścisłym istnieją tylko byty realne (krzesło to wytwór, a nie byt realny, zatem w sensie ścisłym nie istnieje; jest raczej agregatem bytów)";
Filozof, który neguje istnienie Boga, a zarazem chce uzasadniać sens moralności, odchodzi od pojęcia dobra i zła. Zaczyna mówić raczej o czynach haniebnych i czcigodnych. Mówi o czynach użytecznych i szkodliwych. Wartość zachowania przestaje przekraczać - wykraczać poza... (samo zachowanie?) - nie ma już dokąd wykraczać. A czy dobro i zło są immanentne, a nawet jeśli są, to czy nawet wtedy, gdy obedrzemy świat z tego, co poza ścisłą materią?
Wydaje się, że system klasycznej metafizyki ujmujący byt w jego istnieniu wcale aż taki poza-materialny nie jest, jak sugerowałaby to jego nazwa. Pytanie: na ile sprawy teologiczne są poza materialne - nie z tego świata. Czy tak, jak forma wobec materii, czy jeszcze bardziej (tu jest postulat rozgraniczenia pojęcia bytu absolutnego i Boga, którego nie można redukować, choć pewnie przez poznawanie bytu absolutnego poznanie Boga jakoś tam zachodzi; jednak jest to poznanie wąskie i redukujące; dlatego nie jest dziwne, że się protestuje)
Jan Woleński argumentuje (http://www.diametros.iphils.uj.edu.pl/?l=1&p=deb5&m=17&ii=194), że brak argumentów na to, że bytowi absolutnemu przysługują te przymioty, które pozwoliłyby powiedzieć, że byt absolutny jest Bogiem (m.in. że jest bytem osobowym). Dlaczego udowadnianie osobowości bytu absolutnego ma tak ścisły związek z wiarą ("religijną"), z wyznaniem?
mistrz Eckhart mówił, że Bóg w tym świecie jest NIC (powołujemy się
tu na książkę "Przemówić do Zacheusza" ks. Tomasza Halika);
Jeżeli rozdzielimy pojęcia Boga i bytu absolutnego (byt absolutny byłby pierwotną genetycznie zasadą świata, narzędziem tylko, którym posługuje się Bóg, a nie Bogiem), nadal pewne refleksje na temat Boga będą aktualne, jednak niektóre już nie.
Na przykład całkiem może zostać ta:
nieprawdą jest, że zostaliśmy wrzuceni do świata bez Boga, bez szans rozeznania odpowiednich kierunków i poznania tego co nas otacza; nieprawdą jest, że nasze życie to podstępna i na niepewnych zasadach oparat gierka w dobro i zło, w której stawką jest rodzaj wieczności - piekło lub niebo; z ludzkiego punktu widzenia trzeba przyznać, że Bóg, jedyny Byt Absolutny, "skazany" jest na stwarzanie jedynie bytów niedoskonałych, bo różniących się od Niego; stwarzanie bytów doskonałych jest raczej równoznaczne z nieustannym stwarzaniem samego Siebie, a to przecież niczego nie zmienia; jest nieustannym aktem; zatem Bóg stwarza także byty inne - takie, którym czegoś brakuje, które nie są Nim samym; takie, które nie mają racji samoistnego istnienia, bo są bytami stworzonymi, zatem nie wiecznymi; takie, które swe istnienie czerpią zawsze z istnienia Bożego - nie tylko na początku, ale w każdej chwili swego bytowania; bo bez istnienia rzeczy nie istnieją; stwarzanie jest więc nieustanne, wbrew temu, co mówią zwolennicy zewnętrznego Zegarmistrza, który świat skonstruował, wprawił w ruch i zostawił; dlaczego Bóg stwarza byty niedoskonałe, takie, które z definicji nie są w stanie sprostać Jego nieskończonej Miłości, a które jednocześnie z racji danej im wolności wyboru raz po raz Go odrzucają, bo w pewnym sensie odrzucać muszą (mylą się, bo nie są doskonałe)? czy powodem takiego stanu rzeczy nie jest właśnie Jego Miłość, którą właściwie jest On sam? zostaliśmy stworzeni z Miłości i w Miłości zostaliśmy zanurzeni; możemy Miłości doświadczać, Miłość bowiem przenika nas i cały nasz świat; możemy i właściwie powinniśmy tej Miłości doświadczać i uczyć się Jej, by w Niej wzrastać, a z zadanej nam wolności, byśmy nauczyli korzystać się właściwie - byśmy rzeczywiście stali się wolni; by dokonało się przebóstwienie, potrzebna jest nasza zgoda; a jej wyrazem jest otwarcie i współpraca z Bogiem; nie jest to więc żadna gierka w piekło i niebo; jest to raczej zadanie do wykonania - zostaliśmy wezwani do pełnego miłości i wolności współudziału w uformowaniu naszego stworzenia; Trudno za to mówić o dowodach na istnienie bytu absolutnego jako o dowodach na istnienie Boga. Właściwie chyba wolno przypuszczać, że filozoficzne dowodzenie istnienia lub nieistnienia Boga jest niemożliwe i w ten sposób Z FILOZOFICZNEGO PUNKTU WIDZENIA uzasadniona jest jedynie pozycja agnostyczna. Uzasadnienie istnienia Boga może i nawet powinno odbywać się na płaszczyźnie teologicznej, która oczywiście ma prawo podpierać się filozofią, ale uzasadnianie to odbywa się w teologii na innych, bo przede wszystkim mistycznych, zasadach. Teologia bez mistyki nie ma sensu, jest pustosłowiem, a ratowanie tego pustosłowia poprzez sprowadzanie go do filozofii czy wręcz chowanie jej za plecami filozofii, wygląda na poważny błąd.
w książeczce profesora Leszka Kołakowskiego "Husserl i poszukiwanie pewności" czytamy: Skoro nie możemy wykluczyć diabolicznej woli, która wywraca na nice wszystkie nasze poznawcze usiłowania i nadaje najbardziej fantastycznym mirażom wagę oczywistości, uprzytamniamy sobie, że nic nie jest oczywiste i nie ma niczego pewnego, jeśli nie uwierzymy w dobrą wolę Boga, który uniemożliwia diabłu systematyczne wprowadzanie nas w błąd. Jest to prawda w tym sensie, że absolut epistemologiczny jest w istocie niemożliwy bez absolutu ontologicznego, który łączy jakość bycia samopodtrzymującą się podstawą świata z doskonałą mądrością i doskonałą dobrocią. Descartes mylił się, wierząc, że dowiódł istnienia boskiego Stwórcy, lecz prawdopodobnie miał rację, twierdząc, że podstawę pewności można odkryć wyłącznie w boskiej wszechwiedzy i w zaufaniu do Jego prawdomówności.
z tego fragmentu rodzi się pytanie: czy możliwy jest absolut moralny bez istnienia absolutu ontologicznego?
z drugiej strony pytanie o to, co chodzi za nami od dajmy na to od 26 września: czy i w jakim sensie jest możliwe istnienie absolutu (niech będzie, że ontologicznego) bez istnienia Boga?
a może to rozróżnienie absolutów jest wskazówką, by odróżnić także "absolut osobowy"? cóż to właściwie miałoby znaczyć? i po co czynić to rozróżnienie? wynika chyba ono (idąc za logiką pytania Kołakowskiego) z tego, że niektóre cechy absolutu są jakby dla nas bardziej oczywiste od innych. Dla matafizyków oczywistą cechą bytu absolutnego byłoby jego niezaprzeczalne, konieczne istnienie; dla filozofów generalnie: jego wszelka idealność. Ale czy bycie osobą to cecha idealności? Przeskok z płaszczyzny metafizycznej (bytowej) na inne płaszczyzny wynika chyba z platońskiego utożsamienia idei Dobra, Prawdy i Piękna. Czy to utożsamienie jest prawomocne i na jakiej zasadzie? Gdzie w całym rozumowaniu pojawia się potrzeba istnienia osoby? Może tam, gdzie z metafizycznych dobra, prawdy i piękna przechodzimy na poznawcze, a potem moralne... Poznawanie, moralność zakładają istnienie podmiotu poznającego, oceniającego/wartościującego. Nie wiem jak podważyć ten argument inaczej, niż przez wykonanie kroku w tył i podważenie założenia, czyli stwierdzenie: owszem, pod warunkiem, że uznajemy istnienie (! - własność ontyczna) tego absolutu poznawczego i moralnego. Wszystko rozbija się o założenie, że o moralności w oderwaniu od osób, których ta moralność dotyczy, mówić nie można. Tyle że o moralności i poznawaniu można mówić właśnie dlatego, że zakładamy, że osoby istnieją (Kartezjusz - JA wątpię, więc JA myślę; JA myślę, więc JA jestem);
Wyłania się podział bytów (znowu) na osobowe i nieosobowe. Nieosobowe to byty z tego świata. Osobowe - nie z tego. O co chodzi? Co jest "tym światem"? Co zatem "nie tym"? "Ten świat" to świat materii tłumaczonej przez fizykę, chemię, biologię... Sam człowiek może być w ten sposób tłumaczony. Człowiek, jako organizm, jako przedstawiciel gatunku... jako ciało rozciągłe i w czasie - i tak się da, i na tym można się zatrzymać i żyć, konstruować i budować.
Jeżeli przeżywamy swoje istnienie jako osób, podmiotów odnajdujemy siebie jako nie z tego świata. Spoglądając na wytwory kultury odnajdujemy się nagle w innym świecie lub w jego doraźnej, kruchej zarazem namiastce. Niezależnie od tego, czy jest to inny świat, czy jego namiastka, fakt jest faktem - pojęcie innego świata powstało i pytanie brzmi: czy jest to pojęcie uzasadnione, czy puste? Jeśli puste, trzeba uznać, że pojęcie osoby należy do TEGO świata, a zatem obok fizyki czy biologii jest sens rozważań metafizycznych (redukcjonizm prowadzi w ślepą uliczkę i jeśli on miałby być celem, pójście tą ścieżką byłoby, tu kolokwializm, bez sensu, bo zatoczylibyśmy koło). Jeżeli nie jest puste, otwiera się przed nami wizja świata, za którym w rzeczywistości tęsknimy, ale którego prawie nie dotykamy. Stoimy ledwie w progu. W ten sposób jest to świat, który jakoś nas dotyka, ale zarazem wobec którego nasze rozumowania muszą być mocno ograniczone. Tu pozostają chyba jedynie wiara, i pokora wobec Tajemnicy. Ewentualne obcowanie z tym światem to mistyka, a tu języka (poza poezją) nie ma.
Oczywiście można uznać umowność granicy tych światów. Jest jeden świat, choć praktycznie dochodzi do segregacji bytów/przeżyć/zdarzeń/kategorii/pojęć. Praktyka ta wynika z potocznej lub metodologicznej, nie zawsze uświadomionej redukcji (redukcji świata do jednej z jego "przestrzeni").
Dochodzi do dziwnej relacji między nami w tym świecie, a tamtym światem lub: między nami w świecie biologii a nami w świecie kultury. Lub (jeśli uznamy kompromis umowności granicy): dziwność relacji między nami w świecie biologii a nami w świecie kultury jest jakąś wskazówką relacji między nami w tym świecie, a tamtym światem. Kultura jako ikona innego świata?
Rodzaj relacji światów. Przez analogię... Światy hierarchiczne: sen-rzeczywistość? Opowieść (film/komiks/książka) - rzeczywistość? Światy równoległe? Światy widzialny - niewidzialny w ramach jednej przestrzeni?
Analogia "świat autora - świat jego opowieści" jest zabawna i wydaje się wdzięczna. Jest przecież intuicja hierarchiczności. Wyczuwa się Stwórcę i stworzenie, więc analogia ta rodzi się naturalnie. Teorii istnienia światów równoległych lub równoległych bytów w ramach jednego świata pominąć milczeniem nie wypada, choć (nam - tutaj i teraz) zdaje się ona nie wystarczać (tak jak nie wystarcza teoria Wielkiego Wybuchu jako odpowiedź na pytanie o genezę wszechświata i nie wystarcza teoria przybyszów z kosmosu jako odpowiedź na pytanie o genezę życia). A metafizykom konsekwentnym wystarcza? Dlaczego?
Wydaje się, że zbyt dosłowne posiłkowanie się filozofią w dowodzeniu spraw teologii bierze się z cichego założenia, że sprawy te są częścią tego świata (czyli model równoległych bytów widzialnych i niewidzialnych w ramach jednej "przestrzeni"). Nie dziwiłoby to u Arystotelesa, skoro był materialistą i rzeczywiście rozważał byty, których na fizyczny sposób mógł mniej lub bardziej dokładniej doświadczyć. On jednak nie był teologiem w tym znaczeniu, w jakim był św. Tomasz z Akwinu. Niczego nie ujmując genialności tego drugiego, ma się tutaj wrażenie, że należałoby chyba już, w kontekście obecnego stanu refleksji i badań (nauki przyrodnicze, matematyczne, filozofia, teologia), zrobić kolejny krok i zbadać (zabawnie brzmi to słowo w filozofii; chyba powinno być: przemyśleć, przedyskutować) też inne możliwości. Uznać je. Przyjąć ich równoprawną możliwość.
Świat:
Przypadek. Ewolucja. Odwieczność. Nieskończoność. Samowystarczalność. Biologizm, fizykalizm, psychologizm. Wszystko to zdaje się pokazywać, że Boga nie da się złapać za nogi, że świat się obywa bez Boga. Zapełnianie naukowych dziur Bogiem (tłumaczenie Bogiem tego, co na razie niewytłumaczalne naukowo), z perspektywy czasu okazuje się być błędem i dziś się tego już raczej unika. Czy zatem nie powinni tego przemyśleć metafizycy? Być może już to zrobili, dochodząc do wniosku, że wszystko jest w porządku. Tutaj jednak punktem wyjścia jest możliwość, że coś jest jednak nie tak. A co? A to Tomaszowe "a to nazywamy Bogiem": "Ostatecznie więc w rozumowaniu naszym musimy dojść do jakiegoś pierwszego poruszyciela, który już przez nikogo nie jest wprawiany, i właśnie, w mniemaniu wszystkich, jest nim Bóg", "A więc musimy przyjąć istnienie jakieś pierwszej przyczyny sprawczej, którą wszyscy nazywają: Bóg", "Musimy więc uznać istnienie czegoś, co jest konieczne samo w sobie, nie ma przyczyny swej konieczności gdzie indziej, a jest przyczyną konieczności dla innych, a to wszyscy nazywają Bogiem", "Istnieje więc coś, co dla wszystkich bytów jest przyczyną: istnienia dobra i wszelkiej doskonałości; i tą właśnie zwie się: Bóg", "A więc istnieje ktoś, kto kieruje wszystkimi naturalnymi rzeczami ku celowi - i jego to zwiemy Bogiem". Zauważmy, że dopiero przy piątej drodze Tomasz mówi o KIMŚ, a już nie o CZYMŚ. Można przypuszczać, że dopiero tutaj chce pokazać, że ów byt absolutny, pierwotna zasada jest bytem osobowym. A zatem, że na plan pierwszy wysuwają się cechy przedmiotowe absolutu. Podmiotowe są na końcu i te Tomasz wyciąga z czegoś, co można uzasadniać teologicznie, ale czy filozoficznie? Z przeświadczenia o rozumnym kierowaniu rzeczami w świecie, o (rozumnej, więc uświadomionej) celowości. Tymczasem z filozoficznego punktu widzenia można oczywiście zgodzić się na istnienie w świecie celowości, jednak czy celowości rozumnej? Oczywiście rzeka ma swoją przyczynę w przyrodzie, ma też swój cel, do którego płynie. Czy aby na pewno, z punktu widzenia przyrody, istnienie rzeki determinowało jej przyczyny, a istnienie morza determinowało jej kierunek? Zbiornik wodny powstaje, bo do niego spływają rzeki, a te zaś powstają, bo z gór spływa woda. Woda nie spływa po to, żeby tworzyć rzeki, a te nie płyną po to, by tworzyć morza.
Żeby móc tak powiedzieć, potrzeba OSOBY. Ale nie osoby, która to poznaje, więc mówi, lecz osoby, która tak mówi urządzając to w ten sposób. Nazywa, więc stwarza. Skoro jest osoba, która nazywa poznając, można (chce się!) szukać osoby, która stworzyła. To postulat. Jeżeli mam być osobą poznającą sens wszechświata, siłą rzeczy potrzebuję osoby, od której ten sens pochodzi. Bo tylko wtedy ten sens ma wymiar absolutny i tylko wtedy ja, jako osoba, mam pewny fundament. A przecież mam go mieć!
Reasumując, chodzi o to, by tę samą filozofię mogli uprawiać wierzący i niewierzący. Żeby niewierzący nie musieli schodzić na manowce relatywizmu lub zastępczych (kruchych) fundamentów, uciekając od Boga takiej czy innej wiary. Z tych manowców już tylko krok do ruchomych piasków postmodernizmu. I do autodestrukcyjnego, pełnego pesymizmu krytykanctwa - sceptycyzmu posuniętego do granic absurdu, z którego można uciec już tylko w samobójstwo lub zamknąć się w klatce hedonizmu. Chyba że niestraszne nam szyderstwa Nietzschego. św. Tomasz: jeśli celowe działanie jest oznaką rozumności, to ład i porządek w działaniu bytów nieożywionych, lub pozbawionych poznania, świadczą o istnieniu Boga, kierującego światem nieożywionym;
po siódme pytają, gdzie się podziało II przykazanie; to z Dekalogu oczywiście; pytają o to katolików, sugerując, że to oni je gdzieś schowali; a jeśli nie oni, to ich "przełożeni", czyli duchowni; oskarżają zatem tych duchownych, że gdzieś to II przykazanie przed naiwnymi wiernymi ukrywają; sytuacja podobna do tej opisanej w Księdze Rodzaju, kiedy to podobne pytania zadaje Ewie wąż; ale kto tak naprawdę tak pyta i sugeruje, poza Kazikiem Staszewskim i zborem świadków Jehowy, który tę wątpliwość zdaje się w socjologicznie wrażliwym umyśle Kazika zasiał? fani Kazika oraz oczytani w portalu racjonalista.pl? bo, nie bójmy się spojrzeć prawdzie w oczy, zarzutu o kombinowanie z przykazaniami nie wysuwają wobec katolików inne poważne odłamy chrześcijaństwa, jak kościoły protestanckie, oraz cerkiew prawosławna; to po pierwsze; co być może ważniejsze jednak, tego zarzutu wobec katolików nie wysuwają także Żydzi, a przecież to z ich tradycji pochodzi Dekalog; można się nawet spotkać z głosem Żydów, którzy są wdzięczni chrześcijaństwu - w tym katolikom - za rozpropagowanie Dekalogu w świecie (wiadomo, że religia Żydów ograniczała się jedynie do jednego narodu); wejdźmy jednak w sprawę głębiej; skoro już zarzut o ukrywanie II przykazania przed biednymi wiernymi katolikami padł, to skupmy się na nim; zarzucający twierdzą, że jest to przykazanie mówiące o zakazie sporządzania podobizn Bożych - obrazów, figur... i upierają się, że ono jest właśnie drugie; dlaczego akurat drugie? nie mówią; tak jak nie podają do wiadomości, że istnieją aż trzy podziały Dekalogu - wszystkie trzy bardzo stare; dlaczego nie podają? co mają do ukrycia? a tak naprawdę przecież zarówno w Księdze Wyjścia, jak i Księdze Powtórzonego Prawa nie ma żadnych numerków (poza numeracją wersów, która jak wiadomo jest względnie nowym wynalazkiem); zatem może drugie, może któreś inne, ale powiadają, że czegoś brakuje; a może Kościół także te numerki ukrył przed wiernymi, a pełną wersję, z brakującymi numerkami i brakującym przykazaniem, posiada Kazik Staszewski? zarzut poważny, wiadomo; otwieramy zatem Biblię; są różne tłumaczenia na język polski, co najmniej kilka współcześnie używanych powstało w ramach wyznania katolickiego, są też tłumaczenia ekumeniczne, ale także tłumaczenia innych wyznań; dlatego każdy kto ma wątpliwość dotyczącą różnic, może sobie wziąć do ręki dwa różne egzemplarze i porównać czy i czym się różnią; ale to dygresja, my tymczasem skupmy się na tłumaczeniu katolickim, używanym w ramach liturgii, czyli niejako oficjalnym; czyli przy czwartym lub piątym wydaniu Biblii Tysiąclecia; i co my tu mamy... w Księdze Wyjścia: Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy. Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci Pana, Boga twego. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty. Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzołożył. Nie będziesz kradł. Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek. Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego. w Księdze Powtórzonego Prawa: Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów innych oprócz Mnie. Nie uczynisz sobie posągu ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko albo na ziemi nisko, lub w wodzie poniżej ziemi. Nie będziesz oddawał im pokłonu ani służył. Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu - tych, którzy Mnie nienawidzą, a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, bo nie dozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, kto bierze Jego imię do czczych rzeczy. Będziesz zważał na szabat, aby go święcić, jak ci nakazał Pan, Bóg twój. Sześć dni będziesz pracował i wykonywał wszelką twą pracę, lecz w siódmym dniu jest szabat Pana, Boga twego. Nie będziesz wykonywał żadnej pracy ani ty, ani twój syn, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służąca, ani twój wół, ani twój osioł, ani żadne twoje zwierzę, ani obcy, który przebywa w twoich bramach; aby wypoczął twój niewolnik i twoja niewolnica, jak i ty. Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd Pan, Bóg twój, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem: przeto ci nakazał Pan, Bóg twój, strzec dnia szabatu. Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzołożył. Nie będziesz kradł. Jako świadek nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa. Nie będziesz pożądał żony swojego bliźniego. Nie będziesz pragnął domu swojego bliźniego ani jego pola, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twojego bliźniego. (cytaty za stroną biblia.pl) pytamy zatem Kazika Staszewskiego, jego cytujących, a także tych, których on sam cytuje, czy według was, kochani, czegoś tu brakuje? co prawda w takim przypadku może Kazik Staszewski (i inni wymienieni) powiedzieć, że owszem, tu niczego nie brakuje (no chyba, że brakuje, ale nigdy tego nie pokazał), ale brakuje w Katechizmie; no tak, ale w którym? bo Katechizm Kościoła Katolickiego przedstawia te dwie wersje oraz podaje trzecią skróconą, zwyczajową; że niby w tej trzeciej czegoś brakuje? ano brakuje, bo to wersja skrócona, więc w jej istocie leży, że czegoś jakby brakuje; hasła są w niej rzucone, ale jako całość odsyła nie tylko do Dekalogu w obu księgach biblijnych, ale i do całej Biblii; tak, do całej Biblii, bo Kościół na kartach Katechizmu szczególnie zachęca do czytania Biblii (patrz: 104-107); a nie tylko komentarzy o niej; do lektury Pisma Świętego zachęca też Kościół w różnych innych miejscach, jak na przykład w soborowej konstytucji dogmatycznej "Dei Verbum"; a tak już, żeby wyjaśnić, jak rozumie Kościół Katolicki ów fragment, o którym Kazik myśli, że go Kościół opuścił, przytoczmy tłumaczenie paulistów; tak się składa, a zgodni są co do tego tłumacze różnej maści, że każde tłumaczenie jest zarazem jakąś interpretacją; i jest nią siłą rzeczy; stąd warto jest czytać różne tłumaczenia, jeżeli nie można czytać oryginału - żeby sobie nie zawężać, lecz poszerzać rozumienie; oto więc Księga Powtórzonego Prawa, rozdział piąty, wersy od siódmego do dziesiątego; proszę bardzo: Nie będziesz miał innych bogów oprócz Mnie. Nie zrobisz sobie bożka. I żadnej podobiźnie, przedstawiającej to, co najwyżej na niebie, nisko na ziemi i w głębinach wód, nie będziesz oddawał czci ani nie oddasz się w niewolę. Ja jestem PANEM, twoim Bogiem, Bogiem zazdrosnym. Za grzechy tych, którzy Mnie nienawidzą, wymierzam karę ich potomkom, nawet w trzecim i czwartym pokoleniu. Tym zaś, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań, okazuję miłosierdzie do tysięcznego pokolenia. po ósme
szacowne grono po dziewiąte Tom dwudziesty
Wielki Inkwizytor po dziesiąte
Wielki Inkwizytor
okładka (grafika: malarz seba) podziękowania za inspiracje dla Yędzy, Grubego i wielu innych © Podziemne Pismo Tajniak |