PODZIEMNE PISMO TAJNIAK dodatek A 23.8.2005. Wstęp 5 Nie bierzcie w drogę torby, ani dwóch sukien, Myślałem, że w dobie obecnego dziesięciolecia plejbek jest już zupełnie niemodny, jednak coraz częściej przekonuję się w jak ogromnym błędzie tkwię po uszy. Abstrahuję już od niektórych programów ściśle telewizyjnych
Tymczasem Tajniak jako czasopismo obchodzi piątą rocznicę zaistnienia w sieci. To dobrze, żeśmy zdążyli miesiąc temu wrócić do korzeni, bo teraz nie wiadomo by było co jest grane. Trzeba jednak uściślić kilka rzeczy,
Co można zrobić w pięć lat? Jesteśmy pod wrażeniem tego, co niektórzy zrobili. A co zrobili myśmy? Oto jest pytanie.
Wolność słowa. Korzystając z niej staraliśmy się wypowiedzieć kilka ważkich kwestii. Że nieprawdą jest to, co mówią władcy o szacunku, prawach, ideałach i tym podobnych sprawach. Raz chyba krzyk naszej niezgody był zbyt głośny, bo jedni politycy wpadli w panikę, a inni zaczęli się podłączać, zapewne wietrząc w tym jakiś doraźny intereses. Ewakuowaliśmy się.
Wolność słowa wolnością słowa, ale czy to do niej powinno się sprowadzać tak zwaną wolność w ogóle? W temacie tym kilka razy zdarzyło nam się to i owo wyartykułować. Różnie rzecz pojmowana różnie się też tu jawiła. Czasem jako coś pożądanego, czasem przeciwnie wręcz. Bo co jest właściwie najwyższym dobrem? Czy wolność właśnie? Życie? Zbawienie? Miłość? Szczęście? A czy w gruncie rzeczy to wszystko nie jest tym samym, ewentualnie czy częścią tego samego nie jest?
Gdy mowa jest o szeroko pojętej wolności ludzkiej, tak na zdrowy rozsądek najczęściej myślimy o wolności wyboru, a ten siłą rzeczy zawsze jest ograniczony - do wyboru mamy zwykle kilka różnych opcji i nic tu nie pomoże ani kisiel, ani tłuczek. Czy to oznacza żeśmy zniewoleni? Nie popadajmy w paranoję. Każdy z nas jest tak czy siak ograniczony,
Po co komu wolność właściwie? Czy nie wystarczy bezpieczeństwo
Na co wolność była takiemu Abrahamowi? Czy źle mu było tam gdzie mieszkał? Po co mu była ta cała podróż w nieznane, dlaczego wszystko zostawił i po prostu sobie poszedł? Po co wolnością obdarzono lud Izraela? Czy źle mu było w Egipcie? Jaka tam niewola, pracować przecież każdy musi. W Egipcie przynajmniej było co jeść.
Dlaczego za odpowiednik słowa niewola bierzemy wyraz praca? Czy to odruch obronny? Może tak trudno uwierzyć, że praca w wolności jest także możliwa? I że przynosi większe owoce. Piętno komunizmu?
Pewne jest to, że pustynia uczy pokory. I to: jeżeli Bóg dał nam wolność,
z niewoli wyprowadzając na pustynię, to nie po to, byśmy w tych piaskach
na odludziu wyginęli. A kiedy pytamy, co w życiu jest najważniejsze, warto
pamiętać, że zwykle najważniejsze są skutki ostateczne.
Truizm.
Mnich Naczelny Malarz Seba Oficjalne oświadczenie wydawcy
W zwiazku z sytuacją, jaka zaistniała, zostaliśmy zmuszeni, by podjąć radykalną decyzję i zakończyć wydawanie Tajniaka. Numer 28, który miał się ukazać w lipcu, a którego premierę przenieślismy na sierpień, miał być w zamierzeniu ostatnim wydaniem Tajniaka, jednak dziś stwierdziliśmy, że nie ma co tego wszystkiego przeciągać.
Można powiedzieć, że mamy jakieś żale do sponosorów, którzy obiecywali fundusze na dalszą dzialalność Tajniaka, słowa jednak nie dotrzymali, w szczególy jednak wchodzić nie będziemy. Mamy nadzieję, że te pieniądze dostało jakieś schronisko dla psów bezdomnych. W tym kraju tak już jest, że ceni się to, co się sprzedaje, a nie to, co można kupić. Tajniak jako pismo darmowe mógł być finansowany, więc na swój sposób kupowany dla Czytelników, przez sponsorów. Do tego jednak nie doszło, a nas niestety nikt w sklepach spozywczych za darmo nie częstuje chlebem tylko dlatego, że Tajniak dostępny jest w sieci za darmo, zatem stwierdzamy, że nie jesteśmy w stanie dlużej wydawać Tajniaka w ten sposób. Zatem jeśli nie w ten, to w żaden.
Nie jest to decyzja ostateczna, jednak zeby ja zmienić, potrzebujemy sponsorów, których już nie szukamy, bo mamy tego dość. Jeśli jakiś się sam zglosi, przyjmiemy go z otwartymi rękami i Tajniaka reaktywujemy. Ale taka opcja mieści się raczej w kategoriach cudu.
Dziękujemy niniejszym wszystkim Czytelnikom, Twórcom oraz bylym i obecnym Wspolpracownikom za te 5 lat wspólnej dobrej zabawy i dialogu. Dziękujemy wszystkim, którzy nas i nasze poboczne dzialania w jakikolwiek sposób wspierali. Pięć lat to w gruncie rzeczy kawał czasu i będzie co wspominać.
Naczelny zwany początkowo Szamanem, a potem Mnichem, szczególnie dziękuje całej Redakcji za wszelką pomoc i wszystkim, którzy pomagali Tajniakowi finansowo mimo iż tę rolę mieli pełnić sponsorzy.
Co dalej? Wyjdzie w praniu.
Tymczasem polecamy serwis naszego redakcyjnego Malarza Seby: http://malarzseba.blog.pl - tu jeszcze parę dni temu coś się działo, więc kto wie, może jeśli co jakiś czas ktoś kupi komiks Seby, nie straci on motywacji do działania i dziać się tam będzie nadal to i owo, na co mamy nadzieję, bo dochodzą nas sluchy, ze komiksy Malarza Seby sie podobają.
Pozdrawiamy!
Podziemna Oficyna Wydawnicza Tajniak przy Tajniak SA Imer odczucia: literatura Przeczytałem harlequina ("Ta jedyna" - Nancy Holder) 5 Spłakaliśmy się ostatnio, bo Jack pociął się z Claire i już myślimy, że to koniec książki, a tu kiszka z grochem - to dopiero połowa. Ale za to przed nami druga, lepsza. Skończyły, się, proszę koleżeństwa, żarty. Czas na poważną profilaktykę: dzieci proszę wysłać do dziadków, telefon wyłączyć, żeby z rytmu i nastroju nie wybijał, drzwi barykadujemy. Gotowi? Minęły trzy dni... Claire tęskni. Tęskni tak, że nie śpi, nie je, siostrą pomiata, Lorda Krasnoluda wiesza za szelki na przydrożnych płotach. I chudnie. Strasznie chudnie. "AnoClaireksja nervosa"
"Obcisłe niegdyś sukienki wisiały na niej"
Sutki pewnie skurczyły się do rozmiarów "mieszanki krakowskiej nadziewanej".
Amy, sponiewierana za robienie bardachu w barakowozie, postanawia zadziałać. W sumie, nic dziwnego. Kto chciałby być przedmiotem rozładowywania libido przez Wenus z Willendorfu, choćby i zmizerowaną?
Jak zadziałała, tego autorka nam nie wyjaśnia, grunt, że siostry trafiają na rancho Jacka i to w nader ekscytującym momencie. Jack właśnie rozmnaża swoje konie. Z braku zbiorników aksolotlowych i nieznajomości planu genetycznego Bene Geserit Jack stosuje metody proste, ale sprawdzone. Wiecie. Koń, klacz, zagroda, nastrój, świece, muzyka, "kochasztymię?"... te rzeczy.
Hmmm... To znaczy Jack zapewne stosowałby takie metody, ale autorka jest erudytką i kobietą wyzwoloną. Postanawia nam pokazać, że widziała "Farinellego" i że leciutkie perwersje też nie są jej obce:
"W małej zagrodzie stała klacz przywiązana tak krótko, że mogła tylko kręcić głową. Zabezpieczono ją na wypadek, gdyby koń chciał ją uszkodzić. W tym momencie podprowadzono do niej ogiera 'rozpłodnika'. Jego rola sprowadzała się do pobudzenia klaczy i przygotowania jej do zapłodnienia. Potem 'rozpłodnik' był odprowadzany do klaczy nieprzeznaczonej na sprzedaż".
Strasznie to skomplikowane i w sumie nie dziwię się, że klacz może kręcić głową. Zapewne z dezaprobatą.
Dezaprobatą reaguje także Amy, ale starsza siostra jest twardsza. "Nie pękaj" - mówi - "życie jest ciężkie. Patrz, myśl o Anglii i ucz się. Na stare lata będzie jak znalazł". Nie ma co - dzielna kobitka z naszej Claire. Przestajemy się temu dziwić po otrzymaniu informacji, że:
"jej rodzice zapładniali kiedyś rasowe konie w Kentucky"
Taaa... A teraz nie żyją. Ciekawe, czy miało to jakiś związek? Swoją drogą, życie młodego reportera na rubieży pełne jest niespodzianek: raz suahili, raz zdjęcia z łodzi, raz zapładnianie koni. Nie chciałbym mieć naczelnego z takimi wymaganiami.
No, ale my tu gadu-gadu, a tam w zagrodzie zaczyna się "stosunek małżeński oraz akt nierządny". Klacz gotowa? Ogier gotowy? "Czy konie mnie słyszą?". Jaaaaaaadziem! I pojechali. Konie robią swoje, a publiczność, złożona z Jacka, paru "kombojów", Claire i Amy, wlepia gały i przeżywa. Skupmy się na Jacku i Claire.
"Dla Jacka był to piękny widok (...) Nagle zdał sobie sprawę, że najważniejszym zdarzeniem jego życia będzie danie swojego nasienia uwielbianej kobiecie w nadziei spłodzenia dziecka."
Szał. Przed oczyma stanęła mi wizja Jacka z menzurką, klęczącego przed Claire i recytującego: "Przyjmij, o pani, ten drobiazg jako wróżbę zwycięstwa". Ponieważ jestem człowiekiem dziwnym, przypomniała mi się także "Alicja z krainy czarów", ale to już uznałem za przesadę i rozwijać tematu nie będę. Grunt, że Jack dochodzi do wniosku, że Claire jest piękniejsza niż jego konie. Bo Jack jest romantyczny, nie to, co większość panów.
A Claire? Normalna kobieta albo by zemdlała, albo strzeliła Jacka w mordę za ten seans, bo aluzja fajna rzecz, ale wymaga niedomówień, "tak bardziej inteligientnie"... Tylko kto powiedział, że Claire jest normalna? Claire czuje piżmo.
"Jakby w transie obserwowała zapłodnienie. Zacisnęła palce. Oddech unosił jej pierś. Myślał, że odczuje wstręt, tymczasem Claire objawiała tę samą radość, jaka wezbrała w nim. Zrozumiała".
Nożżż, kurde... ja nie bardzo. No, ale ja nie jestem telepatą, a Jack i Claire właśnie przeszli na parapsychiczne środki komunikacji międzyludzkiej:
"Ich wzrok się spotkał Jack wyraził w nim swoją myśl.
- Dziś wieczorem' - dał jej do zrozumienia.
- 'Tak' - brzmiała jej niema odpowiedź."
Ja cię kręcę... normalnie jasna strona Mocy i Obi Wan Kenobi mamroczący "użyj miecza, Luke".
Powietrze drga od gorąca, iskry od tych spojrzeń się sypią, piżmo tężeje się w galaretkę i kiedy już-już myślimy, że Jack runie żelaznym wojskiem na Claire, obali ją na siano i pokaże jak się na Dzikim Zachodzie łomoce kolbami w drzwi... następuje zgrzyt. Autorka zabiera nas na obiad z popijawą. Nie no... ja nic nie mówię, nawet dobrze się składa, bo rzeczywiście na trzeźwo takie rzeczy czytać, a tym bardziej robić...
Obiad jest smaczny i wesoły, bo poznane niedawno historyczne małżeństwo uwala się jak Messerschmitt i wpada na pomysł, żeby zabawić się z Amy na osobności. Amy trochę się opiera, ale po czwartej tequilli (oni to tam nazywają "cocktail"... boszzz, co za oliwy... tequilla cocktailem...) łapie fazę i przestaje mieć opory. Profesorostwo ma ochotę także na Claire, ale ta popada w katatonię. Cóż robić, trzeba zadowolić się małolatą - myślą perwersyjni naukowcy i zabierają Amy w miejsce bliżej nieznane, rzucając na dobranoc: "Odwieziemy ją jutro". Oj, szykuje się niezła zabawa, skoro Amy trzeba będzie odwozić. Profesor mówi coś o prysznicu... No tak, to by tłumaczyło wiele.
Wróćmy jednak na moment do Claire, która popadła w stupor. Pewnie łamiecie sobie głowy, co jej się stało? No, ludzie... Wiecie przecież jak wygląda Jack, nie? No to czytajcie:
"Rozchylił usta. Claire stanął przed oczyma obraz koni
w całej swej ekspresji. Na twarzy poczuła falę gorąca"
Pomyślcie sami: staje przed wami jaskiniowiec z opadniętą szczęką, zachowaniem przypomina konia w trakcie rozpłodu, a w dodatku zionie Wam tequillą w twarz. Ja to bym wyleciał przez komin wyjąc ze strachu, a Claire ustała w miejscu. Twarda babka, nie ma co.
Ufff, jak gorąco... pufff, jak gorąco...
Jack rzuca się na Claire i zaczyna ją znowu wyciskać:
"jego uścisk podobny był do zacisku imadła (...) Kremowe krągłości wymykały się spod materii".
Kremowe... najpierw pączki, teraz kremówki... "Masz może chusteczkę, Shreck? Pociekło mi. Zawsze się ślinię na myśl o kremówkach". Claire chrypi, że kręgosłup, że służba, że co sobie ludzie pomyślą, ale Jack jest doświadczony w miłosnej grze, komunikuje, że wszyscy mają wolne, nikt cię nie uratuje, wycisnę z ciebie oba płuca naraz, drzwi zamyka kopem i dawaj wlec Claire do sypialni. Sypialnia, jak w każdym porządnym domu, jest na piętrze, więc przez moment mamy cytat z "Kubusia Puchatka". Pamiętacie to "stuk-stuk-stuk" główką misia o schody? No. Tutaj w roli Fredzi Phi-Phi wystąpiła Claire, otumaniona nieco oddechem Jacka, który to oddech był
"niczym wiatry Santa Ana, jak pochodnia,
podsycająca ogień".
I tu muszę przyznać uczciwie - nie zdzierżyłem. Dobra, ja rozumiem, że w jaskiniach zaloty są proste szybkie, cios w potylicę, za włosy w kąt i szybkie bara-bara, że Cro-Magnon to nie Colgate, ale tu już autorka przesadziła. "Oddech jak wiatry"... Bueeeee... I jeszcze ta "pochodnia podsycająca ogień"... South Park. Estetyka Cartmana. Tak się dzieci w podstawówce bawią, ale żeby dorosły facet ukochanej kobiecie pokazywał, co się robi z "oddechem jak wiatry" przy pomocy zapalniczki... Nie wytrzymałem, zostawiłem kochanków pod Ypres a sam poszedłem ostudzić głowę pod kranem.
Kiedy wróciłem, Jack deklarował, że nie chce zranić Claire, a następnie:
"Przycisnął nos do jej policzka, pomrukując łagodnie
i zagłębiając w jej ciele palce."
Znaczy będziemy mieli seans tajskiej medycyny. Wycinanie wyrostka bez skalpela i krwi. Widziałem w telewizji. Czy to może była medycyna filipińska? Nieważne. Ja się zastanawiam, a Jack chyba już wyrostek zoperował i zutylizował, bo poleciał do kuchni po popitkę. Wrócił z kocem, "zakurzoną butelką brandy", dwiema szklankami i tajemniczym pudełkiem w złotym celofanie. Chyba kroi nam się Piknik od Wiszącą Skałą. A może jakaś ceremonia voodoo, bo Jack ma także świecę i zapałki. Jak widzicie - odesłanie dzieci do dziadków było wyższą koniecznością. Ja sam ledwo wytrzymałem do końca odcinka, a i to tylko dlatego, że Stephena Kinga i Grahama Mastertona naczytałem się w młodości. Ale nawet mnie Nancy Holder parę razy powaliła na wykładzinę. Z tego też powodu dzisiejszy odcinek jest nieco krótszy - muszę odpocząć i nabrać sił. Przed nami kulminacja, kumulacja, ejakulacja - scena na jeziorkiem czyli jak zniknięto geometrię euklidesową. Będzie brutalnie i bez sensu. Ale to już w następnym odcinku.
Aha! - nie przywoźcie dzieci!!
AJK Jaśmina W związku z tym, że ku naszemu rozczarowaniu
pismo Fronda zaprzestało publikacji Indeksu Ksiąg
Zakazanych, na którym niestety, mimo naszych nalegań,
nie znalazł się żaden z roczników Tajniaka, sami postanowiliśmy
wydać jakiś Indeks Ksiąg, by redakcji Frondy dać do
myślenia, a Szanownym Czytelnikom wskazówki do tego,
jak żyć, skoro Fronda już tego nie robi.
Indeks Ksiąg Zakazanych i Nakazanych Tom piąty
Wielki Inkwizytor poBłażej Spis niektórych lat Papież Jan Paweł II ustanowił szczególne okresy w życiu Kościoła Katolickiego, by zainspirować ludzi. Na przykład:
Redakcja Malarz Seba Poezja: Grupa Poetycka Niedoszłe Małżeństwo Przypominam sobie stare miejsca myslę o tamtych chwilach lato w Zakopanem zacznij pisać zmartwychwstanie teraz już nie ja żyję żyje we mnie Chrystus taniec w realistycznej przestrzeni prawdziwy choć nieprawdziwy pląs w drodze przez Kęty pod lasem przy bocznej drodze prawda i czas zasada niesprzeczności życie i śmierć zasada tożsamości jeśli mogę tak powiedzieć kocham to miejsce zakrzepła krew tysięcy pod chodnikami mistyka ogrodów parków kamienic tablic pomników tutaj wszystko się zaczęło wszystko zaczęło się wszędzie Słowo Boże w piwnicy cmentarz przy Ryżowej godzina trzynasta trzynaście nie ma większej miłości niż kiedy życie swoje oddaję wiesz pomyślałem sobie że może nie trzeba aż tak dziś jestem taki szczęśliwy przyjacielu tęsknię za tobą kiedy już wszystko skończone przechodzę na drugą stronę okna spełnienie każdego czasu potrzebuję cię przyjacielu na zawsze Malarz Seba Trzy po trzy: Felerna opowieść Po obiedzie (fragment nieistniejącej całości) Nie ma letko. Piszę te słowa będąc po obiedzie, a co na obiad jadłem? Nic. A co z trębaczem, nie wiem, bo nie słucham Jedynki. W Krakowie też nie mieszkam. Swoją drogą dawno mnie tam nie było, w tej stolicy. Jakieś sześć lat prawie. Przez ten czas ci wszyscy, którzy Krakowa nie znali, a nawet na oczy go nie widzieli nigdy, zdążyli w nim zamieszkać i znają go teraz lepiej niż ja w okresie świetności. Za to znam Warszawkę. Sześć lat temu znałem ją z telewizji głównie, z kilku epizodów i z przesiadek na centralnym. Na widok Pałacu Kultury i pomnika Szopena doznawałem mistycznej ekstazy. Przechadzając się po Krakowskim Przedmieściu, spoglądając na Grób Nieznanego Żołnierza, zerkając na ten biały domek Prezydenta... O matko, przeraziła mnie masa tych warszawskich miejsc, o których powiedziałbym wtedy, że są magiczne. Warszawa sama w sobie jest miejscem zaczarowanym. Tylko bez skojarzeń okultystycznych, proszę. Nie zamierzam się kłaniać ani opętanym schizofrenikom, co zatruwają życie swoim dzieciom, małżonkom i demoralizują społeczeństwo, ani też tłumaczyć ich paranoicznym tropicielom, którzy nienawiść swą sączą jak jad, który zatruwa im najpierw oczy, uszy i inne zmysły, a potem atakuje osoby postronne. Weźmy te
Dziś na obia mam to samo co na śniadanie. I na wczorajszą kolację, i na obiad wczorajszy, i tak dalej. Piszę te słowa będąc przed obiadem. Zresztą to się jeszcze zobaczy. Czy wiecie, że podział Biblii na rozdziały pochodzi z XIII wieku? A na wersety z XIV? No, no, to nie takie znowu nieważne. Zdajmy sobie wreszcie sprawę z tego, że nie żyjemy w muzeum i nie jesteśmy eksponatami. Mowa jest o XIII i XIV wieku PO Chrystusie. Nie przed.
Właściwie to nie chce mi się jeść.
A tak, miało być o Warszawie coś chyba. To miłe miasteczko, słowo daję. Uroczy jest las na Bielanach, urocze są Łazienki pełne ciągnących nas za nogawki wiewiórek. Staw na Włochach po drugiej stronie torów. Zapewne po słusznej stronie czyli tej oryginalnej.
Ciepliczanie jeżdzą z Cieplic do Jeleniej Góry. Wtedy niektórzy młodzi jeleniogórzanie się denerwują, bo przecież CIEPLICE SĄ W JELENIEJ GÓRZE. Zastanawiam sięczy to się też do Włochów i Warszawy odnosi... Może i tak, ale to już chyba nie to samo.
No dobrze, właściwie jestem już po obiedzie.
(...)
Naczelny Malarz Seba tajemniczy kącik mnicha: mnich Miodek ... Pewnego dnia mnich Miodek był tak bardzo rozdarty wewnętrznie, że sam siebie
nie poznawał. Pot spływał mu z czoła, bo usiłował się poznać, a nie mógł,
więc się męczył. Płakał łzami rzewnymi, bo go serce bolało, a każdy szczegół,
na który spoglądał, przypominał mu to, co rozrywało mu serce. Działało
to jak pętla sprzężenia zwrotnego. I to wcale nie ujemnego. Więc im większa
rozpacz ogarniała Miodka, tym w większą wpadał rozpacz i zdawało się już,
że to sprawa tak beznadziejna, jak zapadanie się czarnej dziury. A jednak
cud się zdarzył. Teraz mnich Miodek już wie co to jest czarna rozpacz,
ale wie też, że nigdy nie jest sam. W razie potrzeby sięga pamięcią.
dr John Brosman Malarz Seba Fabularne: Leon Słynny gdzieniegdzie Oafel Uuk odcinek 2 Piękny tu i ówdzie kolega Oafela Uuka, Stefan, milczał zawzięcie. Milcząc myślał. Był rozgoryczony. Gdy wszyscy wyszli, postanowił się zabić. W ten sposób, że zaśnie i już się nie obudzi. Powodem jego rozgoryczenia były pieniądze. Jego pieniądze. Te, o które się upomniał. Żeby było jasne: nie te, które mu się należały, bo zarobił, tylko te, o które grzecznie poprosił swego dłużnika z pewną nieśmiałością dodając powiedzonko "kochajmy się jak bracia, ale liczmy się jak Żydzi". Został za to zwyzywany od antysemitów. I od pedałów też.
Jego stosunki z Oafelem jakiś czas temu uległy naturalnemu ochłodzeniu, a potem wręcz kontakt się urwał. Teraz Stefan siedział i myślał o tym, że trzeba by się spotkać i może trochę pogadać. Wznieść niejeden toast za Zbigniewa. "Słuchaj, Oafelu, nie widzieliśmy się dłużej niż znaliśmy się w chwili, kiedy widzieliśmy się ostatni raz" - tak wyobrażał sobie, że mu powie na początek. A potem będzie wzruszenie, okrzyki radości, uściski i różne takie. I piwo do rana oczywiście, bo bez piwa nie można. No chyba że Oafel przez te kilka lat przeszedł na abstynencję, to się mu odpuści.
Coś zatrzeszczało. Stefan zerwał się, strząsnął odrętwienie pod buty. Przyłożył ucho do ściany i delikatnie podregulował częstotliwość. Po chwili urządzenie wydało cichy jęk i na ekranie pojawiły się pierwsze słowa. Generalnie niewesołe zresztą. Tylko jedno z nich, mianowicie delikates, zdawało się podrygiwać, a nawet sobie chyba coś podśpiewywało.
- Chcecie wojny - szepnął Stefan milczenia swego wcale nie łamiąc, bo milczał tylko na zadany temat. - Nie będziecie jej mieli.
Wyrazy całkiem sprawnie układały się w zdania. Jakby były szkolone. Stefan odpowiednich denotatów szukał w pamięci (czemu właśnie tam?), jednocześnie starając się złapać za drugi ogon tę treść, która się przetaczała przez ekran jakby trochę za szybko. - Spotkałem śmierć. Była chuda, że masakra - snuł swą opowieść negatywista z przeciwka. A dziatki z przejęciem słuchały. Nie wiedziały, że negatywista to tyle co pozytywista inaczej. Też był przeciwny myśleniu o wszystkim, co nie służy wielkiej maszynie, a na którą się podobno składamy będąc w niej trybikami, śrubkami i innymi bzdetami. Inność jednak polegała na tym, że tego nie krył. Wszystko podporządkowywał pracy. Praca była mu oczkiem w głowie. Była jego bożkiem. Praca, praca i jeszcze raz praca. Zapytany po cóż człowiek żyje, odpowiadał: "żeby pracować".
"Kto nie pracuje, ten nie je" - tym szczytnym hasłem, o którym do końca nie wiedział właściwie skąd się wzięło, podpierał każdą swoją mowę. Zresztą przez to krasomóstwo wszystkie kelnerki były jego.
Trudno powiedzieć na jakich fundamentach budował swą wiarę w to, co głosił. Skąd brał te prawdy. Pewne jest, że zaszedł dzięki nim tam, gdzie zaszedł, ale czy dobrze na tym wyszedł, to już inna kwestia. Nie nam o tym sądzić. Zresztą życzymy mu jak najlepiej, choć trochę nas śmieszy.
- Niech wujo mówi dalej co z tą kostuchą - Zosia, lat 6, się niecierpliwiła.
- A tam, zaraz kostucha. Co to za archaizm!
- Niech się wujo nie unosi, bo się rzygać chce. Niech się streszcza wujo, bo wychodzę za siedem minut. Z zegarkiem w ręku, psia mać.
Wujo negatywista westchnął, podrapał się bezmyślnie po pępku i rzekł palcem przy tym grożąc dla kawału:
- Ty smarkulo!
Śmiechu było co niemiara, igraszki zaś te popołudniowe przerwał dzwonek u telefonu. Był to mały Dzwonek Zygmuntka, ale przyznać mu trzeba, że dzwonił potężnie. Zygmuntek zawsze nim dzwonił, gdy towarzystwu trzeba było przerwać zabawę. I dobrze zrobił, bo po Zosię, lat 6, przyszedł kelner. Narzeczony zresztą.
Leon Malarz Seba Fabularne: Calac Dolores - I wiesz co Dolores? Mówią, że milczenie jest złotem. I ja się z tym zgadzam. Gadanie jest nic nie warte. To jedna wielka iluzja, autonomiczny organizm mieszkający w twojej głowie. Wydaje ci się, że to ty jesteś panem sytuacji, ale jak tylko przyśpisz, to już po tobie. Stracisz czujność - trach! Pęka klatka, potwór ucieka z tego neuronowego zwierzyńca pod czaszką. Mówię ci Dolores, gadanie to jedno wielkie gówno.
- Dlatego się zamknij, Eduardo.
- Nie kpij sobie, Dolores! To poważny problem.
- Akurat! Lepiej byś przestał i przyniósł piwo z lodówki. Głowa już mi pęka od tego twojego paplania.
- Powinnaś czytać więcej naukowych książek, Dolores, to na pewno lepiej by ci zrobiło niż te...hej! - "Księga Piasku" Borgesa przeleciała ze świstem tuż koło ucha Eduardo. - Co robisz stara wariatko?! Chcesz mnie zabić?!
- Zamknij się łajzo. I idź wreszcie po to piwo.
- Dobra, dobra już idę. - Eduardo niepomny obelg ruszył swoim kaczym krokiem w stronę lodówki. Otwierające się drzwi wejściowe poruszyły nieznacznie lepkie, stojące powietrze. - Cześć Jesús! Wiesz, że ta wariatka chciała mnie przed chwilą zabić?!
- Musiała mieć powód - rzucił przybysz i spokojnie dodał - Cześć Dolores.
- Witaj López. Siadaj - odparła kobieta równie spokojnie.
Jesús usiadł na krześle pod oknem i zaczął się na nim huśtać. Z zewnątrz dobiegała podchmielona melodia wygrywana przez bezrobotnych mariachis włóczących się po miasteczku w towarzystwie zakurzonych psów. Dolores patrzyła z pobłażliwym uśmiechem na Eduardo grzebiącego w lodówce.
- Co tym razem wymyślił ten domorosły filozof? - spytał Jesús.
- Filozof! - prychnęła Dolores - To zwykły idiota. Krytykował...mówienie. Wyobrażasz sobie?
- Ja wiem, że to paradoks - wydobył się z lodówki przytłumiony głos Edwardo. - ale to święta prawda co mówiłem. Mowa to rak, który toczy człowieka od wewnątrz.
- To prawie tak, jakbyś krytykował defekację - odezwał się wyraźnie rozbawiony López. - Możesz sobie gadać, że jest zła, ale srać i tak musisz.
- Ty to masz zamiłowanie do alegorii. - Eduardo wynurzył się wreszcie z brzucha obdrapanej lodówki. W rękach trzymał trzy zmrożone butelki.
- No, to jest podejście, niech będzie, realistyczne. - kontynuował López. - Jest jeszcze inne wyjście...idealistyczne. Możesz mówić, że defekacja jest zła i wsadzić sobie w dupę korek. Przez jakiś czas wszystko będzie pięknie. Ale po pewnym czasie gówno rozsadzi ci bebechy.
- Gówniarze to wy jesteście i tyle! - nie wytrzymała Dolores. - A ty jesteś na dodatek kopnięty.
- Wiem, skarbie - odparł López z szelmowskim uśmiechem.
Rozległ się przyjemny syk otwieranych butelek i rozmowa szybko się urwała. Jesús delektował się zimnym płynem stopniowo wypełniającym żołądek. Uwielbiał przesiadywać w kuchni Dolores de la Noche, huśtać się niezmiennie na tym samym krześle, rozkoszować się zapachami wydobywającymi się spod pokrywek przyczajonych niczym pająki na okopconych garnkach i słuchać paplaniny niezmordowanego Eduardo - bratanka Dolores. Pomimo niezliczonych obelg jakimi obrzucała tego nieco gapowatego chłopaka, widać było jak bardzo go kocha. Do Lópeza też była bardzo przywiązana. Oprócz starego, kulawego kota, który mieszkał na śmietniku po drugiej stronie ulicy, byli jej jedynymi gośćmi. Tak już od wielu lat...
Calac Malarz Seba Piętnaście Minut Przerwy Ziemniaki Osoby: Czas:
Zjadłbym zasmażanych ziemniaków z kwaśnym mlekiem, białogłowo.
Ależ drogi mężu! Ziemniak, zwany też kartoflem, a po łacinie Solanum tuberosum, gatunek z rodziny psiankowatych, sprowadzą do Europy dopiero Hiszpanie w 1565 roku, a rośliną uprawną stanie się on w pełni, proszęż ja ciebie, w XVIII wieku! Obecnie występują dzicy przodkowie uprawnych form ziemniaka głównie w Andach, ale i na sąsiednich terenach, od Meksyku po Chile. Ziemniaki uprawiane były już trzy tysiące lat temu przez kultury przed-inkaskie, obecnie zaś przez samych Inków, ale Kolumb to się jeszcze nawet nie narodził! ...Zatem zasadniczo jest to niemożliwe.
To może być pomidorowa.
Piętnaście Minut Przerwy Kinia & Malarz Seba w koprodukcji ekumenicznej Piętnaście Minut Przerwy Prorok
Halo...dzień dobry...czy to serwis RTV? Ja chciałem zgłosić problem... Od tygodnia nie mam wizji...
Piętnaście Minut Przerwy Malarz Seba Seria "z kwadracikiem" PRZYJEMNOŚĆ
AKT PIERWSZY ONA Dziękuję, kochanie ON Cała przyjemność po mojej stronie, kochanie ONA No właśnie, kochanie... KURTYNA Piętnaście Minut Przerwy Malarz Seba Piętnaście Minut Przerwy ROMEO I JULIA
ROMEO "Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył ran." JULIA ROMEO "Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! JULIA ROMEO "Patrz jak na dłoni smutne wsparła liczko! JULIA ROMEO "O! Mów, mów dalej, uroczy aniele; JULIA ROMEO "Ciemny płaszcz nocy skryje mię przed nimi. słychać dzwoniący telefon, Julia wchodzi do mieszkania zamykając drzwi balkonowe ROMEO "Także mam odejść niezaspokojony?" niespodziewanie, zamiast kurtyny, pojawiają się świeżo przeniesieni do rezerwy Otello, Makbet i Król Lear, dzierżąc w dłoniach na poły opróżnione butelki wina marki "Sen nocy letniej", i śpiewając pieśni rezerwistów, przerywane od czasu do czasu okrzykami typu: "Wisła pany", unoszą Romea w kierunku plant (przez Szewską)...
Piętnaście Minut Przerwy Malarz Seba Piętnaście Minut Przerwy WIDZENIE
kroki klawisza, w tle... Dziś na ścianie wydrapałem/ KLAWISZ I Siedemset czternasty, rusz dupę. Ktoś do ciebie ! WIĘZIEŃ Mam ..... widzenie..... KLAWISZ II Dziś niedziela, wszyscy mają widzenie... dźwięk zatrzaskiwanych drzwi celi, kroki Znamy się tylko z widzenia/ KURTYNA
Piętnaście Minut Przerwy Piętnaście Minut Przerwy ANTYKAWA
...tak, tak... A ty znowu pijesz kawę, Alfredzie. Tyle razy mówiłem ci, że kawa jest niezdrowa, wypłukuje magnez z mózgu a nade wszystko niezwykle osłabia pamięć. Pójdź moim śladem i przestań pić to świństwo.
A od jak dawna nie pijasz już kawy, drogi Ignacy?
Nie pamiętam.
Piętnaście Minut Przerwy Malarz Seba zabawne jak szybko się zmienia, co tyczy się mego istnienia, a jednak bym to bardziej wolał: dowiedzieć się, kto mnie zawołał; byle nie zepsuć dzisiaj - jutro nie liczy się; okładka © Podziemne Pismo Tajniak |