PODZIEMNE PISMO TAJNIAK
dodatek H - 16 lipca 2007

Wstęp

* * *

będziesz miłował
Pwt 6, 5

Jaki jest świat po drugiej stronie Jordanu? Po drugiej stronie chrztu. Po drugiej stronie śmierci. Czego się boisz? Przecież ty i tak już nie żyjesz.

* * *

Wyprawa

I W pierwszym miesiącu wyruszyli z Ramses

Najpierw było tak, jak przypuszczałem. Litry deuteru, wieczny haj, nie kończący się kac. Mądrośc strasznie głupia. Pępkocentryzm. Piszemy nie z imiesłowami, wydeptujemy ścieżki, odmieniamy kakao. Co za błąd niewybaczalny. To jeszcze powróci. Niektórzy udali, że nie usłyszeli. My nie.

* * *

II Ruszyli więc Izraelici z Ramses i rozbili obóz w Sukkot.

Duch uświęcił ciało. Ciało, które z definicji niejako do śmierci dąży i nikt temu przecież nie zaprzeczy, świątynią ducha się stało. To nie kult ciała. To dla ducha ciało zostało stworzone.

* * *

III Z Sukkot ruszyli dalej i rozbili obóz w Etam, które jest położone na skraju pustyni.

Wieczna ironia. Wypracowana przez lata. Czy po to żyję, żeby być zwykłym psem co ujada. Sępem, który krąży nad umierającą miłością. Pogarda dla świata wynika tylko z mojej własnej małości. Prawie już sobie wmówiłem, że udało się jakoś wybrnąć. Że przekonałem się do tego, iż to wszystko, czego nie dosięgam, jest mi niepotrzebne. A jednak to wraca. Są takie chwile. A będzie jeszcze gorzej, kiedy zobaczę pewnego dnia, jak wszystko przesypało się przez palce. A jednak Bóg jest i chce twojego dobra. Tylko dobra. A tam, po co komu Bóg. E tam a tam.

* * *

IV Następnie ruszyli z Etam i skierowali się do Pi-Kachirot obok Baal-Sefon i rozbili obóz przed Migdol.

Nie mają nadziei. Nie można mieć przecież o to żalu.

* * *

V Wyruszyli spod Pi-Hachirot, przeszli przez środek morza ku pustyni i po trzech dniach drogi przez pustynię rozbili obóz w Mara

Kulturalny człowiek nie robi kup. I nie sika. Kulturalny człowiek czyta książki, ogląda dobre kino, bywa w towarzystwie. Kulturalny człowiek słucha amerykańskiego britpopu i nigdy nie był obsranym bachorem, obślizłym embrionem, nigdy nie bedzie zaszczanym staruchem. Seks uprawia w rękawiczkach. Gumowych. Takich do grzebania w kiblu. Wymiana płynów ustrojowych jest niehigieczna. Jest sterylny i chudy. I nie miewa gazów. Kulturalny człowiek nie umiera. A przynajmniej nie przy ludziach. Splugawili tę ziemię. Jak nieczystość miesięczna kobiety.

* * *

VI Wyruszyli z Mara, przybyli do Elim. W Elim, gdzie było dwanascie źródeł wody i siedemdziesiąt palm, rozbili obóz.

Rytuały. Rysował spiralę, która miała go chronić. Do buteleczki wkładał obślinioną watkę i na tej spirali ustawiał. Układał sobie pasjanse. Kręcił wahadłem. Wymuszał znaki. Szukał. Był tym magiem ze Wschodu, który szedł do Betlejem. Robił za mędrca. Miał wrócić oświecony. Inną drogą. Głupi i bezbronny.

* * *

VII Wyruszywszy z Elim, rozbili obóz nad Morzem Czerwonym.

Rozpacz.

* * *

VIII Od Morza Czerwnonego wyruszyli i rozbili obóz na pustyni Sin.

Bez słuchu, ale ze sporą dwką wyobraźni. Tak życie toczył. Wyobrażał sobie książki, które miał napisać. Płyty, które miał nagrać. Rodzinę, którą miał założyć. Wyobraźnia mu wystarczała. Nie zauważał nawet, że ludzie wokół zatykają uszy, tak strasznie fałszował. Wyobrażał sobie, że to im się podoba.

* * *

IX Wyruszyli z pustyni Sin i rozbili obóz w Dofka.

Upadł na głowę. Kiedy się obudził, nawet tego nie pamiętał. Wierzy tym, co mu opowiedzieli. Pamięta moment przebudzenia. Pamięta, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że coś się stało. Nie pamiętał, skąd się tam wziął, ale pamięta, że nie zwrócił na to uwagi. Kiedy się rano budzi, też o takich rzeczach nie myśli.

* * *

X Wyruszyli z Dofka i rozbili obóz w Alusz.

Jeśli jakakolwiek dyskusja ma byc owocna, nie można jej stawiać zewnętrznych formalnych zapór. Ale nie tylko. Ponadto musza być spełnione kolejne warunki. Rzetelna wewnętrzna potrzeba biorących w niej udział i wewnętrzna ich swoboda pozwalająca przezwyciężyć ślepo żywione przez nas przywiązania do pewnych idei czy wartości. Odnosząca się nie tylko do do twierdzeń cudzych, ale i własnych. Bez tego ani rusz. Bez tego nic a nic. Dyskusja tylko wtedy jest owocna, jeśli udaje nam się nasze własne przeświadczenia zawiesić aż tak, by do dyskusji przystąpić z pełną gotowością przyjęcia stanowiska naszego oponenta. Tylko otwartość na cudze poglądy. Książeczka o człowieku znaleziona po drodze. Romana Ingardena.

* * *

XI Wyruszyli z Alusz i rozbili obóz w Refidim. Tam lud nie miał wody do picia.

Ręka ma się tak do dłoni, jak stopa do podeszwy. Błąd mowy potocznej odnośnie ręki, która nie jest kończyną górną, jest błędem. Inaczej wygląda sprawa odmieniania słowa kakao. W mowie potocznej to uchodzi. Błędem (jak na razie) jest tylko swobodna odmiana kakaa w mowie oficjalnej. Kiedyś nie odmieniało się radia, ani studia. Choć niektórzy powołuą się na wideo. Kiedyś pisało się je jedynie przez fał.

* * *

XII Wyruszyli z Refidim i rozbili obóz na Pustyni Synaj.

365 razy użyto w Piśmie Świętym słów nie lękaj się. Nie jesteś już niewolnikiem. Światło. Błogosławieństwa i Dekalog. Litera Prawa w nowym świetle - w świetle Ducha Świętego. Moja historia. Na moje życie pełne beznadziei padło Boże Światło. Nad zabłąkanym ludem zabłysło światło. To, co do tej pory jawiło się jako groźba, jakieś kajdany, bat, tu okazało się wielką obietnicą. Jesteś wolny. Będziesz kochał.

* * *

XIII Wyruszyli z pustyni Synaj i rozbili obóz Kibrot-Hattaawa.

Malarz Seba czasem nie wie czy posłodził sobie kawę. Pije i nie wie. I głupio mu pić tę kawę, jeśli ewentualnie jest ona gorzka. Chyba mu się zdaje, że jest frajerem. Bo on nie pija gorzkiej. Słodką woli. A przecież nie po to robi sobie kawę, żeby się męczyć. Ale nie posłodzi sobie, bo w razie jakby co, nie chce pić przesłodzonej. Musiałby się męczyć z nią do ostatniej kropli. A przecież nie po to robi sobie kawę, żeby się z nią męczyć. Mógłby wylać, ale przecież to marnowanie kawy. Nie po to wydaje pieniądze, żeby wyrzucać to, co sobie za nie kupił. A na tyle durnych rzeczy w błoto wyrzucił pieniądze tymczasem.

* * *

XIV Wyruszyli z Kibrot-Hattaawa i rozbili obóz w Chaserot.

Najmniejsza linia oporu. Wszystko na ostatnią chwilę. Zawsze mięc jakiś dług w czasie. Potem nadrabiać resztką sił i kosztem zarwanych nocy. A czas to pieniądz. Zarwane całe życie. Wszystko przesypuje się między palcami. Także tymi u nóg.

* * *

XV Wyruszyli z Chaserot i rozbili obóz w Ritma.

Konkurs hippiczny w Łazienkach. W czasie mial swe miejsce przed wojną. Niektórzy się dziś dziwią, co robią konie w Łazienkach.

* * *

XVI Wyruszyli z Ritma i rozbili obóz w Rimmon-Peres.

Kryzys egzystencjalny. Wydawał się zupełną tragedią. Wyszedł z niego silniejszym. Ptem takie kryzysy zdarzały mu się przy każdych ważniejszych rekolekcjach. Kryzysy wiary. Prześlizgujący się po powierzchni szatan uderzył w same fundamenty. A on wtedy złapał się mocno Chrystusa, mimo że w oczach pociemniało. Na oślep. I fundament się ostał. I zaufanie wzrosło. Jeszcze kilka takich prób w kolejnych latach. Szatan strzelił sobie samobója. Spróbował inaczej. Spróbował znudzić. Ostatni wysiłek. Wyciągnął na wierzch wszystkie brudy. Rozpoczęło się policzkowanie.

* * *

XVII Wyruszyli z Rimmon-Peres i rozbili obóz w Libnie.

W uszach mi trzeszczy.

* * *

XVIII Wyruszyli z Libny i rozbili obóz w Rissa.

Prostytutki kradły pieniądze. Nawet te uczciwe były jakieś nie takie. Dach był dziurawy. Telefon po nocy. Ciemno, jak to w nocy. Wieczór. Wracamy. Pod pachą jakiś dramat. Po lewej klasztor, po prawej sklep z piwem. Takt za taktem. Mówi żona, że to fajna płyta. Tak, mi też się podoba. Fajne blachy na początku. Świetne intro. Zamieniam się w słuch.

* * *

XIX Wyruszyli z Rissa i rozbili obóz w Kehelata.

Ciastka miętowe. Chcąc zostać pracoholikiem. Po co odpoczywać. Odpoczynek jest złudny. Relacje. Przychodzą i odchodzą. Komu ufać? W kim pokładać nadzieję? Na kim życie oprzeć? Strasznie pięknie rzęzi gitara. Gitara. I to się może podobać. Taka solówka określana kiedyś mianem schizofrenicznej. Psychodelicznej. Te słowa chodzą w parze. Jak skandal i obłęd. Ludzie się dziwią, że w miejscu do rzucania śmieciami rzuca się śmieciami. A przecież miejsce do rzucania śmieciami zostało wyznaczone po to, by śmieciami w nim rzucać. Niektórzy próbowali karać. Mandaciki wypisywali. Niektórzy się obrażali ociupinkę. Inni bardziej, nieważne. Ktoś kogoś zostawił. Nie podoba mi się miejsce, w którym mieszkasz. Głodnych nakarmić, uwięzionych odwiedzić.

* * *

XX Wyruszyli z Kehelata i rozbili obóz na górze Szafer.

Z Francji przywiezione sery, pszenica, kasza kus kus i tapioca. Wiśniowa wódka. Gdzieś zapodziało się wino.

* * *

XXI Wyruszyli od góry Szafer i rozbili obóz w Charada.

Pracuj tak, jakby wszystko zależało tylko od ciebie. Módl się tak, jakby wszystko zależało tylko od Boga. Ora et labora. Módl się i pracuj. Pierogi w sklepie Izera. Sałatka w garmażerce na skrzyzowaniu Wołoskiej z... Niedawno tam trafił przez przypadek niejako. Dwa razy nawet. Raz wysiadł, raz wsiadł. A potem między blokami przemykali się. On myślał o tym, jak zaniemówił w kościele.

* * *

XXII Wyruszyli z Charada i rozbili obóz w Makelot.

Ktoś wbiegał po schodach nagle. Wtedy wyłączał się komputer. I jeszcze jedna przebitka.

* * *

XXIII Wyruszyli z Makelot i rozbili obóz w Tachat.

Gdy wrócili po tygodniowej wciągającej lekturze, okazało się, że ktoś jednak za nimi tęsknił. Nie trzeba mówić "mówię", żeby mówić. Nie trzeba mówić "kocham", zeby kochać.

* * *

XXIV Wyruszyli z Tachat i rozbili obóz w Terach.

Tym, co rzekł, urzekł zebranych. Czas. Nie trzeba się bać. Światło. Czym jest ta chwila stracona wobec wieczności, która czeka? Która jest. Trwa.

* * *

XXV Wyruszyli z Terach i rozbili obóz w Mitka.

Wyszedł z niewoli. Na pustyni poczuł wolność. Ale i wszystko stracił. Wygodę niewoli i wolność. Pustynia to nie zabawka. To stopniowe oczyszczanie. Żeby przez szyby wdarły się w końcu piersze promienie światła.

* * *

XXVI Wyruszyli z Mitka i rozbili obóz w Chaszmona.

Obrzydzenie do tych polityków jakże skrajnej prawicy, która za PRLu popierała ówczesne peerelowskie władze. Która przejęła na lat kilka Tygodnik Powszechny po tym, jak ten nie chciał wydrukować nekrologu Stalina. Która popierała uwięzienie prymasa Wyszyńskiego, która popierała działania Wojciecha Jaruzelskiego. Przy całej apolityczności więcej tu szacunku dla tych, którzy w młodości zauroczeni obietnicami komunizmu w końcu się z niego wypisywali. Więcej szacunku dla tych, ktorych nawet dziś serca biją po lewej stronie. Także dla tych, którzy przy Okrągłym Stole potrafili się dogadać z okupantem bez rozlanej krwi, w przeciwieństwie do tych, którzy klaskali generałowi, który wydał wojnę własnemu narodowi. Dziś ich przerośnięci synowie nie wiedząc kto właściwie napisał "Naszą szkapę" mają czelność wołających o swoje prawa obywateli nazywać lewakami i komunistami.

* * *

XXVII Wyruszyli z Chaszmona i rozbili obóz w Moserot.

Był czas, kiedy lepiej było nie kasować biletu w autobusie. Sklepy okradać. Obuwia nie zmieniać. Dywersję uprawiać. Psuć wszystko, co pod ręką. Dołki kopać pod wrogiem, który nad naszymi plecami trzyma bat. Który próbuje nas przekonać, że to żadna niewola. Który buduje świat zadowolonych poprzez eliminację tych, którzy mają inne zdanie. A może przynajmniej czas, w którym należało opór bierny zachować. Zachować przyzwoitość i własne człowieczeństwo. Z tym wszystkim, czemu wierzymy. To właśnie w tym czasie okazałoby się, kto z nas jest zwykłą świnią. Świń nie brakuje. W tamtych czasach robiły największe kariery właśnie one.

* * *

XXVIII Wyruszyli z Moserot i rozbili obóz w Bene-Jaakan.

Z niewoli wyszli ludzie niewolni. Czterdzieści lat czy wystarczy, żeby to pokolenie wymarło? Oni ciągle są. W pokomunistycznych molochach mają się dobrze. Czekają emerytur. Życie toczy się powoli. Instytuty ciągle te same. Tylko telefony nowocześniejsze, ksero na korytarzu, a na każdym biurku teraz komputer. A oto sala konferencyjna. Sztandar na ścianie. Orzeł z doszytą koroną. Ściany obite drewnem, na podłodze wykładzina. Co za uderzający kontrast kiedy wchodzi się do tego miejsca. Na końcu sali przy oknie wisi stary telefon. Wyobrażamy sobie, że 30 lat temu był to szczyt nowoczesności. Są tu jeszcze ludzie, którzy pamiętają, na którym miejscu sadzano pierwszego sekretarza i którzy nie potrafią zrozumieć, że można inaczej.

* * *

XXIX Wyruszyli z Bene-Jaakan i rozbili obóz w Chor-Haggidgad.

Infernal Connection. Płyta grupy Acid Drinkers opatrzona numerem 777. Chyba najlepsza parodia satanizmu, a przy tym jakość sama w sobie - bez odniesień do przedmiotu żartów. To po tej płycie wzrósł szacunek dla Litzy. Pomysł, odwaga i wykonanie. Ten sam Litza zrobił wielką przsługę Kazikowi zapraszając go do udziału. Zapisując się następnie do jego zespołu, koncertując i nagrywając z nim dwie płyty. Wielki szacunek dla Acidów i Naleśników przeniósł się więc także na KNŻ. Kult stał się kultowy. Swoją drogą czy napisano by tę książkę o Kulcie, gdyby nie wcześniejsza rzecz - o Acid Drinkers właśnie? Respekt dla Litzy.

* * *

XXX Wyruszyli z Chor-Haggidgad i rozbili obóz w Jotbata.

Obrażają się za Homo Sovieticusa. Ci, którzy wtedy optowali za stanem wojennym, a dziś zastraszają oponentów kryminalnymi manipulacjami i nieudanymi prowokacjami. Byli kolaboranci, którymi gardziło pokolenie, dziś oceniają dramaty umoczonych po cichu. Ktoś wymyślił, żeby sprawdzić WOŚP. Boją się ludu, który dał im mandat.

* * *

XXXI Wyruszyli z Jotbata i rozbili obóz w Abrona.

Pokolenie złe, które wyszło z niewoli, ale nigdy nie uzna, że w tej niewoli było. Po cośmy wyszli. Czy nie lepiej nam było w Egipcie? Tam mieliśmy pracę. Było co jeść, co pić. I wczasy w Rumunii. Pokolenie marne, którym tak łatwo sterować. Bo ono już nigdy nie nauczy się decydować. I pokolenie kolejne. Jeszcze głupsze. Wyrosłe bez autorytetów. Pornografia.

* * *

XXXII Wyruszyli z Abrona i rozbili obóz w Esjon-Geber.

Doznają ekstazy na widok trzech siódemek, Myślą, że to unowocześniona wersja trzech szóstek. Co młodsze, acz w przkonaniu swem dorosłe już dawno, dziewczęta sikają z radości w majty. Żarty przekorne, jakby niewinne hołdy dla tych szóstek na nieco wyższym poziomie ukazują fascynację satanizmem tego świata. Bo jak to jest? Tylko dla dowcipu? A dlaczego nie układamy tributów dla trzech siódemek? Dla trzech ósemek? Bo one nic nie znaczą? Znaczą jeszcze więcej. Ale skąd mielibyśmy o tym wiedzieć, prawda?

* * *

XXXIII Wyruszyli z Esjon-Geber i rozbili obóz na pustyni Sin, czyli Kadesz.

Kup mnie i o nic nie pytaj. Nowoczesne kobiety piorą tylko w naszym proszku. Sobą będący piją tylko nasze napoje. Jeśli jesteś normalny, słuchasz tylko naszej stacji. Kłamstwo w przebraniu prawdy nie znosi dyskusji. Nie odpowiada na pytania. Czyści mózgi. Zniewala. Prawda zaprasza do rozmowy. Znosi upokorzenia i drwinę - czeka na pytania i odpowiada. Prawda jest pokorna i wyzwala. Prawda nie atakuje, nie potrzebuje nikogo przekrzyczeć. Dlatego nie zawsze jest znana.

* * *

XXXIV Wyruszyli z Kadesz i rozbili obóz na górze Hor, na granicy ziemi Edomu. Stosownie do rozkazu Pana wstąpił kapłan Aaron na górę Hor i umarł tam w czterdziestym roku po wyjściu Izraelitów z ziemi egipskiej, pierwszego dnia piątego miesiąca. Aaron liczył wówczas, gdy umarł na górze Hor, sto dwadzieścia trzy lata. Król Aradu, położonego na południe od ziemi Kanaanm Kanaejczyk, dowiedział się, że Izraelici nadciągają.

Coraz częściej i coraz bardziej na serio zdarza mi się myśleć, że jestem już na to wszystko za stary. Niszczą książki z moich pułek. Dziwią się tym zniszczeniom, jakbym to ja ich dokonał. Nikomu łaski nie robię. Nikt mi łaski nie robi. Byłem zbyt grzeczny przepuszczając kogoś w tłumie. Na chwilę podniosłem nogę, żeby zrobić im miejsce, skoro chcą tędy przejść. Dziesięciu przeszło, ostatni się zatrzymał. I stoję teraz na jednej nodze, a on mnie ma za debila. Naprawdę, nie muszę wcale robić z tym co mnie okrada.

* * *

XXXV Wyruszyli oni z góry Hor i rozbili obóz w Salmona.

Tak reformowali wszystko co wpadło im w ręce, że państwo upadło. Ciekawe. Konstytucję 3 maja uchwalili masoni.

* * *

XXXVI Wyruszyli z Salmona i rozbili obóz w Punon.

Ciężko znosił zmianę pogody. Widać był już w latach posunięty. A może za bardzo się najadł. No i ta kawa. Słodka, mocna i gorąca. Przykuty do krzesła myślał "to już połowa". Umocowany pod sufitem wentylator wycelowano prosto w jego głowę. Strumień zimnego powietrza w tym skwarze nieznośnie kontrastował. Mdliło.

* * *

XXXVII Wyruszyli z Punon i rozbili obóz w Obot.

Słaby technicznie digart został usunięty z serwera. Ktoś ocenił, wydal werdykt i dokonał e-gzekucji. Niefachowość programowa. Jeśli nie umiesz kochać nad życie, kochasz jak umiesz. Sprowadzanie miłości do liczby wydanych digartów jest chyba jednak absurdem, prawda?

* * *

XXXVIII Wyruszyli następnie z Obot i rozbili obóz w Iijje-Haabarim, na granicy Moabu.

Stale powracając do tego samego Słowa, w kontekście mijającego czasu samego w sobie, a także w reakcji na zdarzenia, pozwala otworzyć się na coraz to nowe pokłady treści. Pojawiają się nowe pytania. Udzielane są kolejne odpowiedzi. I znowu zatrzęsła się ziemia. Nieustanne powtarzanie tego Słowa, by stało się oddechem. By przeniknęło jak duch. Ruah. Pneuma. Tchnienie.

* * *

XXXIX Wyruszyli z Iijjim i rozbili obóz w Dibon-Gad.

Otucha. Kto się wstecz ogląda, nieużyteczny jest tam, gdzie trzeba wytężyć wszystkie siły w drodze naprzód. Determinacji potrzeba, nie instalacji. Albo inny przykład. Rzucono ziarno na drogę, na skałę, na ziemię taką i inną. A wy bądźcie jak to ziarno, które wydało owoc. Nie jak to, które się zmarnowało.

* * *

XL Wyruszyli z Dibon-Gad i rozbili obóz w Almon-Diblataim.

Jeśli sednem grzechu jest NIE dla Boga, który jest Bogiem KTÓRY JEST - wszędzie i zawsze - w czasie i poza nim - w rzeczy i poza nią - w człowieku i poza nim - w historii i poza nią. Jeśli tak jest, to obok samej moralności jest cała przeogromna sfera, w której możemy grzeszyć niewiarą, lub wierzyć. To przestrzeń wolności. Powołania do wolności. Do kochania i bycia kochanym. To powołanie każdego człowieka. Grzechem (zapomnijmy tu na chwilę o złu czy dobru) jest odrzucenie tej wolności, którą Bóg chce dać każdemu z nas. Takie masło maślane. Odrzuceniem Boga (grzechem) jest odrzucenie Boga (który jest miłością, wyzwoleniem, wypełnieniem naszego człowieczeństwa). Odrzucenie siebie samego, swojego własnego sensu, swego powołania, jest odrzuceniem Bożego zamysłu. Boży zamysł, to nieustanne tworzenie nas. Trwamy, bo Bóg nas myśli. Bo jesteśmy Jego pomysłem. Bo jesteśmy w Nim. Bo nasza idea jest w Nim. Nikt nie zna nas lepiej niż Ten, który nas pomyślał. Dlatego Boga można znaleźć wewnątrz siebie - w najintymniejszym zakątku serca. A siebie na zewnątrz - w Bogu, który nas przerasta. Wyprowadza z niewoli egoizmu.

* * *

XLI Wyruszyli z Almon-Diblataim i i rozbili obóz w górach Abarim, naprzeciw Nebo.

Grzech jest więc tym, co oddziela nas samych. Jest tym, co nas przestrasza. Nerwica natręctw - człowiek wolny, a robi rzeczy, nad którymi nie panuje. Żadne tam niekontrolowane skurcze mięśni, zadyszki, nagłe łzawienia, kurze ślepoty. To całe świadomie czynione rytuały. Przerażająca niewola świadomości, że tak trzeba. Przerażenie na myśl co się stanie, jeśli teraz nie spędzę dnia właśnie tak - jeśli nie wykonam tych wszystkich rytuałów.

* * *

XLII Wyruszyli z gór Abarim i rozbili obóz na stepach Moabu nad Jordanem, naprzeciw Jerycha. Obozowali na stepach Moabu nad Jordanem między Bet-Hajeszimot i Abel-Szittim.

Nie bój się, jesteś wolny. Teraz przekroczysz próg nadziei.

 



* * *

Posłowie

* * *

Na czym ci tak zależy? Czego się tu jeszcze tak kurczowo trzymasz? Tu nie ma nic dla ciebie. Przecież ty i tak już nie żyjesz.

* * *





okładka

(grafika: malarz seba)

© Podziemne Pismo Tajniak